ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- O Boże, sam nie wierzę, że ja to mówię. I to w tym miejscu. W drugim rogu pokoju siedział więzień nazwiskiem Will Toth. Miał widzenie ze swoją dziewczyną, ale całą uwagę skupiał na grupce otaczającej Skipa Reardona. Jego matkę, dziewczynę i adwokata doskonale znał z widzenia. W zeszłym tygodniu rozpoznał w trzeciej kobiecie Kerry McGrath. Trudno, by jej nie zapamiętał - to przez nią spędzi w pudle piętnaście lat. Była oskarżycielem w jego procesie. Teraz interesowała się Reardonem. Pilnie zapisywała każde jego słowo. Will i jego dziewczyna na dzwonek wstali. Całując ją na pożegnanie, Will szepnął: - Zadzwoń jeszcze dzisiaj do brata i powiedz mu, że ta McGrath znowu tu była i zrobiła mnóstwo notatek. 74 Si Morgan, szef ekipy dochodzeniowej w sprawie kradzieży u Hamiltonów, po południu siedział w swoim biurze w Quantico, porównując akta sprawy z podobnymi przypadkami włamań. Hamiltonowie, podobnie jak inni pokrzywdzeni, na prośbę policji zrobili listę gości bywających w ich domu w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Komputer sporządził zbiorczą listę nazwisk pojawiających się najczęściej. Problem polegał na tym, że nazwisk osób bywających na wszystkich przyjęciach w tych bogatych, snobistycznych kręgach było sporo. Tuzin nazwisk stanowił żelazny komplet. Pierwszy na liście był Arnott Jason. Czysty, orzekł Si Morgan. Jason Arnott był kilkakrotnie przesłuchiwany w poprzednich latach i zawsze miał niezbite alibi. Żył z gry na giełdzie, a na jego osobistych kontach nie pojawiały się duże sumy niewiadomego pochodzenia. Wszystko pasowało. Bez oszukiwania płacił podatki od obrotu akcjami. Ceniono jego wiedzę jako eksperta dzieł sztuki. Bywał wszędzie. Był bardzo lubiany. Jeśli cokolwiek mogło niepokoić policjanta, to to, że Arnott jest idealny aż do przesady. Ten fakt, oraz wyrafinowany gust włamywacza, w pewnym sensie odpowiadały charakterowi kradzieży, podczas których nigdy nie ginęły rzeczy przypadkowe, lecz najcenniejsze i najdroższe. Si Morgan uznał, że nie zawadzi raz jeszcze sprawdzić Arnotta. Ale następne nazwisko na liście, Sheldon Landi, znacznie bardziej go zainteresowało. Człowiek ten miał własną agencję reklamową. Landi nie zarabiał milionów, a tymczasem żył na bardzo wysokiej stopie. Uwielbiał brylować w najlepszym towarzystwie. Pasował do komputerowej charakterystyki, wedle której złodziej był mężczyzną w średnim wieku, kawalerem z wyższym wykształceniem, niezależnym finansowo. Policja rozesłała sześćset odbitek zdjęcia z ukrytej kamery i uzyskała jak dotąd trzydzieści odpowiedzi. Zadzwoniła na przykład jakaś kobieta, twierdząc, że włamywacz na zdjęciu to jej były mąż. - Okradał mnie przez wszystkie lata naszego małżeństwa i obrabował mnie na rozprawie rozwodowej. Ma taką samą wysuniętą brodę jak ten na zdjęciu. Na waszym miejscu sprawdziłabym go. Si odchylił się w fotelu i uśmiechnął na wspomnienie tej rozmowy. Ów mąż-złodziej okazał się senatorem. Niedziela, 5 listopada 75 Jonathan i Grace Hoover około pierwszej oczekiwali Kerry i Robin. Bardzo lubili obyczaj wspólnych rodzinnych obiadów. Niestety, po południu niebo się zachmurzyło. Mimo chłodu i braku słońca w domu wypełnionym smakowitym zapachem pieczonego jagnięcego udźca było przytulnie. Na kominku w salonie wesoło płonął ogień. Grace rozwiązywała krzyżówkę w „Timesie”, Jonathan zaś czytał dodatek kulturalny. Podniósł głowę, gdy usłyszał niezadowolone mruknięcie żony. Zobaczył, że pióro Grace upadło na podłogę. Z wysiłkiem przechyliła się w fotelu, usiłując je podnieść. - Grace - upomniał ją z wyrzutem, schylając się, by podać żonie upuszczone pióro. - Co ja bym bez ciebie zrobiła, kochanie - odparła z wdzięcznością. - Nawet się nad tym nie zastanawiaj, moja droga. Sam mógłbym ci zadać identyczne pytanie. - Wiem, kochany - powiedziała, przytulając na moment jego dłoń do swego policzka. - Mam w tobie oparcie i to mi dodaje sił do życia. Jadąc do Hooverów, Kerry i Robin wymieniały wrażenia z pobytu u państwa Dorso. - Bardziej mi się tam podobało niż w najlepszej restauracji, mamo - trajkotała Robin. - Bardzo ich wszystkich lubię. - Ja też - z rezerwą powiedziała Kerry. - Pani Dorso mi mówiła, że trudno nauczyć się dobrze gotować. - Też tak sądzę. Sama mam z tym poważne kłopoty. - Och, mamo! Przynajmniej robisz dobre spaghetti. - I nic poza tym. - Wiesz, mama Geoffa cię lubi. - Robin na wszelki wypadek zmieniła temat