ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Nieustannie obracały się żelazne koła i stukały młoty. Nocą pióropusze dymu i pary unosiły się znad szybów, oświetlone od spodu czerwonym, niebieskim lub jadowicie zielonym blaskiem. Wszystkie drogi zbiegały się między łańcuchami w środku kotliny. Piętrzyła się tam wieża przedziwnego kształtu. Wznieśli ją budowniczowie dawnych wieków, którzy też wyrównali dno kotliny, ale patrząc na nią wierzyć się nie chciało, że jest dziełem rąk ludzkich; zdawało się, że wyrosła z kośćca ziemi, gdy w pierwotnych kataklizmach rodziły się góry. Była to jakby skalna wyspa, czarna i połyskliwa. Składały się na nią cztery potężne filary z kamiennych wieloboków, spojone z sobą, ale u szczytu rozchylone na kształt wygiętych rogów i zjeżone wieżyczkami ostrymi jak włócznie i oszlifowanymi na kantach jak noże. Pomiędzy nimi mieściła się niewielka płyta z płaskich, gładkich kamieni, pokrytych tajemniczymi napisami; stojący tu człowiek ujrzałby z wysokości pięciuset stóp całą równinę. Tak wyglądała cytadela Sarumana, której nazwa, Orthank - może umyślnie, a może przypadkiem - miała podwójne znaczenie. Orthank znaczy bowiem w języku elfów Góra-Kieł, a w mowie Rohirrimów - Chytra Głowa. Ongi był Isengard nie tylko niezdobytą warownią, lecz również bardzo piękną siedzibą; mieszkali tu wspaniali rycerze, strzegący zachodniej granicy Gondoru, i mędrcy śledzący gwiazdy. Saruman jednak z czasem przekształcił to miejsce dostosowując je do swoich podstępnych zamierzeń. Myślał, że je udoskonalił, mylił się wszakże, bo chytre sztuki i przemyślne sposoby, dla których poświęcił swoją dawną prawdziwą mądrość i które uważał za własny pomysł, zostały mu podsunięte z Mordoru. Całe jego dzieło było tylko zmniejszoną kopią, budowlą dziecka czy pochlebstwem niewolnika, naśladownictwem olbrzymiej twierdzy, zbrojowni, więzienia, ognistego kotła, wielkiej potęgi Barad-Duru, Czarnej Wieży, która nie ścierpiałaby rywala, śmiała się z pochlebstw i czekała spokojnie do czasu, czując się bezpiecznie w swojej pysze i niezmiernej sile. Tyle o warowni Sarumana wiedzieli ludzie z Rohanu, a wiedzieli jedynie z krążących opowieści, bo za pamięci tego pokolenia nikt z ich rodaków nie przekroczył bramy Isengardu, chyba Smoczy Język, który tu bywał ukradkiem i nikomu o tym, co widział, nie opowiadał. Teraz Gandalf pierwszy dotarł do kamiennego słupa z Białą Ręką i minął go; wtedy dopiero jeźdźcy ze zdumieniem spostrzegli czerwone paznokcie; ręka nie była już wcale biała, lecz poplamiona jak gdyby skrzepłą krwią. Gandalf odważnie posuwał się naprzód we mgle, inni, chociaż niechętnie, jechali za nim. Okolica wyglądała tak, jakby przez nią przeszła gwałtowna powódź, przy drodze rozlewały się szerokie kałuże, woda wypełniała wszystkie zagłębienia i ciekła strugami wśród kamieni. Wreszcie Gandalf zatrzymał się i skinął na towarzyszy. Przed nimi mgła się rozwiała, świeciło blade słońce. Minęło już południe. Stanęli u bram Isengardu. Ale brama leżała na ziemi, wyłamana, pogięta. Wszędzie wokół rozrzucone w szerokim promieniu lub zwalone na bezładne kopce poniewierały się kamienie, strzaskane i połupane ostre drzazgi. Ogromny sklepiony łuk trzymał się jeszcze, lecz za nim otwierała się nie nakryta już stropem jama; tunel był odsłonięty, a po obu stronach bramy w urwistych ścianach ziały ogromne wyłomy i szerokie szpary. Baszty zmieniły się w kupy gruzu. Gdyby Wielkie Morze uniosło się gniewem i runęło z burzą na ścianę gór, nie dokonałoby większego spustoszenia. Cały wewnętrzny krąg, zalany bulgocącą wodą, wyglądał jak kocioł pełen wrzątku, w którym kołyszą się i miotają przeróżne szczątki, belki, słupy, skrzynie, beczki i rozbite narzędzia. pogięte, wyłamane filary sterczały rozszczepionymi głowicami z topieli, lecz drogi były pod wodą. Na pół przesłonięta oparami skalista wysepka majaczyła jakby w wielkiej dali. Wciąż jeszcze czarna i smukła wieża Orthank stała nie tknięta przez burzę. Jasna fala lizała jej podnóża. Król i jego towarzysze patrzyli na to w osłupieniu. Rozumieli już, że potęga Sarumana legła w gruzach, lecz nie mogli pojąć, jak się to stało. Kiedy po chwili odwrócili wzrok ku sklepieniu nad rozbitą bramą, zobaczyli tuż obok olbrzymie rumowisko, a na nim dwie drobne figurki, wyciągnięte w swobodnych pozach, w szarych płaszczach, ledwie widoczne na kamieniach