ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Zresztą sam wiesz, że postanawiając zostać rycerzem Jedi, Kyp wydał na siebie coś w rodzaju do- żywotniego wyroku. - Wiem i zdaję sobie sprawę, że nie wybrał łatwego życia. Zabicie go nie sprawi, że galaktyka stanie się lepsza, więc przypuszczam, że to było najlepsze rozwiązanie. - Napiłem się i na chwilę zamknąłem oczy. - Ale to nie oznacza, że takie rozwiązanie musi mi się podobać. Niemożność wymyślenia lepszego musi być frustrująca. - Możemy zrobić tylko tyle, ile mieści się w granicach naszych możliwości. - Luke się roześmiał, ale czułem, że jest zmęczony. - Powiedz, pomyślałbyś kiedyś, że bę- dziesz mknąć przez hiperprzestrzeń, planując atak na imperialny pałac gubernatorski, w którym właśnie gości imperialna renegatka i jej załoga? Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na niego. - Tatooine musiała być naprawdę paskudnym miejscem, jeśli to jest właśnie twoje wyśnione życie. - Aż tak źle nie było. - Słusznie, byłem tam kiedyś. Na każdej innej planecie Jawo-wie urośliby do roz- miarów Huttów, a tam byli tylko małymi pokurczami. - Całe szczęście. Pomyśl, co mogliby narobić. - Luke uśmiechnął się. - Tak na- prawdę to mam z Tatooine więcej wspomnień dobrych niż złych. - Ale chciałeś się stamtąd wyrwać. - Tak, w najgorszy z możliwych sposobów. - Uśmiech zniknął z jego twarzy. - I udało mi się. Wyciągnąłem rękę i złapałem go za kark. - A przy okazji wyszło z ciebie wszystko, co najlepsze, co oznacza, że reszta ga- laktyki musi się mocno starać, żeby ci dorównać. Strata wuja i ciotki musiała cię zabo- leć, ale myślę, że byliby zadowoleni, widząc cię teraz. Wiedzieliby, że ich wysiłki nie poszły na marne. - Tak myślisz?- Jasne, nie mam co do tego wątpliwości. - Uśmiechnąłem się do niego. Tutaj, w bąblu pola emitowanego przez isalamiry, przestał go chyba przygniatać ciężar odpowiedzialności za całą galaktykę. Bił od niego optymizm i jednocześnie nie- pewność, które musiały go charakteryzować jako młodego chłopaka. - Nie miałeś rodzeństwa, prawda? To znaczy dorastałeś sam? - Tak, miałem tylko paru przyjaciół. - To tak jak ja. I nie, nigdy nie sądziłem, że polecę do pałacu imperialnego guber- natora, żeby stanąć do walki ze zdeprawowaną panią admirał. - Aha. - Marzyłem raczej o wypadzie do Nal Hutta i wykurzeniu zbrodniczych Huttów z ich nor. - A zastanawiałeś się, jakie masz szansę przeciwko takiemu przeciwnikowi? Roześmiałem się. - Hej, jestem Korelianinem, zapomniałeś? - Słusznie. A ty zapomnij, że mówiłem cokolwiek o szansach. - Luke skończył swój napój i zgniótł kartonik. - W życiu chyba każdy z nas dostaje karty inne niż te, którymi chciałby zagrać. - Tak, a cała sztuka polega na tym, jak je wykorzystać. Niektórym dostają się naj- lepsze karty, a mimo wszystko przegrywają. - Pokiwałem głową. - Jak na wieśniaka zakopanego w pyle i marzeniach, nie najgorzej ci poszło w życiu. - To ci dopiero wyznanie, jak na Korelianina. Głośnik kanału łączności z most- kiem zaskrzeczał. - Ooryl mówi, że za pięć minut wychodzimy z nadprzestrzeni. Potem mamy jesz- cze godzinę na przelot do Susevfi. Lepiej się przygotujcie, na wypadek gdyby powita- nie okazało się gorętsze, niż się spodziewamy. Wcisnąłem przycisk transmisji. - Zrozumiałem, Elegos. Będziemy gotowi. Luke wstał, podszedł do półki, gdzie podłączony do ładowarki leżał jego miecz świetlny, odłączył od niej broń i przypiął do pasa. Wyjął też z ładowarki mój miecz i obejrzał go ze wszystkich stron. - Niezła robota. Dwufazowy? Zmarszczyłem czoło. - Próbowałem powtórzyć inżynierski wyczyn Gantorisa, ale w tej chwili działa tylko jedna faza. Muszę znaleźć prawdziwy brylant. - Widzę, że zapanowała moda na ostrza dwufazowe. - Rzucił mi miecz. - Mimo wszystko podoba mi się ostrze i wygląda na to, że porządnie go wykonałeś