ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

– O czym ty mówisz, don Juanie? – zapytałem. – Czas, abyś wyrównał pewne zadłużenia, które zaciągnąłeś w swoim życiu – rzekł. – Nie żebyś był w stanie kiedykolwiek spłacić swój dług do końca; tego się nie da zrobić. Ale musisz wykonać jakiś gest. To będzie symboliczna spłata, ukłon w stronę nieskończoności, aby ją udobruchać. Opowiadałeś mi o swoich dwóch przyjaciółkach, które tak wiele dla ciebie znaczyły, o Patrycji Turner i Sandrze Flanagan. Czas, abyś je odszukał i ofiarował im coś, na co wydasz wszystko, co posiadasz. Będziesz musiał kupić dwa prezenty, nie pozostawiając sobie grosza przy duszy. Oto ten gest. – Nie wiem, gdzie one są, don Juanie – odezwałem się, gotów niemal do sprzeciwu. – Twoim zadaniem jest je odszukać. W swoich poszukiwaniach nie możesz pominąć żadnej ewentualności. To, na co się zamierzasz, to rzecz niezwykle prosta a zarazem prawie niemożliwa. Będziesz dążył do tego, by przekroczyć próg osobistego długu i za jednym zachodem się wyzwolić, po to by móc pójść dalej. Jeśli nie będziesz w stanie przekroczyć tego progu, nie masz nawet co próbować dalej się ze mną zadawać. – Ale skąd wziął ci się ten pomysł? – zapytałem. – Sam to wymyśliłeś, bo uważasz, że tak należy postąpić? – Ja niczego nie wymyślam – odparł rzeczowo. – Dostałem to zadanie od samej nieskończoności. Nie jest mi łatwo mówić ci to wszystko. Jeśli ci się zdaje, że mam ubaw po pachy, patrząc na twoją udrękę, to się grubo mylisz. Powodzenie twojej misji więcej dla mnie znaczy niż dla ciebie. Jeżeli ci się nie uda, masz bardzo niewiele do stracenia. Co? Wizyty u mnie. Też mi coś. Ale ja stracę ciebie, a to oznacza albo utracenie ciągłości mojej linii, albo utratę szansy na to, że zamkniesz ją złotym kluczem. Don Juan przerwał. Zawsze wiedział, kiedy moje napięcie zaczynało sięgać zenitu. – Ciągle ci powtarzam, że wojownicy w podróży to pragmatycy – ciągnął. – Nie zawracają sobie głowy sentymentami, nostalgią ani melancholią. Dla wojowników w podróży istnieje tylko walka, a jest to walka, która nie ma końca. Jeśli myślisz sobie, że przyszedłeś tutaj po to, żeby odnaleźć spokój, albo że jest to okres wyciszenia w twoim życiu, to się grubo mylisz. Ta misja spłacenia twoich długów nie podlega żadnym znanym ci uczuciom. Podlega sentymentowi najczystszej próby, sentymentowi wojownika w podróży, który szykuje się właśnie do pogrążenia się w nieskończoności, lecz zanim to zrobi, odwraca się i dziękuje tym, którzy mu sprzyjali, którzy byli dla niego łaskawi. Musisz potraktować to zadanie z całą powagą, na jaką zasługuje – kontynuował. – To twój ostatni postój przed tym, jak pochłonie cię nieskończoność. Dopóki wojownik w podróży nie osiągnie pewnego wysublimowanego stanu, nie istnieje dla nieskończoności. Tak więc nie ociągaj się; nie szczędź wysiłków. Napieraj bez litości, ale z elegancją, do samego końca. Poznałem owe dwie osoby – mówiąc słowami don Juana, dwie przyjaciółki, które tak wiele dla mnie znaczyły – w college'u. Mieszkałem wówczas w garażu przerobionym na małe mieszkanie w domu rodziców Patrycji Turner. W zamian za pokój i wyżywienie zajmowałem się sprzątaniem basenu, grabieniem liści, wynoszeniem śmieci oraz przygotowywaniem śniadań dla Patrycji i dla siebie. Byłem też domowym