Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Albowiem i Zgryzik bardzo polubił być bohaterem". Usłyszał, że go wołają. Zamierzał dopóty udawać, że nie słyszy, dopóki czegoś nie znajdzie, bodaj śladu obecności Gurula, zawstydził się jednak, bo w głosach nawołujących dźwięczał niepokój. Boją się o mnie, że gdzieś wpadłem albo co - pomyślał wzruszony. - Tu jestem! - zawołał i nacisnąwszy guzik aerotraxu uniósł się w górę. - Gurula nie znalazłem - rzekł, gdy nadlecieli. - Ani tego robota - dodał szybko, żeby powstrzymać Dziadka, w którego oczach można było wyczytać gniewne słowa, tłoczące się już na końcu jego języka. - Jest tu tylko coś... - Zgryzik zawahał się - coś dziwnego, o tu... Nie wiem, co to jest, coś jakby zardzewiała zbroja czy w ogóle zardzewiałe żelastwo. Tu leży, przy tej dziurze. Wskazał głową ową dziurę i - odskoczył, przerażony. Bo to, co nazwał zardzewiałą zbroją czy też zardzewiałym żelastwem, wstało! I w dodatku przemówiło! - Nazywać mnie, Tymoteusza Drugiego, robota zaprogramowanego do glansowania trzewików jaśnie wielmożnych panów Guru-l-ów-Tapa-tik zardzewiałym żelastwem! - zazgrzytał swym zardzewiałym głosem niepodobny do innych Gurulowy robot Tymoteusz Drugi. W tej chwili zresztą nieopisanie brudny, odrapany, cudacznie powgniatany, był niepodobny nie tylko do innych robotów z Tapa- tii, ale i... do samego siebie. A ściśle: był niepodobny do samego siebie tylko do momentu, kiedy się odezwał. Bo kiedy się odezwał we właściwy sobie arogancki i zarozumiały sposób, wszyscy (poza Zgryzikiem, który go nie widział przedtem) natychmiast go rozpoznali. - Tymoteusz Drugi! - rzekł ze zdumieniem Dziadek. - Ja go znalazłem! Ja go znalazłem! - wołał ochłonąwszy z przerażenia Zgryzik (znowu bohater). Tymoteusz Drugi pogardliwie wzruszył ramionami, czemu towarzyszyło nieprzyjemne dla ucha skrzypienie, jakby ktoś ostrym nożem przejechał po szkle. - Gdzie jest twój pan?! - zapytała Tapati wlepiając w niego srogie spojrzenie. Niepodobny do innych robot nie raczył odpowiedzieć, tylko wskazał głową (jak to poprzednio zrobił Zgryzik) w kierunku dziury, przy której dopiero co leżał. Gestowi towarzyszyły dziwne piski - z głowy robota wypadły żółtodziobe pisklęta, szczęśliwie już na tyle podrosłe, że mogły, rozwinąwszy skrzydełka, bez szwanku opaść na ziemię! - O raju, trzymajcie mnie! - wołał tupiąc radośnie Tapatik. -Ptaki uwiły sobie gniazdo w jego łepetynie, ha! ha! ha! Śmieli się wszyscy, nawet Tapati. Ale to ona pierwsza spoważniała. Przypadła do kolan Dziadka, co zawsze czyniła w wielkim strapieniu. - Dziadku! On pokazał tę dziurę! Czy myślisz, że... Gurul tam wpadł? - pytała głosem, w którym już słychać było łzy. - Ależ skąd, kruszynko! - zagrzmiał Dziadek. - On najwyżej wszedł tam z własnej woli. No nie płacz, zaraz się wszystkiego dowiemy. - I zwrócił się do Tymoteusza Drugiego, który stał nieporuszony, choć biały strumyk ptasiego łajna spływał z jego nie przeciążonego myśleniem czoła: - Gadaj szybko, gdzie jest Gurul! Niepodobny do innych robot milczał przez sekundę czy dwie (bo dłużej nie wytrzymał groźnego spojrzenia Dziadka). - Mój pan - zazgrzytał wreszcie obrażonym tonem - bada podziemia tego zamku. Gdyby ktoś o niego pytał, mam powiedzieć, że wyjdzie w drugiej połowie miesiąca sierpnia. Mój pan prosił, żeby mu nie przeszkadzać. Aha, i jeszcze - robot wyraźnie walczył z sobą (taką trudność sprawiało mu powiedzenie czegoś przyjemnego) - prosił, żeby pozdrowić od niego jakąś bzzy, grr, przepraszam, coś mi się zacina, jakąś Tapati. A ja mogę kszt...kch... przepraszam, ja mogę spać. Dobra... gzzy, grr... noc... grych. Co rzekłszy wygiął się dziwacznie, przez krótki moment stał pochylony do tyłu niemal pod kątem prostym, potem runął na ziemię w brzęku i łoskocie dokładnie w to samo miejsce, z którego niedawno wstał. I zaraz zasnął. - No, no - mruknął Dziadek w pełnej oszołomienia ciszy (w tej ciszy słychać było jedynie, jak bije serce poruszonej, szczęśliwej - Gurul nie zapomniał o niej! - Tapati)