ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Wędrując tu widziałem, że groch na ubogich polach, zawieszonych na zboczach gór, dopiero kwitnie. Z jakimże więc wzruszeniem odbierałem dzisiaj przyniesione dla misjonarza miseczki grochu. Przecież to dosłownie resztki, które im jeszcze zostały z poprzedniego zbioru. Od ust sobie i dzieciom odejmują, "byle misjonarz nie był głodny, by miał siły do pracy". Pracy jest rzeczywiście wiele, bo pojawienie się księdza w odległych od misji wioskach to wielkie rekolekcje dla całej okolicy. Czekali już długo na księdza, niektórzy w tym roku aż od kwietnia. Przychodzą więc gromadnie na Mszę św., spowiadają się niemal cały dzień, przynoszą dzieci do chrztu św. Zostają długo na modlitwie w swej biednej kaplicy, bo przecież długo tu nie mieli obecności Chrystusa w Eucharystii. Dziś kilku starców zostało na noc. Trzeba było długo wspinać się stromymi zboczami, by dotrzeć do kaplicy. Nie mają sił, by wracać codziennie, a chcą być na Mszy św. Wieczorem długo gawędziliśmy o ich życiu. Biedne ono i trudne, ale przecież umieją w nim wyszukać wiele momentów, za które szczerze i radośnie dziękują Bogu. Pamiętają dobrze te czasy, kiedy w ich okolicy jeszcze się nie mówiło o Chrystusie. Jakże wiele się zmieniło. Za ich dziecięcych i młodzieńczych lat chodziło się na naukę wiary do Rumezy, oddalonej' o przeszło 4 godziny drogi. Misjonarz jednak opowiadał Dobrą Nowinę o Bogu, mówił ciekawe rzeczy o świecie, pomagał, leczył... Chodzili więc chętnie i po dwa razy w tygodniu. Potem opowiadali innym, stając się pierwszymi misjonarzami tej okolicy. Dzisiaj mają już swoją kaplicę, z której są dumni. To prawda, że gdybyście ją zobaczyli, to nikt z Was nie chciałby mieć takiej stajni dla bydła. Ale przecież Bóg nie pogardził betlejemską stajnią. Mają swoją kaplicę, i dzisiaj już do nich przyjeżdża misjonarz. Jeszcze biały misjonarz, ale przecież mają już swoich czarnych księży. W ich młodości nawet na myśl im nie przychodziła taka możliwość. Zresztą, czy tylko w ich młodości? że kiedy niedługo przed wstąpieniem do seminarium zobaczył pierwszy raz czarnego księdza, to nie chciał wierzyć - że to ksiądz, "bo dlaczego nie zbielał?" Byłem przekonany - ciągnął dalej - że przy święceniach człowiek bieleje. Nie widziało się przecież w naszej okolicy innych białych ludzi, tylko misjonarzy, tylko księży. Wprawdzie opowiadali o swojej rodzinie, o swoim kraju, ale i tam ludzie jawili się im w czarnej skórze. Śmiejemy się z niego, że wstępował do seminarium, bo chciał zbieleć. Gdy słucham opowiadań moich starców, to rodzi się pytanie: jakie też będą wspomnienia tutejszych dzieci, dla których wiele rzeczy to wielka "nowość". Nawet rzeczy i spraw tak bardzo dla nas zwyczajnych. Pamiętam, że na początku września pojawiło się w Bururi 5 dziewczynek wędrujących z Mpingi do 7 klasy w Rumezie. Zmęczone, wychudłe, bo to bodaj trzeci dzień wędrówki, jako że z Mpingi do Bururi to "tylko" 120 km górskiej drogi. Jutro mają do pokonania tylko 30 km. Ofiarowano im nocleg na naszej misji. Trzeba jednak nakarmić. Nakroiliśmy więc chleba, postawili masło, dżem, banany. Sięgnęły po banany, bo reszta...? "Co to jest i jak się to je"? Jeszcze nigdy nie widziały chleba. Wprawdzie słyszały, że Jezus powiedział: "Ndumukate w'ubuzima - ja jestem