majstrem od wszystkiego i szoferem rodziny; woziłem panią Turner na zakupy i kupowałem mocniejsze trunki dla pana Turnera, które musiałem szmuglować do domu, a potem do jego pokoju. Pan Turner piastował wysokie stanowisko w firmie ubezpieczeniowej i pijał do lustra. Wcześniej przyrzekł rodzinie, że już nigdy więcej nie tknie kieliszka; było to po kilku poważnych awanturach domowych, których źródłem było spożywanie przez niego zbyt dużych ilości alkoholu. Pan Turner wyznał mi, że niesamowicie spuścił z tonu, ale od czasu do czasu musi sobie łyka pociągnąć. Wchodziłem do jego pokoju rzekomo po to, żeby posprzątać, ale tak naprawdę chowałem alkohol w belce, która pozornie podpierała jeden z łuków w suficie; w rzeczywistości była to wydrążona w środku atrapa. Musiałem przemycać trunki do środka i ukradkiem wynosić stamtąd puste butelki, które oddawałem w pobliskim markecie. Patrycja była na kierunku teatralno-muzycznym w college'u i cudownie śpiewała. Marzyła o tym, by występować w musicalach na Broadwayu. Oczywista sprawa, że zakochałem się w niej po uszy. Była szczupła i wysportowana, miała ciemne włosy i ostre rysy twarzy; była też mniej więcej o głowę wyższa ode mnie, co stanowiło decydujący warunek tego, bym oszalał na punkcie kobiety. Zaspokajałem chyba jakąś jej głęboką potrzebę, potrzebę opiekowania się drugim człowiekiem; stało się to jasne zwłaszcza wówczas, gdy spostrzegła, że jej tato ufa mi bez żadnych zastrzeżeń. Została moją mamusią. Nie mogłem nawet otworzyć ust bez jej zgody. Obserwowała mnie jak kwoka swoje pisklęta. Pisała nawet moje prace semestralne, czytała podręczniki i dawała mi streszczenia. A mnie się to podobało, choć nie dlatego, że chciałem, by się ktoś mną opiekował; nie sądzę, by taka potrzeba kiedykolwiek była częścią mojej natury. Uwielbiałem to, że ona to robi. Uwielbiałem jej towarzystwo. Codziennie zabierała mnie do kina. Miała darmowe bilety do wszystkich większych kin w Los Angeles, które jej ojciec dostawał w prezencie od wielkich szych dużego ekranu. Pan Turner sam nigdy z nich nie korzystał; był zdania, że obnoszenie się z darmowymi biletami uwłacza jego godności. W kinach zawsze wymagano, by osoba okazująca taki bilet podpisała pokwitowanie. Patrycja nie miała żadnych oporów, gdy należało cokolwiek podpisać, ale czasem upierdliwi pracownicy kina wymagali podpisu pana Turnera, a gdy ja podpisywałem się za niego, nie byli przekonani i żądali pokażą nią prawa jazdy. Pewnego razu bezczelny młodzian rzucił komentarz, który niesamowicie go rozbawił – mnie zresztą również – choć Patrycja strasznie się wściekła. – Coś tak mi się zdaje, że nie nazywasz się Turner – powiedział z tak chamskim uśmiechem, na jaki tylko stać człowieka – ale Turd [slang. – gówniarz; (przypis tłum.]. Tę uwagę byłbym w stanie przeżyć, ale spotkało nas jeszcze straszliwe upokorzenie, gdyż nie wpuszczono nas na “Herkulesa" ze Stevem Reevesem w roli głównej. Zazwyczaj wszędzie chodziliśmy z najlepszą przyjaciółką Patrycji, Sandrą Flanagan, która mieszkała obok nas z rodzicami. Sandra była całkowitym przeciwieństwem Patrycji. Była tego samego wzrostu, ale twarz miała okrągłą, z zaróżowionymi policzkami i zmysłowymi wargami; była chodzącym okazem zdrowia. Śpiew w ogóle jej nie interesował. Ceniła jedynie przyjemności fizyczne