ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Przez Warszawę przeciągały oddziały, ustępujące z frontu. W rozsypce, nieładzie, obdarci, brudni, zmęczeni żołnierze Hitlera w niczym już nie przypominali butnych, pewnych siebie zwycięzców. Ciągnęli przez jezdnie znienawidzonego, niepokonanego miasta już bez dziarskich piosenek, spode łba rzucając wściekłe lub zobojętniałe ze znużenia spojrzenia na ludzi, którzy przyglądali się im z pogardą i nie skrywaną satysfakcją. "Niemcy uciekają!" - czyż mogły być wówczas radośniejsze słowa? Wzbierała fala zapału, zdawałoby się, że jeszcze moment, jeszcze chwila, a przez miasto pobiegnie okrzyk: "Do broni!" Gorące, czerwcowe i lipcowe dni 1944 roku... Na horyzoncie, za Wisłą przewalały się dalekie jeszcze, lecz coraz bliższe i wyraźniejsze grzmoty walki. Lublin wolny! Co dzień nowe miasta i miejscowości znajdowały się już po "tamtej" stronie frontu. Zaczęły docierać skąpe na razie i niedokładne wieści o tworzącym się rządzie w Lublinie. Armia Czerwona była - zdawało się wszystkim - tuż, tuż... Część druga 11 "Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój..." Martyniakowa bezradnie kręciła się po pokoju. Wszystko leciało jej z rąk. Poruszała się z trudem: wstała dziś po raz pierwszy. Trzymając się sprzętów, słaniała się od okna do drzwi, nie mając sił, by zejść na dół po stromych schodach, i jednocześnie nie mogąc usiedzieć na miejscu, targana niepokojem i niepewnością. Podwórko i cała kamienica wrzały od samego rana. Podniecenie, trwające już od szeregu dni, dosięgło szczytu. Wszyscy zapomnieli o swoich własnych, prywatnych sprawach - nieważnych wobec tego, co się działo, czy dziać miało. Wszystkimi zakamarkami miasta obiegały wieści: - Niemcy uciekają! Już wycofali się z Warszawy! - Armia Czerwona naciera! - Powstanie wybuchnie lada dzień! Lada chwila! Nic sobie nie robiono z ostatnich, rozpaczliwych aktów terroru hitlerowskiego, z zarządzenia mobilizacji wszystkich mężczyzn do kopania okopów. Pociągi jadące na zachód były przepełnione całymi rodzinami niemieckimi, które z olbrzymimi bagażami usiłowały unieść do "Vaterlandu", do Rzeszy, swe głowy i zagrabione w Polsce mienie. Od paru dni głośno mówiono o zbliżającym się powstaniu. Lecz tego dnia, 1 sierpnia, po chwilowej przerwie, znów mówiono: "Na pewno dziś!" Nad miastem wisiały ciemne, gęste chmury, przesiewające dziwne, blade słoneczne światło. Wiało niewiadomą grozą. Oczekiwanie... Za Wisłą, gdzieś niedaleko, jak się zdawało, szalała wojenna burza. Mówiono o bliskiej walce na Pradze. Ludzie z Pragi i z Grochowa zaczęli uciekać tłumnie do Warszawy, która, jak sądzili, da pewniejsze schronienie w czasie działań wojennych. Od południa tramwaje przestały kursować przez mosty i tłumy pieszych z tobołami, walizkami, wózkami, dziećmi, przelewały się przez most jak rzeka. Wszystkie te wieści lotem ptaka docierały na Wolską. Ludzie gromadzili się po bramach i podwórkach, rozmawiali bez żadnego już skrępowania, nic sobie nie robiąc z okupantów, którzy jak gdyby się rozpłynęli. Do Martyniakowej wpadał ciągle ktoś z sąsiadów z nowinami. Syrena alarmowa rozjęczała się o jedenastej. To przeciągłe wycie, które kilkakrotnie w ciągu ubiegłych dni stanowiło sygnał nalotu samolotów radzieckich, tym razem zwiastowało chyba coś dziwnego, nieoczekiwanego. Tłumaczono sobie: to znak, to wezwanie do walki! - Czy już? - Więc kiedy? - zawisały na ustach pytania, na które nikt nie umiał dać odpowiedzi lub podawano sprzeczne ze sobą terminy. - Gdzie Jędrek? Co on robi? - Martyniakowa drżała, nieprzytomna ze zdenerwowania. Rozpierała ją jednocześnie jakaś wielka, niewypowiedziana radość, że to już, niedługo skończą się ich wszystkie cierpienia i zmartwienia. - A ta smarkula Zośka, gdzie się ona podziewa? Zośka wyskoczyła raniutko do miasta. - Może co zarobię, nowin przyniosę - rzuciła na pożegnanie i wybiegła. - I tylem ją widziała - skarżyła się Martyniakowa sąsiadce. Ugotowała szybko trochę ziemniaków: może które z dzieciaków przyleci głodne. - Pani Martyniakowa! Już! Już! - wpadła nagle zadyszana sklepikarka Marczakowa i ze szlochem rzuciła się jej na szyję. - Powstanie! - Łzy ciurkiem leciały jej po twarzy. Martyniakowa skamieniała. Drgnęła tylko nieznacznie w pierwszej chwili na dźwięk tych słów