ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Ci ludzie odarli mnie z godności osobistej, panie Drummond, dlatego walczę. Próbuję z tego wyjść, chcę przeżyć i jeśli będę musiała się leczyć, zrobię to bez chwili namysłu. Tylko chciałabym, żeby pański klient uregulował te przeklęte rachunki. - Nie mam dalszych pytań, wysoki sądzie. - Drummond szybko wraca na miejsce. Odprowadzam Jackie prawie do samych drzwi. Jeszcze raz jej dziękuję i przyrzekam zadzwonić do Cleveland. Deck odwozi ją na lotnisko. Dochodzi wpół do dwunastej. Chcę, żeby przysięgli przetrawili jej zeznania przy lunchu, więc proszę sędziego Kiplera o wcześniejszą przerwę. Oficjalnym powodem jest konieczność przeanalizowania wydruków komputerowych przed powołaniem następnego świadka. W trakcie rozprawy wpłynął czek na dziesięć tysięcy dolarów - grzywna za obrazę sądu. Drummond oddał go do depozytu wraz z wnioskiem i dwudziestostronicowym uzasadnieniem. Zamierza odwołać się od decyzji Kiplera, dlatego do chwili rozstrzygnięcia apelacji pieniądze będą spoczywały na koncie sądowym. Niech spoczywają, mam ważniejsze problemy. ROZDZIAŁ 45 Przysięgli wracają do sali rozpraw i kilkoro z nich posyła mi ciepły uśmiech. Nie mają prawa rozmawiać o toczącym się procesie, ale wszyscy wiedzą, że szepczą o tym podczas każdej przerwy. Kilka lat temu dwóch sędziów przysięgłych wdało się w bójkę w trakcie debaty na temat wiarygodności jednego ze świadków. Sęk w tym, że do debaty doszło już w pierwszym dniu procesu planowanego na trzy tygodnie. Sędzia unieważnił postępowanie i musieli zaczynać od nowa. Mieli dwie godziny na przemyślenie zeznań Jackie Lemancyzk. Mogli się przez ten czas wściekać, kipieć złością i złorzeczyć na łajdaków z Great Benefit. Najwyższa pora wskazać im sposób naprawy krzywd. Pora pogadać o pieniądzach. - Wysoki sądzie, powódka wzywa na świadka pana Wilfreda Keeleya. Keeley wchodzi do sali, porusza się szparko, sprawia wrażenie, że nie może doczekać się chwili, kiedy zacznie zeznawać. W przeciwieństwie do Lufkina, którego nie dające się zatrzeć kłamstwa pogrążyły Great Benefit w paskudnym szambie, sprawia wrażenie człowieka energicznego i pełnego wigoru. Najwyraźniej pragnie dać przysięgłym do zrozumienia, że wciąż dzierży ster, że komu jak komu, ale jemu zaufać można. Zaczynam od kilku ogólnych pytań i szybko ustalam, że mamy do czynienia z samym prezesem zarządu, capo di tutti capi Great Benefit. Chętnie się do tego przyznaje. Potem wręczam mu kopię ostatniego bilansu firmy, której szefuje. Keeley zachowuje się tak, jakby codzienna lektura tego rodzaju dokumentów była jego ulubionym zajęciem. - Panie Keeley, czy może pan powiedzieć przysięgłym, ile warte jest reprezentowane przez pana towarzystwo? - Nie wiem, co pan przez to rozumie - ripostuje pan prezes. - Chodzi mi o wartość netto. - To niezbyt jasne pojęcie. - Przeciwnie, panie prezesie, cóż w tym niejasnego? Proszę spojrzeć na odpowiednie rubryki, odjąć od aktywów pasywa i powiedzieć przysięgłym, ile zostanie. To jest właśnie wartość netto. - To nie takie proste. Z niedowierzaniem kręcę głową. - Czy zgodzi się pan z