Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Pamiętał, że dopóki Urząd do spraw Szkocji nie obciął funduszy, Ross wykorzystywał na swoje potrzeby proporcjonalną do zysków część przychodów oddziału transplantacyjnego. Dokumentacja finansowa szpitala mogła zatem zawierać jakieś wyszczególnienie tych kwot. Dunbara interesowało, na co szły te pieniądze. Miał również nadzieję dowiedzieć się, skąd obecnie Ross czerpie środki na badania naukowe. Początkowo wydawało się, że sumy tworzące budżet na prace badawcze nigdzie nie figurują. Dunbar nie mógł tego zrozumieć. To nie powinno być chyba tajemnicą. Ross był uznanym autorytetem naukowym. Każdy słyszał o jego programie badawczym. Skoro pieniądze przeznaczone na badania nie występowały pod hasłem Fundusz na prowadzenie prac naukowych, może nazywano je inaczej. Dunbar sprawdził jeszcze raz nazwy plików. Jego uwagę zwróciły Koszty utrzymania Farmy Vane. A to co? Otworzył plik i znalazł to, czego szukał. Pracownia Rossa okazała się Farmą Vane. Dunbar uznał ten fakt za całkiem logiczny, skoro główna część pracy naukowej polegała na przeprowadzaniu eksperymentów na zwierzętach. Wyglądało na to, że wszystkie wydatki związane z badaniami Rossa księgowano na rachunku farmy. Od pensji laborantów do opłat za dzierżawę gruntu, od zakupów wyposażenia pracowni po koszty wynajęcia ochrony obiektu. Zauważył również rachunki związane z zakupem świń. Nie znalazł jednak żadnego nowego źródła finansowania tego przedsięwzięcia w bieżącym roku. Spodziewał się, że wzrosły przelewy z Médic International przeznaczone na ten cel, co wyjaśniałoby, w jaki sposób Ross radzi sobie teraz, kiedy pozbawiono go możliwości korzystania z części zysków z jego oddziału szpitalnego. Ale nie było po tym śladu. Mimo to Dunbar nadal uważał, że tak może być. Przecież Médic International nie musiało przelewać pieniędzy na konto szpitala, skoro pracownia Rossa znajdowała się gdzie indziej. Uznał to za najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Chyba że... Ross sam finansował swoje badania. Ale musiałby być ogromnie bogaty, żeby sobie na to pozwolić. Tymczasem Dunbar znał zarobki Rossa. Miał je wykazane w aktach Inspektoratu Naukowo-Medycznego. Z pewnością chirurga nie było stać na prywatną pracownię badawczą. Ale z drugiej strony miał przecież konsultacje w Genewie. Inspektorat nie dostarczył Dunbarowi szczegółów, tylko suchą wzmiankę na ten temat. Czy dlatego, że nie posiadał bliższych informacji? Postanowił zapytać o to, kiedy jego przełożeni odezwą się wreszcie do niego. Dlaczego każą mu tak długo czekać? Ingrid poszła na lunch. Dunbar wykręcił się od wspólnego zjedzenia posiłku mówiąc, że wyjdzie później. Ściśle przestrzegał zasady utrzymywania z nią znajomości tylko na gruncie służbowym. Wciąż nie był jej pewien. Zawsze pamiętał o tym, że być może ma zadanie śledzić jego poczynania, więc bezpieczniej było trzymać ją na dystans. Kiedy został sam, zabrał się do sprawdzania jej akt personalnych. Odkrył, że Ingrid Landes jest w pełni wykwalifikowaną pielęgniarką. Ukończyła studia na wydziale pielęgniarskim uniwersytetu w Edynburgu. Przed zatrudnieniem się w dziale administracyjnym Médic Ecosse pracowała w kilku prywatnych klinikach. Jej ostatnim miejscem pracy była Klinika Świętego Piotra w Genewie. No, no... pomyślał Dunbar. Jaki ten świat mały. Czyżby Ross ściągnął ją do Médic Ecosse? Tok myślenia przerwał mu dźwięk jego telefonu komórkowego. Spodziewając się, że to inspektorat, chwycił aparat. Nareszcie dowie się, co z ekshumacją. Steven? Przepraszam, że zawracam ci głowę... zabrzmiał głos Lisy ale pomyślałam, żeby cię zawiadomić, gdzie teraz będę. Mógłbyś być zaniepokojony, gdybyś do mnie zadzwonił i nikt nie podnosiłby słuchawki. Jakieś kłopoty? Coś się stało? zapytał Dunbar. Chodzi o mamę. W nocy ciężko zachorowała. Lekarz stwierdził zapalenie płuc. Zabierają ją do Szpitala Zachodniego. Jadę z nią. Przykro mi. Prawdę mówiąc, rzeczywiście miałem do ciebie dzwonić zaczął niepewnie Dunbar. Tak? Chodzi o Amy... To znaczy? Zażądałem ekshumacji... Nie mówiłem ci o tym wcześniej, bo nie byłem pewien, jak to przyjmiesz. W telefonie zapanowała dłuższa cisza. Jesteś tam jeszcze? Jestem odpowiedziała Lisa. Zaskoczyłeś mnie. Ale chyba nie powinnam się dziwić. Pewnie trzeba tak zrobić. Nie ma innego sposobu, żeby dociec prawdy wyjaśnił łagodnym tonem Dunbar. Zapewne odrzekła w zamyśleniu Lisa. Jej biedni rodzice... Po tym wszystkim, co przeszli... Będą mnie za to winić. Dlaczego ciebie? Lisa nie odpowiedziała. Muszę kończyć. Czekają na mnie. Później porozmawiamy. Zaczekaj... Dunbar usłyszał dźwięk odkładanej słuchawki Cholera zaklął pod nosem. Przez kilka minut siedział bez ruchu, po czym postanowił pojechać do Szpitala Zachodniego. Zostawił samochód w bocznej uliczce, co najmniej ćwierć mili od wejścia. Obawiał się kłopotów z parkowaniem. Gdyby próbował znaleźć wolne miejsce bliżej szpitala, zapewne po dziesięciu minutach jazdy w ślimaczym tempie wzdłuż krawężnika zwiedziłby wszystkie okoliczne zaułki i w końcu wylądował tu, gdzie teraz stanął. Szybko poszedł w kierunku budynku i podążył wzdłuż strzałek wskazujących drogę do izby przyjęć. Znalazł Lisę siedzącą na brzeżku plastikowego krzesełka w korytarzu. Zaciskała złożone dłonie między kolanami. Ze wzrokiem utkwionym w podłodze wyglądała bardzo nieszczęśliwie. Lisa? Podniosła na niego zaczerwienione oczy. Co tu robisz? zapytała, ale nie wydawała się niezadowolona. Byłaś zdenerwowana. Pomyślałem, że może odwiozę cię do domu. Uśmiechnęła się blado. To miło z twojej strony. Co cię tak bardzo martwi? Twoja matka czy sprawa Amy? Chyba jedno i drugie, każde na swój sposób. W drzwiach izby przyjęć ukazała się pulchna pielęgniarka z wyraźnym płaskostopiem. Stawiała nogi w pozycji za dziesięć druga. W jednej ręce trzymała clipboard, w drugiej ołówek. Panna Fairfax? zapytała. Lisa wstała. Tak? Doktor Campbell prosi panią do siebie. Lisa spojrzała niezdecydowanie na Dunbara. Idź. Poczekam na ciebie powiedział. Wróciła po pięciu minutach. Dunbar podniósł się z krzesła. Jakie wiadomości? Położyli ją do łóżka. Na razie będą jej podawać antybiotyki