ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Tak więc, odcięty od świata i przekonany o tym, że w wyniku zaistniałej sytuacji moja działalność znalazła się w martwym punkcie, postanowiłem wykorzystać oddany mi do dyspozycji czas na przeprowadzenie specjalnej wyprawy do wspomnianego regionu Kaukazu, aby odszukać i zbadać owe dolmeny, a jednocześnie znaleźć bezpieczne miejsce zarówno dla siebie, jak i dla swoich podopiecznych. Następnego dnia rano zebrałem wszystkie siły oraz środki i z pomocą kilku na wpół świadomie lub zupełnie nieświadomie oddanych mi ludzi, którzy weszli w jakieś układy z rozmaitymi chwilowymi posiadaczami władzy, zacząłem się ubiegać o oficjalne pozwolenie na zorganizowanie wyprawy naukowej w góry Kaukazu. Uzyskawszy to pozwolenie, wszelkimi możliwymi sposobami zacząłem gromadzić rzeczy potrzebne do tego rodzaju wyprawy. Z grona moich uczniów wybrałem tych, dla których pobyt w rejonie Mineralnych Wód mógł się okazać szczególnie niebezpieczny, zaś pozostałym zabezpieczyłem środki do życia; następnie podzieliliśmy się na dwie grupy, które miały się spotkać w umówionym miejscu. Pierwsza grupa uczestnicząca w tej wyprawie naukowej składała się z dwunastu osób i wyruszyła z Piatigorska; druga, w której znalazłem się również ja, liczyła dwadzieścia jeden osób i startowała z Jessentuki. Oficjalnie, obie grupy prowadziły niezależną działalność i nie miały ze sobą nic wspólnego. Bez prawdziwej znajomości panujących tam wówczas warunków tylko ktoś obdarzony wyjątkowo płodną wyobraźnią może mieć jakieś pojęcie o tym, co w tamtych czasach oznaczało zorganizowanie naukowej i do tego oficjalnej wyprawy. Opuszczając Jessentuki, planowałem najpierw poprowadzić ekspedycję przez zaludnione obszary ciągnące się aż do góry Indur, położonej niedaleko Tuapse, i dopiero stamtąd rozpocząć poszukiwania w kierunku południowo-wschodnim, wzdłuż linii oddalonej czterdzieści do stu kilometrów od wybrzeża Morza Czarnego. Po wielkich trudnościach na pierwszą część wyprawy udało mi się zdobyć od znajdującego się wówczas u władzy rządu bolszewików dwa wagony kolejowe; przypominam, że działo się to w czasach, gdy z powodu nieustannego przemieszczania się wojsk było nie do pomyślenia, żeby nawet samotny człowiek bez bagażu podróżował pociągiem. Upchnąwszy w tych wagonach dwadzieścia jeden osób, dwa konie, dwa muły i trzy wózki dwukołowe, nie wspominając nawet o całym wyposażeniu zakupionym na wyprawę, czyli namiotach, żywności, różnych narzędziach i broni, wyruszyliśmy w drogę. Dojechaliśmy w ten sposób do Majkop; tam jednak okazało się, że dalej podkład kolejowy został całkowicie zniszczony poprzedniego dnia przez nowo powstałą grupę powstańczą, która nazwała się Zieloni, czy jakoś podobnie; zmuszeni więc byliśmy kontynuować wyprawę pieszo oraz na wózkach, i do tego nie w kierunku Tuapse, jak pierwotnie zamierzałem, lecz w stronę tak zwanej przełęczy nad rzeką Białą. Aby dotrzeć na pustkowie, musieliśmy najpierw pokonać obszary zaludnione, a także co najmniej pięć razy przedostać się przez linie frontu bolszewików i białogwardzistów. Przypominając sobie te prawie nie dające się opisać trudności teraz, gdy pozostało po nich już tylko wspomnienie, znów ogarnia mnie uczucie prawdziwego zadowolenia z tego, że udało mi się je wówczas pokonać. Rzeczywiście, wtedy wydawało się, iż wspomagały nas nawet cuda. Epidemia fanatyzmu i wzajemnej nienawiści, która szerzyła się wśród ludzi z naszego otoczenia, ominęła nas: można by wręcz powiedzieć, że ja i moi towarzysze pozostawaliśmy pod jakąś nadprzyrodzoną opieką. Nasza postawa wobec każdej z frakcji była bezstronna, tak jakbyśmy nie należeli do tego świata; i tak samo inni uważali nas za osoby zupełnie neutralne, co zresztą było zgodne z prawdą. Otoczony przez rozwścieczone ludzkie bestie, gotowe za najmniejszy łup rozerwać przeciwnika na kawałki, poruszałem się w środku tego bezładu całkiem jawnie, bez strachu, niczego nie ukrywając ani nie uciekając się do żadnych podstępów. I mimo że grabieże nazywane “rekwizycjami" były w pełnym toku, nic nam nie zabrano; nie wzięto nawet dwóch beczek alkoholu, które z powodu panującego niedostatku były przedmiotem ogólnej zazdrości. Kiedy dzisiaj wam o tym opowiadani, poczucie sprawiedliwości, będące wynikiem mojego zrozumienia psychiki ludzi narażonych na takie wydarzenia, zmusza mnie do złożenia hołdu zarówno “czerwonym", jak i “białym" ochotnikom – prawdopodobnie w większości już nieżyjącym – których życzliwa postawa wobec mojej działalności, choć nieświadoma ł czysto instynktowna, przyczyniła się do pomyślnego zakończenia tego niebezpiecznego przedsięwzięcia. Faktycznie, to, że wydostałem się z owego w pełnym tego słowa znaczeniu piekła, nie było jedynie wynikiem mojej wysoko rozwiniętej zdolności rozróżniania i wykorzystywania najmniejszych wahnięć w słabościach ludzkiej psychiki, zachodzących w sytuacji tego rodzaju psychozy