ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Ciągle opowiadał, jak to się szykuje, żeby ,,rzucić w diabły tę cholerną dżunglę. Gdzieś tam w galaktyce można zrobić naprawdę wielką kasę". Dla Mace'a było jednak jasne, że to tylko poza, sposób, aby utrzymywać swoich towarzyszy na dystans, udając, że tak naprawdę wcale mu nie zależy. Mace odgadł, że zależy mu, i to aż za bardzo. Lesh z Beshem dołączyli do akcji z czystej nienawiści do Balawai. Kilka lat wcześniej Besh został schwytany przez poszukiwaczy dżungli... Palce, których mu brakowało, Balawai odcinali po jednym, żeby wyciągnąć z niego odpowiedzi na pytania dotyczące miejsca gdzie jakoby miał rosnąć cały zagajnik drzew lammasu. A kiedy nie mógł im odpowiedzieć - bo tak naprawdę drogocenny zagajnik był jedynie mitem stwierdzili, że widocznie jest uparty. ,,Jeśli nie chcesz nam tego zdradzić - oświadczył któryś - załatwimy, żebyś nie powiedział też nikomu innemu". Besh nie mówił, bo nie mógł. Balawai odcięli mu język. Porozumiewał się kombinacją prostych znaków i wyjątkowo ekspresyjnej projekcji uczuć i opinii poprzez Moc. W pewnym sensie był najbardziej elokwentny z całej grupy. Chalk zaskoczyła Mace'a: kiedy domyślił się, przez co przeszła, spodziewał się, że będzie prowadzić osobistą wendetę, podobnie jak Lesh i Besh. Okazało się, że zanim dołączyła do GF W, wraz z członkami swojego ghosha odłowiła ludzi, którzy ją napastowali - pięcioosobowy oddział regularnej milicji razem z dowódcą- i wymierzyła im tradycyjną karę Korunnai. Kara ta nazywała się tanpel trokal, co z grubsza można było przetłumaczyć jako ,,sprawiedliwość dżungli". Delikwentów porywano, wywożono setki kilometrów od najbliższej osady, a następnie wypuszczano nago, bez sprzętu i jedzenia. Bez niczego. W dżungli. Bardzo niewielu ludzi uszło z życiem z tanpel 'trokal. Tym się nie udało. Chalk nie walczyła już zatem z zemsty; mawiała: ,,Twarda dziewucha jestem. Silna. Wielka. Dobry wojownik. Nie chciałam być. Musiałam być. Jak przeżyłam to, co zrobili mnie? Walczyłam ja. Nie przestawałam walczyć. I przeżyłam. Teraz walczę, żeby inne dziewczyny nie musiały. Powinny pozostać dziewczynami. Rozumiesz? Dwa sposoby, żeby mnie zatrzymać: zabić albo pokazać, że dziewczyny nie muszą walczyć". Mace rozumiał. Nikt nie powinien być aż tak twardy. - Jestem pod wrażeniem sposobu, w jaki się poruszasz w dżungli-powiedział jej raz w ciemności obozowiska. -Niełatwo cię dostrzec, nawet jeśli wiem, gdzie jesteś. Nawet twój trawiak jest trudny do namierzenia. Burknęła coś, żując korę. Lekceważąco wzruszyła ramionami. - To interesujący sposób wykorzystywania... - Mace przez chwilę grzebał we wspomnieniach sprzed trzydziestu pięciu lat w poszukiwaniu koruńskiego określenia Mocy. Pelekotan. Można by to przetłumaczyć jako ,,moc świata". - ...Pelekotan. Zawsze umiałaś to robić? Mace'owi w istocie chodziło o coś całkiem innego... ale bał się zapytać wprost. Czy to Depa cię tego nauczyła? Jeśli uczyła sztuczek Jedi tych ludzi, którzy byli zbyt dorośli, by przyswoić sobie dyscyplinę Jedi... ludzi, którzy nie mają obrony przed ciemną stroną... - To nie ty używasz pelekotanu - odparła Chalk. - To pelekotan używa ciebie. Nie była to krzepiąca odpowiedź. Mace przypomniał sobie, że dokładne, wierne tłumaczenie tego słowa brzmi ,,umysł dżungli". Odkrył, że tak naprawdę wcale nie chce o tym myśleć. W głowie wciąż brzmiały mu słowa: ,,Stałam się mrokiem dżungli". Kołyszący krok trawiaka był płynny i uspokajający. Aby iść szybciej, używał tylnych i środkowych