ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Pozostałe trzy rydwany wpadły z impetem w ruchome piaski i zostały wciągnięte równie szybko jak pojazdy uciekinierów. To uzmysłowiło Trokowi niebezpieczeństwo i zdołał przyhamować konie i wydostać się z kurzawki. Porwał z uchwytu swój krótki łuk refleksyjny i zeskoczył na ziemię. W tyle pozostałe rydwany przerwały szarżę i zatrzymały się w chaotycznym kłębowisku. — Łuki! — krzyknął Trok. — Strzelać salwami. Nie dajcie im uciec. Zastrzelcie ich. Łucznicy wybiegli naprzód i ustawili się na skraju trzęsawiska w czterech szeregach, trzymając w dłoniach gotowe do strzału łuki, a ich kołczany wypełnione były strzałami. Mintaka raz jeszcze wysunęła się przed towarzyszy. Była już w połowie drogi, natomiast Taita i Bay, choć pracowali zawzięcie, pozostawali coraz bardziej w tyle. Trok przebiegł wzdłuż szeregów łuczników, wydając rozkazy: — Łucznicy, strzały. — Stu pięćdziesięciu mężczyzn założyło strzały na cięciwy. — Naciągnąć i wymierzyć. — Unieśli łuki i przyciągnęli cięciwy do warg, mierząc pod niskie, żółte niebo. — Strzał! — ryknął Trok i gęsta chmura pocisków wzbiła się w powietrze. Strzały osiągnęły najwyższy punkt swej trajektorii i opadły w stronę trzech drobnych postaci na środku ruchomych wydm. Taita usłyszał, jak nadlatują, i spojrzał do góry. Śmiercionośna chmura opadała w ich stronę, świszcząc cicho niczym skrzydła klucza dzikich gęsi. — W piasek! — rzucił naglącym tonem Taita i wszyscy troje ześlizgnęli się z desek, zanurzając się po szyje w trzęsawisku. Obsypał ich grad strzał. Jedna z nich wbiła się głęboko w deskę, na której jeszcze przed sekundą leżała Mintaka. — Dalej! — rozkazał Taita. Wgramolili się z powrotem na deski i posuwali się do przodu. Po pokonaniu zaledwie paru jardów powietrze znów pociemniało od nadlatujących strzał i musieli na powrót schronić się w żółtej mazi. Jeszcze trzykrotnie ześlizgiwali się z desek, lecz za każdym razem odległość była trochę większa i łucznicy strzelali mniej celnie. Mintaka najszybciej brnęła przez piach i wkrótce znalazła się poza zasięgiem strzał. Goniły ich wściekłe ryki Troka, poganiającego swych ludzi. Strzały uderzały dookoła nich, lecz salwy były coraz bardziej rozproszone. Taita odwrócił się i spojrzał na Bay a. Jego wielka, pokryta bliznami głowa świeciła od błota i potu. Nabiegłe krwią oczy niemalże wyłaziły z orbit, otwierał szeroko usta, odsłaniając spiłowane na ostro rekinie zęby. — Odwagi, Bay! — zawołał do niego Taita. — Jesteśmy już prawie po drugiej stronie. Kiedy to powiedział, uświadomił sobie, że jego słowa były bezpośrednim wyzwaniem rzuconym bogom. Na brzegu za ich plecami Trok ujrzał, jak wymykają mu się powoli. Jego żołnierze używali krótszych i lżejszych łuków, przeznaczonych do strzelania z rozpędzonego rydwanu. Ich zasięg nie przekraczał dwustu łokci. Trok obejrzał się i posłał wściekłe spojrzenie swemu oszczepnikowi, który przytrzymywał zaprzężone do rydwanu konie. — Mój łuk! — krzyknął. Trok był w pułku jedynym człowiekiem, który woził ze sobą długi łuk. Jego zdaniem dodatkowa moc i zasięg tej broni nie rekompensowały żołnierzom problemów wynikających z jej rozmiarów. Lecz potężna budowa ciała i długie ramiona nie ograniczały go tak jak innych i choć najczęściej używał krótszego łuku refleksyjnego, to jednak kazał też zamocować na burcie rydwanu specjalny uchwyt na dłuższą i mocniejszą broń. Oszczepnik podbiegł do niego, podając mu wielki łuk. Przyniósł też kołczan wypełniony specjalnymi strzałami oznakowanymi wizerunkiem lamparciego łba. Trok przepchnął się do pierwszego rzędu łuczników, a ci rozstąpili się przed nim. Założył strzałę na cięciwę i oszacował dystans spod zmrużonych powiek. Głowy dwóch pływaków podskakiwały jak niewielkie piłki na żółtej powierzchni. Stojący wokół niego ludzie w dalszym ciągu strzelali pospiesznie, lecz ich pociski nie osiągały celu, padając na piach. Trok obliczył w myślach kąt strzału i stanął, wysuwając do przodu lewą nogę. Wziął głęboki oddech i napiął łuk, trzymając lewą rękę wyprostowaną, aż cięciwa dotknęła czubka jego zakrzywionego nosa. Naciągnięcie tego łuku stanowiło wyzwanie nawet dla jego zwierzęcej siły. Mięśnie nagich ramion uwypukliły się dumnie pod skórą, twarz ściągnęła się z wysiłku. Potem zwolnił cięciwę, a wielkie łęczysko odgięło się i zadrżało w jego dłoniach niczym żywa istota. Długa strzała rozmyła się w oddali, wzbijając w górę, wysoko ponad chmury mniejszych pocisków. Osiągnęła szczyt swej paraboli i opadła jak nurkujący sokół