Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
A na ich twarzach pojawiała się nienawiść, straszliwe przerażenie i lęk, że nienawiść i wrogość na zawsze będę musiały zniknąć i ludzkość już nigdy nie zostanie okłamana i oszukana. Ktoś szedł drogą do zbawienia wyprzedzając ducha ludzkiego i teraz stanął obok. Lewą ręką wskazał na otchłań, która pochłonęła tylu nieszczęśliwych. Precz! rozkazał złu. Jam jest duch, a ona to dusza. Zróbcie miejsce dla miłości! Błysnęło, rozległ się grzmot a ziemia zadrżała. Szatan ze swoją Hen poleciał w stronę otchłani i przepadli w jej głębinach. Nie wiem jak długo siedziałem poruszony do głębi opisanym widokiem. W końcu wstałem i powoli poszedłem wzdłuż malowidła był to ciąg obrazów, właściwie fresków, chronologicznie opisujących całą historię. Wyszedłem na zewnątrz, gdzie zastałem siedzącego na ławeczce pastora. Wstał, poprowadził mnie przez zamek do drogi, która w krótkim czasie zawiodła nas do najwyższego budynku posiadłości, do kaplicy. Pod nią, jak już wspomniałem, znajdował się warsztat sztuki. Był on, miejscem świętym, w którym rodziło się tylko to, co duchowo najwyższe i do którego mieli tylko wstęp powołani. Wpuszczano tam wyłącznie na osobiste polecenie Nin. Usiedliśmy pod jedną z potężnych jodeł i zaczęliśmy rozmowę, w trakcie której miałem możność zaglądnięcia w jego wielkie serce i wypełnione pracą życie. Powiedział: Znalazłem się wreszcie w tym wychwalanym kraju. Przybyłem do autentycznego miasta pokoju i mogę spojrzeć w stroną Betlejem gdzie Bóg narodził się niegdyś tak samo dla biednych. Przybyłem tutaj, gdy szykowano się do położenia kamienia węgielnego pod kaplicę. Poroszono mnie, abym wygłosił z tej okazji mowę i natychmiast zabrałem się do jej w przygotowywania. Lecz gdy potem ujrzałem te obydwie tablice ufundowane przez sir Johna i Fu, które miały zostać wpuszczone pod kamień, zrezygnowałem z mej mowy i pozwoliłem przemówić tylko sercu. Były to jedynie dwie niewielkie, czterowersowe strofy, które wyczytałem na tych tablicach. Sir John kazał wyryć na nich starą, chrześcijańską modlitwę, a Fu odpowiedź na nią ułożoną przez siebie. Na pierwszej tablicy było napisane: Chrystusa krew i sprawiedliwość mą szatą jedyną i ozdobą; w nich chcą przed Bogiem stanąć, gdy On postawi mnie przed sobą, Amen! Druga tablica była zapisana po chińsku. Sentencję tę powinno się przetłumaczyć na wszystkie języki, chociaż wielu z pewnością by się nie spodobał. Brzmiała następująco: Odrzućcie od siebie to fałszywe światło, imienia Jezu już nie wykorzystujcie! Dajcie nam tylko ludźmi być, abyśmy chrześcijanami mogli zostać, Amen! Fu nie mówił tego bynajmniej tylko od siebie, lecz w imieniu swego wielkiego kraju, przypuszczalnie w imieniu wszystkich, którzy nie są barbarzyńcami. Ta druga tablica spowodowała, że natychmiast po moim tu przybyciu zostałem wtajemniczony w pogląd na świat tego kraju i narodu. Kto inaczej ich traktuje i o nich pisze, nie zna Chińczyków, nawet jeśli żył tu przez dziesięciolecia. Ich dusza nie otwiera się przed każdym, ale gdy to uczyni, to już na dobre. Kiedy zamilkł i spoglądał na grę promieni słonecznych na skraju lasu, coraz bardziej zaczął mi przypominać tego malajskiego kapłana, jakby byli braćmi, synami tej samej matki. Odwrócił się znowu w stronę kaplicy i ze wzruszająco szczęśliwym uśmiechem powiedział: Jak bardzo kocham mój mały dom modlitwy! To brama do mojego wielkiego domu Bożego, którego dach wznosi się, jak daleko sięga mój stary wzrok i którego kolumny wyrastają wszędzie tam, gdzie dałem swe serce a w zamian otrzymałem, inne. A propos, chcę panu powiedzieć, że gdy siedzieliście przy jedzeniu, był tu pański służący, Sejjid Omar. Co to za człowiek! Jest on dowodem na istnienie cudów! A więc już pan z nim rozmawiał? spytałem. Tak. Prawie godzinę i szybko go polubiłem. Jest jedyny w swoim rodzaju, bardzo przekonywujący, chociaż trzeba mocno uważać, aby go zrozumieć. W samym środku moich wyjaśnień podskoczył do góry i poprosił, abym zamilkły bo przyszła mu do głowy pewna myśl, nad którą musi się natychmiast zastanowić, aby móc ją powiedzieć swojemu sahibowi. I uciekł. Taki jest przytaknąłem. Wnioski z jego rozmyślań nie zostaną mi z pewnością zaoszczędzone. Jak zwykle miałem rację. Gdy zszedłem do zamku, już był w moim pokoju, kucał przed otwarty kufrem, lecz gdy tylko wszedłem, zerwał się na równe nogi. Mam, sahib! zawołał z zapałem. Co? Zaraz usłyszysz! A więc policzyłem ich wszystkich chrześcijan, muzułmanów i pogan