nóg. W tej pozycji odwrócone do tyłu siodło Mace'a było nieco 73 Matthew Stover Punkt Przełomu 74 przechylone, dzięki czemu mógł opierać się ramionami o szeroki, gładki grzbiet zwierzęcia. Nick jechał na siodle z przodu, rozglądając się ponad jego głową. Powolna, kołysząca wędrówka przez dżunglę pogrążała Mace'a w głębokiej frustracji. Mógł patrzeć tylko w tył; nigdy nie widział, co się dzieje z przodu, dopóki tego nie minęli, a wtedy i tak wszystko nabierało całkiem innego znaczenia, którego nie mógł zrozumieć. Kiedy na coś patrzył, prawie nigdy nie mógł być całkowicie pewien, czy to zwierzę, czy roślina; trujące, drapieżne, nieszkodliwe, lecznicze... a może nawet na tyle myślące, żeby odróżniać dobro od zła... Miał niejasne wrażenie, że ta podróż stanowiła jakby, symbol jego wojny. Wchodził w nią tyłem i nawet w pełnym świetle dnia nie wiedział, co się dzieje, nie rozumiał, co przeszło obok. Całkowicie zagubiony. Cóż, w ciemności czuł się jeszcze gorzej. Miał nadzieję, że się myli. Symbolika to śliska sprawa. W ciągu dnia widywał przelotnie psy akk, patrolujące okoliczny nierówny teren. Były przed i za wędrowcami, pilnując ich przed drapieżnikami; w dżungli zdarzały się bestie tak wielkie, że mogły zaatakować nawet trawiaka. Trzy akki należały do Besha, Chalk i Lesha. Nick nie miał własnego akka. - Hej, wyrosłem na ulicach Pelek Baw, więc co miałbym zrobić z akkiem? Czym bym go karmił, ludźmi? Chociaż, jakby się zastanowić... - Ale teraz mógłbyś sobie znaleźć psa - tłumaczył Mace. - Miałbyś towarzysza związanego z tobą poprzez Moc, jak twoi przyjaciele. - Żartujesz chyba! Jestem za młody na taki związek. - Naprawdę? - Jasne. To gorsze niż małżeństwo. - Nigdy bym nie przypuszczał - z roztargnieniem odparł Mace. Często zdarzało mu się przysypiać z upału i łagodnego kołysania trawiaka. Krótkie drzemki, w jakie zapadał nocą, zakłócane były gorączkowymi snami, niosącymi niejasną brutalną groźbę. Pierwszego ranka, kiedy włączył samoskładanie się namiotu i ulokował go na powrót w niewielkiej kieszonce torby, Nick usłyszał jego westchnienie i zobaczył, jak przeciera znużone oczy. - Tu nikt dobrze nie sypia - stwierdził z niewesołym uśmiechem.-- Przywykniesz. Podróż w dzień płynęła sennie pomiędzy cieniem dżungli a jaskrawym słońcem, które przeplatały się wzajemnie, gdy przekraczali ścieżki trawiaków - wąskie otwarte przestrzenie łąk, pozostawione przez stada tych zwierząt, gdy wyjadały sobie drogę poprzez dżunglę. Były to czasem jedyne chwile, kiedy Mace widział Besha, Chalk i Lesha oraz ich trawiaki i akki. Dzięki akkom, nawiązującym kontakt w Mocy, mogli się bezpiecznie rozpraszać nawet na duże odległości. Otwarta przestrzeń dawała im odpoczynek od owadów; był to teren łowiecki wielu gatunków szybkich jak błyskawice, owadożernych ptaków. Psie muchy, szczypawki i wszelkie inne odmiany os, pszczół i szerszeni kąsały raczej w stosunkowo bezpiecznym dla nich cieniu. Skóry Mace'a nie było prawie widać spod śladów ukąszeń i ugryzień; trzeba było całej dyscypliny Jedi, żeby się nie drapać. Od czasu do czasu Korunnai wykorzystywali sok z różnych zmiażdżonych liści do łagodzenia skutków szczególnie niebezpiecznych lub nieprzyjemnych ukąszeń, ale na ogół wydawało się, że nawet ich nie zauważali, tak samo, jak niektórzy nie czują, że pewne fasony butów zniekształcają palce stóp. Mieli całe życie, żeby się do tego przyzwyczaić. Teraz mogli poruszać się szybciej, podążając ścieżkami trawiaków, lecz przez częste naloty kanonierek milicji było to zbyt ryzykowne