Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Chciałem sprawdzić, czy wspomniała o mnie. A i owszem. W rozdziale jedenastym. Ku memu rozczarowaniu jest to dość pobieżna wzmianka. - Spojrzał na Markusa i uśmiechnął się z rozbawieniem. - Natomiast o tobie napisała szczegółowo... i rozwlekle. Nic dziwnego, że Sarapais była tak spragniona ciebie przed kilkoma dniami w cyrku. Chciała przekonać się, czy jesteś naprawdę taki, jak to opisała Arria. - Uśmiechnął się znowu. - Powinieneś kupić egzemplarz i sam to przeczytać. Może ci to wrócić wspomnienie dawnych chwil. - Przy całej swej zachwycającej urodzie Arria jest głupia i lepiej o niej zapomnieć. - To dość okrutna ocena kobiety, którą kiedyś kochałeś - zauważył Antygonus, mierząc go wzrokiem. - Nigdy nie kochałem Arrii. Markus skupił uwagę na tancerkach, które tuż przed nim wykonywały faliste ruchy. Na kostkach ich nóg i nadgarstkach dźwięczały dzwoneczki i ten dźwięk drażnił mu nerwy. Śmiałość zmysłowego tańca i ciała okryte przezroczystymi szatami nie rozbudziły mu zmysłów, a nawet czuł się jakoś nieswojo. Chciałby, żeby taniec się skończył i dziewczęta zniknęły. Antygonus chwycił jedną z nich i przyciągnął ją na swoją pierś. Chociaż wyrywała się, wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek. Kiedy puścił ją, roześmiał się głośno. - Wybierz sobie którąś - rzucił w stronę Markusa. Niewolnica krzyknęła i Markus wewnętrznie się skurczył. Już widział ten wyraz dziewczęcej twarzy - w oczach Hadassy, kiedy stracił kontrolę nad swą namiętnością. - Daj jej pokój, Antygonusie. Inni śmiali się i zachęcali go okrzykami. Pijany Antygonus dał się sprowokować i stał się jeszcze bardziej natarczywy. Dziewczyna piszczała. Markus zerwał się na równe nogi. - Puść ją! W sali zapanowała cisza i wszystkie spojrzenia spoczęły na Markusie. Roześmiany Antygonus podniósł głowę i obrzucił go lekko zdziwionym spojrzeniem. Śmiech zamarł mu na ustach. Obrócił się na bok, nagle zaniepokojony, i puścił niewolnicę. Ta zaś, łkając histerycznie, wyrwała się i uciekła. Antygonus przyjrzał się kpiąco Markusowi. - Wybacz, Markusie. Skoro tak ci na niej zależy, czemu od razu nie powiedziałeś? Markus poczuł na sobie spojrzenie rozpalonych zazdrością oczu Arrii. Przemknęła mu przez głowę myśl o karze, jaką wymierzy Arria niewolnicy, która w niczym tu nie zawiniła. - Nie chcę tej dziewczyny - oznajmił zwięźle - ani żadnej innej z tych, które są tutaj. Podniosła się fala szeptów. Kilka kobiet spojrzało z głupim uśmiechem na Arrię. Twarz Antygonusa pociemniała. - Czemu więc wtrącasz się do moich przyjemności? - Gotów byłeś zgwałcić tę dziewczynę. Antygonus zdobył się na oschły śmiech. - Zgwałcić? Jeszcze chwila, a zaczęłaby się radować. - Wątpię. Dobry humor Antygonusa natychmiast gdzieś wyparował. Senator czuł się znieważony i jego oczy ciskały błyskawice. - Odkąd to ma dla ciebie jakieś znaczenie to, co czuje niewolnica? Raz czy dwa widziałem, jak sam się w ten sposób zabawiałeś. - Nie musisz mi tego przypominać - odparł posępnym głosem Markus, wypijając resztkę wina ze swojego kielicha. - Przydałby mi się chyba łyk świeżego powietrza. Wyszedł do ogrodu, ale nie poczuł ulgi, gdyż zaraz zjawiła się Arria, a za nią nadszedł nie odstępujący jej Merula. Markus musiał znieść ich obecność, chociaż miał ochotę zgrzytać zębami. Arria mówiła o ich przygodzie miłosnej tak, jakby skończyła się wczoraj, nie zaś cztery lata temu. Merula przyglądał się Markusowi, któremu zrobiło się żal tamtego. Arrii zawsze sprawiało przyjemność dręczenie swoich kochanków. - Czy czytałeś, Markusie, moją książkę? - spytała głosem słodkim jak miód. - Nie. - Jest całkiem niezła. Spodoba ci się. - Straciłem zainteresowanie tandetą - rzekł i zmierzył ją spojrzeniem. W jej oczach pojawiły się błyski. - Skłamałam pisząc o tobie, Markusie - powiedziała z twarzą wykrzywioną gniewem. - Byłeś najgorszym kochankiem, jakiego miałam! Markus odwzajemnił się lodowatym uśmiechem. - To dlatego, że kiedy odchodziłem od ciebie, w moich żyłach nadal płynęła krew. Odwrócił się do niej plecami i odszedł. Nie zważając na obelgi, którymi go obrzucała, opuścił ogród. Wrócił na salę i szukał rozrywki w rozmowie ze starymi znajomymi i przyjaciółmi. Ale ich śmiech drażnił go; potrafili się bawić tylko czyimś kosztem. W zabawnych spostrzeżeniach dostrzegał małostkowość, w opowieściach o tragediach - przyjemność. Oddalił się od grupki, spoczął na łożu i popijając wino, obserwował posępnie gości Antygonusa. Widział teraz, jaką grę między sobą prowadzą. Zakładali maskę ludzi cywilizowanych, ale ani na chwilę nie przestawali pluć trucizną. I nagle coś go uderzyło