ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Jest tam budka strażnicza i prosta pusta droga pilnowana przez znudzonego szeregowca i znudzonego panamskiego policjanta. Zwykle nikt tamtędy nie jeździ prócz wojskowych i ich żon. Na horyzoncie z jednej strony widać El Chorillo, a za nim szatańskie wieże Punta Paitilla, tego ranka zasnute kłębiastymi chmurami. Od strony oceanu widnieją wyspy, grobla i obowiązkowy sznur nieruchomych statków czekających na przeprawę pod Mostem Ameryk. Dla kiepskiego gracza w golfa największą zaletą tego miejsca są trawiaste rowy ciągnące się dziewięć metrów poniżej poziomu morza - niegdyś tworzyły część systemu melioracyjnego Kanału, a teraz służą do przechwy-tywania źle uderzonych piłek. Kiepski gracz może uderzyć za bardzo w lewo lub za bardzo w prawo. Rowy, dopóki pozostaje pod ich opieką, wybaczą mu wszystko. Musi tylko trafić w piłkę i nie posłać jej za wysoko. - Co u Paddy? Zdrowa? - zagadnął Maltby, dyskretnie poprawiając po łożenie piłki czubkiem buta. - Kaszel ustąpił? - Niezupełnie - powiedział Stormont. - Oj ej. Co mówią lekarze? - Niewiele. Maltby znowu uderzył. Piłka pomknęła przez pole i jeszcze raz zniknęła z pola widzenia. Maltby rzucił się za nią. Deszcz padał z dziesięciominuto-wymi przerwami, ale Maltby się nie przejmował. Piłka leżała impertynenc-ko pośrodku wysepki nasiąkniętej ziemi. Stary posługacz wręczył ambasadorowi odpowiedni kij. - Powinieneś ją wywieźć - poradził nonszalancko. - Do Szwajcarii, czy gdzie tam się teraz jeździ. Panama jest strasznie niehigieniczna. Nigdy nie wiadomo, z której strony zaatakują cię zarazki. Kurwa. Piłka niczym prymitywny owad schroniła się w kępie gęstej zielonej trawy, Przez zasłony deszczu Stormont patrzył, jak jego ambasador wymachuje zamaszyście kijem i wraca z nią na pole. Chwila napięcia, gdy Maltby próbował trafić z daleka do dołka. Okrzyk triumfu, kiedy próba zakończyła się sukcesem. Rozluźnił się, pomyślał Stormont. Szaleje. Najwyższy czas. „Ni-gel, chciałbym zamienić z tobą słówko" - powiedział Maltby przez telefon o pierwszej w nocy, właśnie kiedy Paddy zasypiała. - „Może na świeżym powietrzu, jeśli nie masz nic przeciwko". „Do usług, ambasadorze". - Ambasada nie jest ostatnio przyjemnym miejscem - odezwał się znowu Maltby, kiedy szli w stronę następnego rowu. - Poza tym ten kaszel Paddy i biedna stara Phoebe. - Phoebe, żona ambasadora, nie była ani biedna, ani stara. Maltby nie ogolił się. Przemoczony zniszczony szary sweter wisiał na nim jak kolczuga, od której spodnie gdzieś zginęły. Czemu, do cholery, facet nie kupi sobie sztormiaka, zastanawiał się Stormont, chociaż deszcz i jemu ściekał po szyi. - Phoebe jest wiecznie niezadowolona - mówił dalej Maltby. - Nie mam pojęcia, po co wróciła. Nienawidzę jej, a ona nienawidzi mnie. Dzieci nas nienawidzą. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Całe lata się nie pieprzyliśmy, dzięki Bogu. Stormont zachował pełne zdumienia milczenie. W ciągu osiemnastu mie-sięcy ich znajomości Maltby nigdy mu się nie zwierzał. A teraz nagle, z nie-znanych powodów, ta -143- przerażająca bezgraniczna poufałość. - Ty się rozwiodłeś i wszystko jest w porządku - skarżył się Maltby. To była głośna sprawa, o ile dobrze pamiętam. Ale doszedłeś do siebie. Dzieci z tobą rozmawiają. Ministerstwo nie wylało cię na bruk. - Jeszcze nie. - Mógłbyś zamienić z Phoebe kilka słów. Rozmowa z tobą dobrze by jej zrobiła. Powiesz, że przeszedłeś przez wszystko i nie było tak źle, jak się mówi. Ona nie rozmawia z ludźmi normalnie i na tym między innymi polega problem. Woli rozstawiać ich po kątach. - Może lepiej, żeby Paddy z nią porozmawiała - powiedział Stormont Maltby umieścił piłkę na postumencie. Zrobił to, jak zauważył Stormont bez zginania kolan. Po prostu zgiął się cały wpół, a potem wyprostował, cały czas mówiąc. - Nie, wolałbym, żebyś ty to zrobił - ciągnął dalej, kołysząc groźnie kijem przy piłce. -Widzisz, ona martwi się przede wszystkim o mnie. Wie, że poradzi sobie sama. Ale myśli, że ja cały dzień będę wisiał na telefonie i pytał i jak ugotować jajko. Nic podobnego. Sprowadzę sobie jakąś szałową dziewczynę i cały dzień będę gotował jej jajka. -Wycelował i piłka poszybowała w górę poza zasięg rowu. Przez chwilę wydawała się zadowolona z prostego kursu. Ale zmieniła zdanie, skręciła w lewo i zniknęła w strumieniach deszczu. - A to chuj - rzekł ambasador, ujawniając głębię, o jaką Stormont nigdy by go nie podejrzewał. Ulewa uniemożliwiła im dalszą grę. Zostawili piłkę na pastwę losu i schronili się na krytej estradzie ustawionej przed półkolistym ciągiem willi żonatych oficerów. Ale staremu posługaczowi estrada się nie spodobała. Wybrał wątpliwą osłonę kępy palm, a z kapelusza spływały strumienie wody. - Poza tym - rzekł Maltby - tworzymy wesołą paczkę. Żadnych kłótni, wszyscy zadowoleni, nasze notowania w Panamie nigdy nie były lepsze, ze wszystkich stron napływają fascynujące doniesienia wywiadowcze. Zastanawiam się, czego jeszcze mogą chcieć nasi władcy. - A chcą czegoś? Ale Maltby nie dał się popędzać. Wolał własną dziwną ścieżkę niedomówień. - Wczoraj wieczorem prowadziłem długie rozmowy z rozmaitymi ludźmi przez tajny telefon Osnarda - poinformował tonem czułego wspomnienia. - Widziałeś go? - Obawiam się, że nie. - Jakieś czerwone obrzydlistwo podłączone do czegoś w rodzaju pralki z czasów wojny burskiej. Można rozmawiać całkowicie swobodnie. Byłem pod wielkim wrażeniem. To tacy mili ludzie. Nie to, żebym ich nie znał. Ale mieli przyjemne głosy. Połączenie konferencyjne. Bez przerwy trzeba przepraszać, że się komuś weszło w słowo. Szykuje się do nas gość o nazwisku Luxmore. Szkot.Mamy go nazywać Mellors. Nie wolno mi tego mówić, więc oczywiście mówię. Luxmore-Mellors ma nam przywieźć wiadomości wielkiej wagi. Deszcz ustał, ale Maltby najwyraźniej tego nie zauważał. Posługacz nadal kulił się pod palmami, paląc gruby zwitek liści marihuany. Może powinieneś go zwolnić - rzekł Stormont. - Skoro już nie grasz. Wyciągnęli kilka wilgotnych dolarów i odesłali posługacza z kijami Maltby'ego do pawilonu. Usiedli na suchej ławce na skraju estrady i obserwowali wezbrany strumień pędzący przez Eden i słońce iskrzące się boskim blaskiem na każdym liściu i kwiecie. - Postanowiono ... forma bezosobowa jest tutaj niezależna ode mnie, Nigel ..