twierdzeniem, że pańskie towarzystwo jest warte około czterystu milionów dolarów netto? Oprócz korzyści oczywistych dodatkowym plusem wynikającym z faktu przyłapania Lufkina na kłamstwie jest to, że świadkowie zeznający po nim powinni mówić prawdę. Keeley musi wywrzeć na przysięgłych jak najlepsze wrażenie, musi być uosobieniem szczerości i jestem przekonany, że Drummond wbił mu to do głowy. Domyślam się też, że kosztowało go to wiele trudu. - Tak - mówi - to w miarę uczciwe oszacowanie. - Dziękuję. A teraz proszę nam powiedzieć, jaką gotówką dysponuje Great Benefit. Tego pytania nie oczekiwał. Drummond wnosi sprzeciw, Kipler sprzeciw uchyla. - No cóż, trudno powiedzieć... - mówi, jakby ogarnęło go chwilowe zaćmienie umysłu. - Panie Keeley, przecież jest pan prezesem zarządu towarzystwa, pracuje pan w Great Benefit od osiemnastu lat, zaczynał pan w wydziale finansów i nie wie pan, ile macie pieniędzy? Nie wierzę. Keeley szaleje: wściekle kartkuje bilans, a ja cierpliwie czekam. Wreszcie rzuca jakąś kwotę i w tym momencie składam wielkie dzięki Maxowi Leubergowi. Proszę Keeleya, żeby zechciał wyjaśnić przysięgłym powód założenia jednego z funduszów rezerwowych. Kiedy zażądałem dziesięciu milionów dolarów odszkodowania, natychmiast tę kwotę odłożyli na wypadek, gdyby musieli ją wypłacić Dot. Procedura jest zawsze taka sama: nowy pozew - nowy fundusz, pozew - fundusz, pozew - fundusz. I tak dalej. Pieniądze wciąż należą do nich, wciąż nimi obracają, ale teraz są traktowane jako pasywa, nie aktywa. Ilekroć ktoś ich skarży, przelewają forsę na odpowiedni fundusz i twierdzą, że są bez grosza, że grozi im bankructwo. Tak, towarzystwa ubezpieczeniowe uwielbiają takie przechery. W dodatku jest to procedura całkowicie legalna. Ci od ubezpieczeń uprawiają swoje własne praktyki finansowe, bardzo mętne i wątpliwe. Keeley zaczyna grypsować, używa skomplikowanych terminów finansowych, słów, których nikt nie rozumie. Woli zamieszać przysięgłym w głowach, niż wyznać prawdę. Pytam go o inne fundusze rezerwowe, o rachunki nadwyżek, zastrzeżone i nie zastrzeżone. Magluję go i katuję, zadaję całkiem inteligentne pytania. Korzystając z notatek z wykładów Leuberga, podsumowuję liczby, stwierdzam, że firma dysponuje czterystu osiemdziesięcioma pięcioma milionami dolarów w gotówce, i pytam Keeleya, czy moje obliczenia są trafne. - Bardzo bym tego chciał - mówi, parsknąwszy śmiechem. Ale śmieje się tylko on, przysięgli zachowują niewzruszoną powagę. - W takim razie ile tego macie? - pytam. - Nie wiem. Najwyżej koło stu milionów. Na razie wystarczy. Podczas mowy końcowej wezmę kredę, wypiszę te liczby na tablicy i wyjaśnię przysięgłym, jak zakamuflowali pieniądze. Wręczam mu wydruk danych z wydziału roszczeń. Keeley sprawia wrażenie zaskoczonego. Skoro już siedzi na krześle dla świadków, dlaczego nie zastawić na niego pułapki? Zwłaszcza że dzięki temu mogę uniknąć ponownej rozmowy z Lufkinem, niech go szlag trafi. Keeley spogląda na Drummonda, ale Drummond jest bezsilny. Kto jak kto, ale prezes zarządu towarzystwa powinien się na tych wydrukach znać, powinien nam pomóc w dociekaniu prawdy