ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. Ażłódźbiałego człowieka delfin przezrafy niedostępne i złowrogie przeniósł i Cień usadowił się w przejściu, jeszcze nie śmiał pójść dalej, bo syn wielkiego Tiki był dobry i kochał brunatnych ludzi. Nie śmiał podejść Cień, ale podchodzi, podchodzi coraz zuchwałej, i znowu przypłynął delfin, to znak, to bardzo ważny znak. Izginęła mapa... – Mapa?Jaka mapa? – spytał Leszek Lu, a minę miał taką, jakbyzostał wyrwany ze snu. Święty Starzec obrócił na niego oczy zamyślone, zmatowiałe. – Jest jeszcze jedno przejście na wyspę – powiedział ledwo dosłyszalnie. – Nie znał gonikt oprócz mnie. Widzisz, wtedy z tamtej katastrofy po złamaniu tabu ocalał ówczesny wódz-kapłan wyspyMori, Temahani. Kiedyżywiołysię uspokoiły, Temahani wziął pirogę, jedną z niewielu, jakie pozostały, i opłynął całą wyspę. Nie wszędzie dało się płynąć, więc szedł, szedł i płynął, i bardzo dokładnie obejrzał nowy brzeg. I znalazł przejście, tak, znalazł przejście! Nie, nie tamto, w rafach, o tamtym nie wiedział, on znalazłcoś przysamymbrzegu, od stronyoceanu. Po powrocie splótł zbambusowych włókien mapę, mapęnowych brzegów wyspy i zaznaczył na niej to przejście, które znalazł. Ale nic o tym odkryciu nikomu nie powiedział. Dopiero kiedy umierał, w tajemnicy, pod przysięgą przekazał tę mapę swemu następcyjako wielkie tabu. Itak mapaprzechodziła zpokoleniana pokolenie, a zawszetylko jeden człowiek wiedział o niej. Ażznalazła się w moim posiadaniu. Miałem ją... tutaj. Ateraz zginęła. – To znaczy, została ukradziona, tak? – powiedział Leszek Lu wstrząśnięty. – Ależ... – Wiem, żeto nie ty –rzekł uspokajająco ŚwiętyStarzec, źle odczytując jegowzburzenie. – Zginęła w dniu, gdywielka łódźżaglowa popłynęła po ciebie –wyjaśnił i uśmiechnął się smutnym, dobrotliwym uśmiechem. Leszek Lu ścisnął głowę rękami, bo nagle wydało mu się, że coś wie, coś ważnego, co może mieć związek z kradzieżą mapy. Jakiś obraz przemknął przed jego oczami i znikł, zanim zdążył uchwycić najmniejszy choćbyszczegół. – Czy... czy mój stryj wie o tym? – spytał.Święty Starzec potrząsnął przecząco głową, jego oczy były nieodgadnione. – Nie wie i nie chcę, żeby wiedział – padła zadziwiająca odpowiedź. – Ato nie powie nikomu, a i tymilcz. Co ma nadejść, nadchodzi, kiedywypełni się czas. Tawyspadługobyła szczęśliwa, dłużej niż inne wyspy. Ale droga do niej jest już otwarta, nic już nie zatrzyma Cienia, Cień jest blisko, coraz bliżej, coraz bliżej... Tak mówił Święty Starzec śpiewnym, równymgłosem, dobiegającymjakbyz zaświatów, a ledwo ostatnie słowo rozpłynęło się w powietrzu, olbrzymi cień musnął próg chaty. Ato podniósł ręce do gardła, bystłumić krzyk, Leszek Lu odruchowo przymknął oczy, a kiedy je otworzył, zobaczył, że schodami idzie Bigojan, ogromny, zwalisty, a jego cień biegnie przed nim, muska próg. 13. Ciężka chwila Leszek Lu wstał. Luwstał ipatrzyłstojąc, oczu nie mógłoderwać od tej olbrzymiej postaci wchodzącej z wolna po monumentalnych schodach; stalowosiwe włosy, odsłonięte, lśniły w słońcu jak srebrny,oksydowanykask, a zawieszona na szyilorneta, której szkła rzucałykrótkie błyski, zdawała się być drogocennym naszyjnikiem. Widok wspaniały, ale nieopisanie smutny, chłopcu ścisnęło sięserce,miał bowiem wrażenie, żeto jakiś wódz-kapłan, możesam Kon-Tiki wchodzi po tych zmurszałych schodach ku zrujnowanej świątyni, niewypowiedzianie samotny, ostatni przedstawiciel świata, którego już nie ma. Tawizjabyłatak dojmującorealna,żeLeszekLu stałblady, porażony. Ale Bigojan nie zauważyłtego. Bigojan patrzył na Świętego Starca. Szedł prostoku niemu i patrzył, awjego oczach malowała się najczulsza synowska miłość i oddanie. Ale kiedy pochylił przed nim głowę w niskim ukłonie, było w tym pochyleniu coś, co kazało myśleć o synu, który przychodzi prosić umiłowanego ojca o przebaczenie..