ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Pokazywał na mnie, że rosnę, to muszę dużo mięsa jeść, na ojca, że będzie jadł mięso, to prędzej wyzdrowieje. Jedliśmy więc to mięso dzień w dzień na wszystkie posiłki, a nawet matka patrzyła, czy się chleba za dużo nie bierze. Nie jedz tyle chleba. Z mięsem nie musi się jeść tyle chleba. Ojciec tylko mniej jadł, bo nie miał apetytu, no, i lekarz mu zalecił, żeby jadł umiarkowanie, ale i jego wciąż matka namawiała, zjedz, Zygmunt, choć kawałek mięsa, o, patrz, jakie chudziutkie, mięciutkie, samo zdrowie. To chociaż ten v mniejszy. Jedzmy, jedzmy, póki gonią te krowy z Niemiec, bo potem trzeba będzie znowu myśleć, co do garnka włożyć. Niech tam Bóg da, żeby gonili jak najdłużej. I skąd aż tyle krów w jednym państwie? Może wołowego tam nie jedzą, jak Żydzi świniny? I to nawet schabu czy szynki. Szmule, co mieszkali naprzeciwko ojców, to tylko gęś na święta kupowali. Czasem ojciec zabił, zaniosło im się kawałek salcesonu czy kiszki, czy od łopatki, to nie wzięli, że wiara im nie daje. To jaka to wiara, żeby mięsa nie dawała jeść? A wędził ojciec w sadzie kiełbasę, to przychodził Szmul, siadał przy wędzarni i aż mlaskał, że tak pachnie, oj, tak pachnie. Wszystkie łąki, wszystkie ziemie, wszystkie dary Boże tak nie pachną, jak ta wasza kiełbasa, Józefie. I pomyśleć, że to człowiek wymyślił 264 kiełbasę, /a Bóg dał mu tylko czosnek. Tak mówił. Aż w żołądku pachnie, w uszach pachnie, w oczach pachnie, jakby ten wasz sad tak kwitł kiełbasą, Józefie. A przecież nie kwitnie. O, już jabłkaście zerwali. Jesień. Ale kto chce widzieć biało, będzie widział biało. Niezgłębiony jest człowiek, Józefie. To weź sobie, Szmułu, urwij kawałek i zjedz, zachęcał go ojciec. Urwać ci? Nie, Józefie, Bóg nam nie pozwolił. Już i tak zgrzeszyłem, że tu siedzę i wącham. E, coś bajesz, a nam Bóg pozwolił, to jak to jest? Bo wasz Bóg młodszy, Józefie. A z młodymi wiecie, świat by wywrócili do góry nogami i nie chcą starych słuchać. Wasz gdyby słuchał naszego, nie musiałby być ukrzyżowany. Nasz wszystko wiedział, co będzie. Wiedział, a urządził ten świat, aż nasz musiał przyjść, żeby go naprawić? Niepotrzebnie, Józefie. Nie był taki zły ten świat. A lepszy nie będzie. Mieliśmy już dosyć tego mięsa i gdy starszina Iwan czy któryś z jego pomocników przytargał znowu to wiadro, ojciec aż prosił nieraz matkę, ugotuj może dzisiaj kartoflanki. Czy matka sama występowała, że może dzisiaj ugotuje kartoflanki. Tym bardziej że jeszcze z wczoraj nam zostało tego mięsa, surowego i gotowanego, i z przedwczoraj, i z poprzednich dwóch, trzech dni, i z wcześniejszych nieraz. Bo dokąd się dało, próbowała matka to mięso ratować, wynosiła do piwnicy, soliła, skrapiała octem, owijała w pokrzywy, nie mówiąc, że największy kawałek zanosiła zawsze pannom Ponckim. Ale panny Ponckie wzbraniały się, bo bały się utyć, i przyjmowały zaledwie tyle, żeby starczyło na dwa niewielkie befsztyczki, jak mówiły. I nie pomagało, że ich matka ustawicznie namawiała, że powinny być grubsze, bo za chude są, że mężczyźni wolą trochę grubsze, że jak będą trochę grubsze, prędzej za mąż powychodzą, bo przecież nie będą cały czas pannami, póki młode są, to" jeszcze, ale młodość 265 minie i co wtedy? Przyznawały matce rację, jakby zawstydzone tą swoją chudością, choć nie były wcale takie chude. Dziękowały, powtarzały w kółko, jaka pani dobra, jak rodzona matka, lecz przyjmowały jedynie na te dwa bef-sztyczki. Wynosiła też matka to mięso na rynek, naturalnie po kryjomu przed ojcem, i sprzedawała lub wymieniała za mleko, śmietanę, jajka, masło u bab. A gdy ojciec dziwił się, skąd masło u nas, skąd jajka, śmietana, odpowiadała omal z obrazą, że ją śmiał zapytać: - Nie o wszystkim musisz zaraz wiedzieć. O, myśl lepiej, żebyś wyzdrowiał. Nie bój się, pod latarnię nie chodzę