ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Ta jego wesołość była nam potrzebna. Mrugnęłam do Danuty, ale nadal była jak śnięta. Usiedliśmy pod ścianą, Piotr już rozluźniony, ona wciąż skurczona w sobie. Całą drogę celebrowali swoje rozstanie bez jednego słowa czy gestu. To wielka sztuka żegnać się w milczeniu, przyznaję. Opanowali ją do perfekcji, głównie z konieczności, zawsze bowiem, cokolwiek przeżywali, siedziało przy nich dziecko, co z tego że milczące, skoro tylko w połowie własne. Siedzieli teraz przede mną, solidarnie po swojej stronie, a ja siedziałam po przeciwnej, całkiem osobno, i to nie tylko dosłownie. - Wracając do Europy - odezwałam się - nie mogę strawić tego małpowania. Kto nam wypłukał mózgi, tato? - Sami to zrobiliśmy - odrzekł nieuważnie, patrząc na Danutę. - Nikt nas nie musiał zachęcać. Przyjrzałam się im obojgu. Jeszcze chwila a uruchomią swój szyfr. Westchnęłam. - W samochodzie udawałam, że śpię - powiedziałam żartobliwie. - Tutaj będzie to raczej trudne. Piotr uśmiechnął się. Danuta popatrzyła na mnie z roztargnieniem. - Nie było takiej potrzeby, Zuza - odrzekła, nadal niezupełnie tu. - Mama po raz pierwszy wyjeżdża bez nas - wtrącił Piotr tonem wyjaśnienia. - Ty też po raz pierwszy zostajesz sam - przypomniałam. - Chociaż niezupełnie - sprostowałam. - Ty zostajesz ze mną, a ja z tobą. We dwoje będzie nam raźniej. Nagle za naszymi plecami buchnął wrzask. Obejrzałam się. Niemieccy turyści wszczęli spór o ceny, stukali palcami w cennik, a rozrośnięta Wielkopolanka stała nad nimi w rozkroku, podzwaniając koralami. Miała taki wyraz twarzy, jakby stukała się w czoło. - Podoba mi się ta pani - rzekłam. Danuta nawet się nie obejrzała. Krzyk narastał, nie dało się go zignorować. - Wyjdźmy stąd - zaproponowała Danuta nerwowo. - Wolę kłótnie od ich zbiorowego śpiewu - powiedziałam. - Nie jesteś głodna, kochanie? - spytał Piotr, już się podnosząc. - Ja jestem głodna - powiedziałam. Wobec tego opadł na krzesło. Spojrzał na Danutę. - Skoro Zuza jest głodna... - rzekła niechętnie. - To śliczny obrazek - rzekłam. - Szkopy szastające się jak u siebie... Ciekawi mnie, co dalej. - Jak sobie życzysz - powiedziała chłodno. Życzyłam sobie nie tylko tego. Chłodna ciekawość, zawsze gdzieś stercząca obok, znowu podeszła do mnie i zaproponowała grę w sprawdzanie. Patrzyłam na nich oboje, wciąż solidarnie razem, wciąż tylko po swojej stronie, chociaż tamten obrazek za plecami stawał się coraz głośniejszy, a ja coraz mocniej zainteresowana. Zastanawiałam się, jak wtargnąć w tę ich rozmowę. Z narastającym krzykiem Niemców za plecami, z dreptaniem kelnerek z boku, z mową obrończą właściciela na wprost, próbowałam ożywić rozmowę, która rozmową nie była. Trzęsienie ziemi nie wyrwałoby Danuty z jej nieobecności. Była żywym dowodem, że sprawy osobiste zawsze idą przed innymi i że właśnie w tym należy się doszukiwać klęski naszych przyuczających się polityków. Powiedziałam to głośno. Piotr natychmiast zaskoczył, był jeszcze nieco automatycznie czynny, ale już na obie strony. Gdyby rozpisać to na scenę w teatrze, dialog brzmiałby tak: - Ja: Są okropnie wrzaskliwi. Nie lubię ich. - Piotr: Jesteś za młoda, aby mieć uprzedzenie. - Danuta: Może jednak stąd pójdziemy? - Ja: U mnie w klasie funkcjonuje taka postawa: mnie oni nic nie zrobili. O, popatrzcie! Właściciel leci do nich cały ugrzeczniony. Jemu pewnie też jeszcze nic nie zrobili, ale zrobią, może wtedy zmieni zdanie, no, mamo, obejrzyj się, to pouczający obrazek! - Danuta (nie oglądając się): Mam dość. Idźmy stąd. - Piotr (tylko do mnie): Nie to miałem na myśli. Wciąż pamiętam, ile zrobili komuś innemu. - Ja: Jesteś wyjątkiem, tato. Lecz akurat nie o tym myślałam. Każde ogłupione społeczeństwo jest w stanie zrobić coś złego swoim czy obcym. Przeszliśmy przez to i wciąż przechodzimy, choć w dużo skromniejszym rozmiarze. Ale na Boga, dlaczego kajamy się przed tak zwaną Europą? Nie powinno jej nic obchodzić, jak nie obchodziło, gdy sprzedawała nas Stalinowi. Niemcy natomiast żyją w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Wymietli Europę z odpadów. Dałabym głowę, że cały świat ma im to za plus. Że Ameryka zrobiłaby to samo ze swoimi Murzynami. A niektórzy nasi ze swymi ideologicznymi wrogami. Dostrzegłam, że zaskoczył ostatecznie. Rozmowa trojga siedzących skończyła się. Za chwilę dosiądzie swego konika, swej niechęci do fanatyzmu, przedarłam się nareszcie do niego przez to milczące nabożeństwo z okazji rozstania. Nadal podawał śmietankę, cukier, ciastko, lecz była to już tylko automatyczna uwaga, odruchowe gesty wpojone wychowaniem i uprzejmości stosowane latami. Danuta dostrzegła zmianę. Oczy jej przestały być nieobecne. W okamgnieniu oddzieliła tekst rozmowy od intencji, była bardzo inteligentna ta moja piękna matka, to po niej odziedziczyłam chęć przedrążenia każdej sprawy na wylot, z tym tylko, że sama nie pozwoliłabym nigdy przedrążyć siebie. Dobrze teraz wiedziała, że nie o Europę chodzi tak żywo przeze mnie obmawianą. Nie o fanatyzm, tę ukrywaną skrzętnie alergię Piotra. Lecz chodzi o to, co tkwi pomiędzy tym, zafałszowane do samego dna, o brak godności obojętnie w czym, o co siebie od dawna skrycie oskarżała, nie bezpodstawnie, niestety nie. Wiedziała także, że nie tylko o tę cholerną godność wadzimy się we dwoje z Piotrem bez jej udziału. Że także chodziło o wyłączność, tak jej do życia potrzebną. Nie znała mnie dobrze ta moja kochana Danuta, teraz cierpiąca. Chciała być wspaniałomyślna i od początku, całymi latami, starała się wciągnąć mnie do swego zaklętego kółka, w którym tkwili oboje, lecz zawsze w połowie drogi zamierała