ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Rio Pecos wytryska w Sierra Jumanes, z początku toczy swe wody w kierunku południowo-wschodnim, a potem płynąc poprzez Sierra Blanca zwraca się wprost na południe. Opuszczając to pasmo zakreśla ku zachodowi wielki łuk otoczony po prawej i po lewej stronie przez góry; góry te nie dochodzą do rzeki, tak że po obu jej brzegach ciągnie się to szerszy, to węższy pas prerii pokryty bujną trawą, niknącą dopiero w puszczy, która zdaje się spływać ze zboczy górskich. Jest to teren wysoce niebezpieczny. W prawie nieprzerwanych ścianach gór mało gdzie przebija się szczelina lub wąwóz, a kto tu spotka się z wrogiem, niełatwo go wyminie, jeśli nie zechce zostawić konia, bez którego tak samo może zginąć. Dostaliśmy się do tej właśnie doliny rzecznej. Przejeżdżałem nią już kiedyś, jednakże w liczniejszym i gwarantującym większe bezpieczeństwo towarzystwie. Teraz było nas tylko czterech, a siły nasze osłabiała jeszcze konieczność pilnowania jeńca, który wprawdzie okazywał nadzwyczajne posłuszeństwo, ale łatwo mógł chować zdradę w sercu. Jechał on pośrodku obok Boba, Sans-ear prowadził pochód, a ja z Marshallem, który dzielnie się trzymał podczas całej drogi, zamykałem orszak. Uciążliwość podróży zwiększała jeszcze ta okoliczność, że jakkolwiek była to połowa sierpnia, przez większą część doby dokuczał nam chłód, gdyż słońce zapadało poza ciemne 63 góry zaraz po południu. Nic też dziwnego, że dość rzadko zrzucaliśmy z ramion derki. W ciągu dnia Hoblyn jechał pomiędzy nami wolny, wiązaliśmy go tylko na noc. Za prawdziwość wiadomości, których nam udzielał, ręczył swoim życiem. Pewnego dnia przed południem zapytał mnie Marshall: – Czy daleko jeszcze do Skettel Pik i Head Pik? – Jutro może dotarlibyśmy do nich, gdybyśmy nie musieli przedtem zboczyć na prawo, co Hoblyn uważa za konieczne. – Czy nie lepiej byłoby udać się najpierw w góry, żeby odszukać Freda Morgana? – To właśnie byłoby niewłaściwe, gdyż Morgan mógłby nas spostrzec. On niezawodnie musi tam być, bo dzisiaj mamy już czternastego sierpnia. Zresztą skoro Patrick pojechał do doliny, możliwe, że znajdzie się tam i jego ojciec. Zresztą Patrick może być tylko o kilka godzin drogi przed nami, ciągle bowiem następowaliśmy mu na pięty. Dzisiaj w nocy obozował o sześć mil stąd, a jeśli wyruszył równocześnie z nami o brzasku, to jest teraz najwyżej o trzy godziny drogi od nas. – Baczność! – zawołał w tej chwili jadący na przedzie Sam. – Tam na skraju lasu leży na ziemi zielona gałązka, którą niewątpliwie niedawno odłamano. Ktoś tu był na krótko przed nami. Podjechawszy bliżej, zsiedliśmy z koni, Sam podniósł z ziemi gałązkę i obejrzawszy ją podał mi, mówiąc: – Przypatrz się jej, na przykład, Charley! – Hm, założyłbym się, że zerwano ją zaledwie przed godziną! – Ja tak samo myślę. Teraz ja pochyliłem się ku ziemi. – Dwaj ludzie. Popatrz! Wyjąłem z kieszeni dwa patyczki, które przyciąłem sobie podług śladów stóp, zbadanych na miejscu obora Patricka. – To oni; miara dokładnie się zgadza! Nie możemy jechać dalej, Samie. – Masz słuszność. Patrick nie powinien zauważyć, że ktoś jedzie za nim. Ale skoro ci rabusie zsiedli tutaj z koni, to chyba nie bez jakiegoś zamiaru. Tam konie ich skopały piasek, a ślady stóp prowadzą w las. Zobaczmy! Kazaliśmy więc trzem naszym towarzyszom chwilę zaczekać, a sami weszliśmy po śladach do lasu. Po przebyciu nieznacznej przestrzeni, Sam, idący przodem, przystanął. Tuż przed nim ziemia była stratowana, a powłoka mchu rozluźniona – wyglądało tak, jakby pod nią kopano, a potem położono ją na dawnym miejscu. Pochyliwszy się, odsunąłem mech. – Motyka! – rzekł Sam. – Rzeczywiście! – potwierdziłem, zaskoczony. – Tu leżała motyka. Pod mchem ukazał się dokładny odcisk motyki. – Zabrali ją z sobą. Ale skąd się ona mogła wziąć? – zapytał Sam. – Na to pytanie bardzo łatwo odpowiedzieć. Gdy kapitan z porucznikiem, zakopawszy swój skarb, opuścili dolinę, porzucili tu motykę, ponieważ przeszkadzała im w drodze. Znajdziemy zapewne na skrajnych drzewach jakiś znak, zrobiony przez nich na wypadek powrotu. Niewątpliwie musieli się liczyć z tym, że motyka może się okazać potrzebna przy wydobywaniu skarbu z ziemi. Przykrywszy ślad na powrót mchem, powróciłem, aby przypatrzeć się drzewom, i rzeczywiście po obu stronach tropu zobaczyłem na dwóch pniach ślady trzech nacięć, jednego nad drugim. Oprócz tego odłamano u obu drzew po trzy dolne gałęzie. – O czym to świadczy, Charley? Jak sądzisz? – zapytał mnie Sans-ear. – To nie trudno odgadnąć. Patrick rzeczywiście zamierza udać się do doliny