ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Towarzysze jego moc modlitw i pieśni na pamięć się w obozach ponauczali, bo je tam co dzień wieczór i rano czytano, odmawiano, śpiewano. Zobaczywszy córkę Ścibor prędko dokończył służbę Bożą, przeżegnał się, usta mu się do niej uśmiechnęły, ręce drżące wyciągnął i zaszeptał tylko: - Moja ty, moja! Ona też uśmiechnęła mu się, ale tak smutnie, że już wiedział, iż dzień będzie niewesoły. Postawiła misę na ławie, uklękła przy starym, a gdy on głowę jej obejmował całując, ona po rękach go całowała. Nie rzekli do siebie nic. Wstała potem i misę mu z ręcznikiem postawiła na kolanach, aby pożywał wygodnie. On patrzał tylko na nią i jeść mu się już nie chciało. Starzec był, choć wychudły, pożółkły, choć porąbany i posieczony, a bliznami czerwonymi jak pręgami poprzepasywany, pięknego oblicza; Skóra na nim przyległa do kości, a sucha twarz rysy miała pańskie i jasne. Orli nos nad nią panował kształtny, ruchomy w nozdrzach jak u córki; oczy nad nim, choć zbladłe, jeszcze bystro patrzały. Pierś miał wpadłą, ale szeroką, ramiona wychudłe sterczały pokazując, jakim był niegdyś, póki nie wysechł na szczapę. Siedząc w tym mroku, choć zżółkł, wybielał też razem, włosów reszta srebrna śniegiem odbijała od lica. Gdy sam pozostał, twarz tę całą obejmowała zaduma i smutek, występowały fałdy na czole i przy ustach; gdy córkę miał u boku, miłość wielka go rozpromieniała i był nią jakby ubłogosławiony. Wojak stary a zuchwały niegdyś, teraz nad wszystko pokój cenił i nie mogąc walczyć rad go był okupić, choć drogo. Pragnął go może więcej dla córki jak dla siebie. - Ptaszę ty moje - odezwał się cicho - cóżeś to tak rano z gniazda się ruszyła? Jagna potrzęsła główką, nie odpowiedziała nic. - A dzień tam jaki? - zapytał Ścibor. - Widzę z okna, że już słonko dokazuje. Ho! ho! wiadoma to rzecz, kiedy zawczasu jasno wnijdzie, na potem pewna burza lub słota... - Ranek był długo pochmurny - odparła Jagna - na pogodę ptactwo śpiewa. - A ty jak? - zapytał stary. - Ja? albo mi się pogoda na co zdała? - szepnęło dziewczę. - Mnie z tym jedno: pogoda czy słota. Czasem, gdy pioruny biją, to mi rzeźwiej i raźniej. Starzec jeść zaczynał, rękę podniósł, głową potrząsnął. Psy siedzące nie opodal przypomniały mu się skomląc a pomrukując. - Burza - począł zamyślony jakby sam do siebie Ścibor - pod dachem to nic. Bóg broni od niej i krzyż święty. Na łowach w lesie to tam mniejsza; a nie daj Boże z nią na pobojowisku się spotkać! Pomnę to, gdyśmy raz na Ruś ciągnęli z panem naszym i, wśród zaciętego boju, Pan Bóg też swe strzały sypać na nas zaczął, padł grad jak jaja gołębie i pioruny leciały jak słupy ogniste. Stało się naówczas, żeśmy wszyscy o bitwie zapomnieli, a Ruś korzystając z tego, uszła nam, aniśmy się spostrzegli. Naówczas, tuż obok mnie Niemirę piorun zwalił z koniem, że się na nim odzież zapaliła. Ten już nie wstał, a mnie ogłuszyło tylko na czas długi. Nie wywoływać ognia Bożego! - Jam to na wojnie nie bywała - smutnie się uśmiechając odpowiedziało dziewczę -ja w lesie gdy na łowach burza napadła, pięknie z nią było! Tylko patrzeć, a dziwować się! Co palnie piorun w sosnę, to się pali i gore jak jedno łuczywo! Co uderzy w dąb, to rozpłata korę aż do ziemi, co się zsunie po jodle, to we złocie stanie cała. Raz mi koń ze strachu na kolana padł, żem go ledwie podźwignęła. Dopieroż gdy spalone drzewa z trzaskiem i hukiem walić się zaczną a iskrami sypać dokoła jak deszczem ognistym! Mówiła tak, a stary z łyżką stygnącą, którą do ust niósł a donieść zapomniał, słuchał zapatrzony w nią, jeżeli nie mowy, to głosu. - Eh! ty - rzekł w końcu - ty Jagno szalona jakaś, tyś się nie do podwiki, a na rycerstwo rodziła, w tobie mój duch gra, taki jaki we mnie dawniej bywał. Gdybyś mogła wojakiem być, nie byłoby nad cię dzielniejszego. Prawda, że na niewiastę zuchwałości tej do zbytku. - Bóg mi taką dał być - odparło dziewczę spokojnie - radzić trudno, wstrzymywać się nie umiem. - Ty byś inną też być nie chciała! - zaśmiał się stary. I począł zajadać chciwie, jak to czasem starzy umieją, którym że pokarm siły nie daje, tym więcej zdają się pragnąć. Jagna patrzała, wedle zwyczaju swojego ręce założywszy na piersiach. Miała bowiem i ten dziewczynie nie przystojny nałóg, że gdy się zadumywała, gdy na czole jej chmurnym pręga występowała między brwiami dwiema, ręce się jej same pod piersią składały i wiązały u pasa. Ze starca potem wzrok pokierowała na okno otwarte, przez które nic widać nie było, krom kawałka światłości dziennej. Na krawędzi okna dwa psy stróże, których do izby nie puszczano, pokładły mordy kosmate jadło czując i ku panu poglądając. - Wiesz - rzekł stary, kość biorąc w ręce, bo cmoktać je i wysysać lubił - wiesz ty, Jagno, kto mi się dzisiaj śnił w nocy, hę? ... Śnił mi się ktoś, a to pewna, że ja stary miewam sny takie, iż mi się zawsze wyśni, kto się do mnie zbliża. Ot, dusza jakoś czuje, co do niej idzie. - Ale kogożeście to wyśnili? - zapytała Jagna obojętnie. Ścibor popatrzył na nią smutnymi oczyma. - Kogo! kogo! - powtórzył. - Albo to tobie co po kim? Albo to ci milszy jeden niż drugi?! Żebym wiedział, kto ci upodobany, Boże odpuść, czasami bym go tu gotów ściągnąć. Rozśmiała się Jagna pół ustami, ale brwi pozostały zmarszczone. - A co mi tam po nich! - poczęła ręce zaciskając mocniej jeszcze. - Po co oni tu jeżdżą, ten i ów? Ten, kogo bym ja mieć chciała, i czary go tu nie ściągną! Jagnie oczy zabłysły żywo. - A kogóż byś ty mieć chciała? - zapytał podchwytując - kogo? Złapane za słowo dziewczę usta podniosło, głową potrząsnęło, - E, nikogo! nikogo! - odparła półgłosem. Stary westchnął. - Któż ci się śnił, mój ojcze? - dodała zaraz. - A co ci po tym, choćbyś się dowiedziała? - rzekł Ścibor. - Tyle wiem, że - pomnisz go? nie? Stach z Konar pewno przyjedzie! Dawnom, dawnom go nie widział. Po co on tu miałby przybyć, nie wiem, a choćbym się i domyślał, mówić nie ma potrzeby