ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Zaczął i on schodzić, tak zamyślony, że nie widział, jak opodal jeszcze jeden człowiek, czając się do ziemi, w stronę wioski zmierzał, który ani Szwedasem nie był, ani tym obcym szlachcicem. Ze wzrokiem wbitym w ziemię i w sobie zatopiony, młody człowiek szedł powoli miedzami polnymi, wśród zagonów ze zbóż ogołoconych. Chaotycznie mieszały mu się wrażenia doznane. Dziewczyna, którą tylekroć grubiańsko zaczepiał, chłop z pozoru nieokrzesany i ów Karewis, piętnastoletni bosy pastuch, który za granicami swej parafii świata nie znał… Mówili teraz do jego duszy dziwnym językiem, stanęli przed nim jak ci dziedzice i obywatele szanowni ziemi, o których kiedyś Rufin mówił. Mrówki te znosiły źdźbła, pyły, igiełki sosnowe i siedemkroć większy niż siły ciężar wlokły do mrowiska, sypały przez lat dziesiątki kopce rojne, nie ustawały nigdy. Tak się zamyślił idąc, że zdały mu się te zagony i pola leśną rubieżą, pociętą śladami owadów, a te chaty po nich rozrzucone mrowiskami, które miliony wznosiły, nad trud zapamiętałe, przemyślne. A wtem przed nim coś zaświeciło na miedzy. Schylił się. Leżała tam książczyna mała, którą człowiek ukryty, nieznany, rzucił za siebie jak siewacz ziarno. Dla pracowników biednych, dla bosonogich pastuszków zostawiona tam była, co jak ptaszęta wstaną ze słońcem i ziarno to znajdą na miedzy na karm dla duszy. Wawer ją podniósł. Apej żerne (O ziemi) — przeczytał na okładce i już nie odłożył na powrót, ale schował w zanadrze. Czasem na wierzchu mrowisk złocą się ziarna żywicy wonnej: taką mu się ta książka wydała kruszyną kadzidła… Ukończono żniwa, na ukończeniu też była zagroda na Bubiach. Pracowano przy niej gromadnie. Wawer nie szczędził pieniędzy i poczęstunku, sam od świtu stawał do roboty, śpieszył gorączkowo, pomagali mu też chętnie sąsiedzi i krewni. Na zagrodzie bielał już komin wysoki, świeciła złocista strzecha, rosły jak na drożdżach stodoła i obórka. Wszystko było dostatnie i schludne, przypominało porządkiem i skrzętnością zagraniczne folwarki, wzbudzało w patrzących zachwyt i podziw, a Wawra napełniało wielką dumą i lubością. Przychodził z rana pierwszy, a odchodził ostatni, gdy już gwiazdy świeciły. Nad wyraz miłe były mu te węgły świeże, ten szmatek ziemi przygotowany pod pierwszy zasiew nowego właściciela. A tymczasem dnie i tygodnie biegły niepostrzeżenie i aż się przeraził pewnego wieczora, obracho—wawszy sumiennie czas między swoimi spędzony. Miał to być tydzień odwiedzin, a zmienił się na cztery miesiące i trzy dni już tylko brakło do szydłowskiego odpustu Narodzenia Matki Boskiej. Listy od Matschkego przestały dochodzić. Zapewne obrażeni śmiertelnie, nie chcieli się więcej do zbiega odzywać, bo był zbiegiem i zdrajcą, i niewdzięcznikiem… Choć go nikt nie widział i nie strofował, Wawer wstydem płonął i spuściwszy głowę szedł jak winowajca, zaprzysięgając sobie następnego piątku odjechać stanowczo, oprzeć się wszelkim prośbom i zaklęciom rodziny. Zstępował na gościniec właśnie, gdy go turkot wozu doleciał i raźne parskanie koni, więc się obejrzał machinalnie. Wieczór jasny był, więc z daleka poznał siwego i kasztanka starego Szwedasa i zwolnił kroku. Wóz się wnet z nim zrównał, a Szwedas siedzący na ładunku beczek i tłumoków pozdrowił po zwyczaju Bożym imieniem. — Dobre macie oczy, dziadziu, żeście mnie poznali rzekł młody uchylając kapelusza z uszanowaniem. — I poznałem i zapamiętałem, chociem ciebie mało widział — odparł stary wstrzymując koniki do kroku pieszego. — Dziękuję wam za pamięć. — Ty może myślisz, że to z powodu owych pieniędzy, coś moim chłopcom po ogniu rzucił? Otóż nie z tego. Zapamiętałem cię dla twego rozumu i zastanowienia — ciągnął Szwedas dalej, lejce zarzucając na luśnię i dobywając z kieszeni fajkę. — Inni wszelaką rozpustę i swawolę do kraju z obczyzny przynoszą, a tyś przyniósł uczciwy grosz i naukę. Będzie ta chata twoja dobrą szkołą i przykładem. Na zagrodę ręką wskazał