chlebem życia", ale dla nich chleb, to ten opłatek, który otrzymują podczas Mszy św. Normalnego chleba jeszcze nie jadły. Słusznie więc misjonarze, tłumacząc na kirundi "Ojcze nasz" nie wspominają o chlebie. Prosimy tylko: "Uduhe ivyokurya bidukwiye uyu musi - daj nam pożywienia wystarczającego na dzień dzisiejszy". Dopiero dzisiaj zobaczyły chleb! A ileż innych nowości! Biskupstwo, katedry, szkoły... "To wszystko takie wielkie i ile samochodów?" Obiecano je jutro powieźć samochodem do Rumezy. Nie wiem, czy spały tej nocy, bo "jutro pojadą pierwszy raz samochodem"! Do spania ułożono je w łóżkach. Co za nowość. W domu śpią na rozścielonej na ziemi macie. Chyba tylko zmęczenie skleiło powieki "zdziwionych oczu". Ale i mnie zebrało się na wspomnienia. Już nawet nie pamiętam od czego zacząłem. Będę więc kończył to długie gawędzenie, bo nad jeziorem już zupełna ciemność i nawet nocne stwory się uciszają, zachęcając do spania. Jutro czeka mnie wiele spowiedzi, odwiedzenie klas, odwiedzenie katechumenów, przeprowadzenie ceremonii wstępnych chrztu św., wysłuchanie cichych skarg wciąż jeszcze krwawiących serc, bo tutejsza okolica ucierpiała wiele w maju i czerwcu. Przy tym wszystkim trzeba głosić Dobrą Nowinę, budzić nadzieję i miłość, nieść pociechę. Nie przychodzi to jeszcze łatwo, bo wciąż jeszcze brakuje słów w naszym pięknym języku kirundi. Jak to jeszcze jest z tym językiem może Wam pozwoli zrozumieć taki mały przykład, choć ze spowiedzi wzięty, to jednak nie dotyczący tajemnicy spowiedzi. Byłem właśnie w zapadłym buszu, w małej misyjnej kaplicy. Pod wieczór jeszcze dwie panny poprosiły o spowiedź. Druga wyznała, że biła rodzeństwo. No cóż, zdarza się nawet w najlepszej rodzinie. Dziewczę jednak dodało: "yamara vyapfuye ubusa". Tak zakończyło wyznanie jedynej zresztą winy. To mnie zaskoczyło. Znam przecież wszystkie słowa. "Yamara" znaczy "lecz", "yapfuye" znaczy "zmarł, zmarła, zmarło", "ubusa" znaczy "na darmo". Chcąc się upewnić proszę, by powtórzyła jeszcze raz, bo nie zrozumiałem dobrze. Dziewczę spokojnie powtarza to samo. Pytam więc dalej: "Nu'kuri uapjuye - rzeczywiście zmarło?" A dziewczę: "N'kuri vyapfuye ubusa". Nie, nie przesłyszałem się, myślę - przecież wyraźnie powiedziała. Pytam więc dalej: "umwana yapfuye - dziecko zmarło< a ty mówisz to spokojnie"? Tu dziewczę wyraźnie się uśmiecha. Tym bardziej zgłupiałem. Wcale przecież nie wygląda na ograniczoną umysłowo, raczej inteligentna. Coś tu musi być nie tak - pomyślałem. Trzeba jednak sprawę zbadać. Na szczęście nikt nie czeka na spowiedź, można zatem spokojnie przedłużyć dialog. Zaczynam od wypróbowanego pytania: "powiedz, był to grzech ciężki?" "Oya, haba nambal - nie, żadną miarą" - zarzeka się dziewczę żarliwie. "Chciałam tylko skarcić" - dodaje. "No dobrze, powiadam, chciałaś skarcić, ale przecież mówisz, że dziecko zmarło". Dziewczę znów się uśmiecha i mówi: "Wcale nie powiedziałam: umvana yapfuye, tylko wyapjue ubusa". W końcu zrozumiała, że ją posądzam o zamordowanie braciszka czy siostrzyczki i tłumaczy mi, że dziecko czuje się dobrze. Choć nie bardzo to wszystko pojmuję, to przecież widzę, że dziewczyna wcale na mordercę nie wygląda i tak żarliwie się zarzeka, że grzechu ciężkiego nie popełniła, więc piękną nauką o wzajemnej miłości wśród rodzeństwa kończę spowiedź