ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

— Sam, na litość, przestań krakać. Za nami stoi przecież Jasność. Nie będzie milczeć, wesprze nas. Poirytowany Samael grzmotnął pięścią w stół, aż zabrzęczały szklanki. — Gówno za nami stoi! Jasność w dupę nakopana! Pan ma nas gdzieś, to parszywy, zgniły staruch! Nie pozbiera się z radochy, patrząc, jak umieracie z Jego imieniem na ustach. Ale nie ja! Ja Mu wykrzyczę, co o Nim myślę, i sam będę się śmiał! Hrabia palatyn Głębi wsparł czoło na rękach. Stanowczo nie miał ochoty wysłuchiwać poglądów Samaela na temat Jasności. Znał je aż za dobrze. — Przestań, dobra? Na razie wrzeszczysz na mnie. Nie chcę tego słuchać. — Spoko, wierz sobie, w co chcesz — warknął Samael, rozkładając ręce. — Ja nie myślę cię oświecać. Ale kiedyś obudzisz się z łapą w nocniku i przyznasz mi rację. Za późno, oczywiście. — Jasne, jasne. Powiedz lepiej, co postanowił Nisroch. Podobno wypuścił własne bojówki i narozrabiał w dominiach archaniołów. To prawda? Ryży Hultaj, jeszcze trochę nastroszony, przytaknął. — Nieźle narozrabiał. Siedzi teraz w letnim pałacu poza Królestwem, uzbrojony po zęby, i szykuje się na oblężenie. Chyba się nie wyfika. Na łaskę Gabriela nie ma co liczyć po tym, jak jego najemnicy spustoszyli ziemie Gabrysia na Księżycu. Najgorzej dostało się wyspie, na której mieszkała ta mała czarownica, wiesz, nielegalna córka Uzjela. Stary, podobno masakra. Kamień na kamieniu nie został. Wszyscy zginęli. Dziewczyna broniła się jak lwica, do ostatniej chwili. Mówią, że wydała Atanaelowi regularną bitwę. Ale wiesz, co mogła sama zdziałać przeciw oddziałowi wyszkolonych najemników? W dodatku Atanael to sprawny dowódca i niezły mag. Wyłuskał ją jak ostrygę ze skorupy. Nie bardzo w to wierzę, ale chodzą ploty, że mała zdążyła go załatwić. Tak czy inaczej, jest martwa. Gabryś podobno tak się wściekł, że nie mógł się pozbierać. Dlatego Nisroch przepadł. Dżibril wychowywał tę czarowniczkę od małego. Szkoda dziewczyny, podobno była niezła i miała dobrze poukładane w głowie. Kojarzysz ją, prawda? Owoc nielegalnego wyskoku Uzjela z jakąś Ziemianką. Jak było tej małej? Cholera, nie mogę sobie przypomnieć... — Hija — odezwał się za plecami Głębian głos gardłowy, chrapliwy, z pozoru bardzo spokojny. Z pozoru, bo Samael usłyszał w nim tyle szaleństwa, że ciarki przebiegły mu po karku. Ryży Hultaj odwrócił się i zobaczył Daimona. Anioł Zagłady stał bez ruchu, a jego twarz miała kolor szarego płótna. — Nazywała się Hija — powtórzył. — Na Jasność! — wyszeptał Kamael, blednąc gwałtownie. — Spokojnie, stary. — Samael wstał powoli, rozkładając ramiona, jakby chciał uspokoić spłoszonego konia. — Lepiej się połóż. Masz wysoką gorączkę i majaczysz. To wszystko nieprawda. Halucynacje, Daimon, cokolwiek teraz widzisz. — Nie — powiedział Anioł Zagłady tym samym strasznym, stłumionym głosem. — Kłamiesz. Stał przed nimi wysoki, wychudły ze ściągniętą twarzą upiora, ze zmierzwionymi włosami, lepiącymi się do spoconych policzków i czoła. Wyglądał jak widmo dawnego, potępionego boga, który, strącony do otchłani wiele wieczności temu, zapomniał już, kim był i czego pragnął. Kamael, patrząc w szalone, udręczone oczy nie rozpoznawał w nim swego przyjaciela, dumnego, drapieżnego Anioła Miecza. To nie był już Daimon Frey, lecz Abbaddon Niszczyciel, Burzyciel Światów, na pół martwa istota, którą Pan powołał do niesienia posłannictwa śmierci. Teraz zdawał się promieniować ciemnością niby golem stworzony z mroku, upiór, któremu pozostały tylko nienawiść, rozpacz i tęsknota za światłem. Coś, czego Pan wyrzekł się w sobie, odrzucił jako odwrotność tworzenia. Niby Antykreator. Kamaela ogarnął lęk, bo w nagłym olśnieniu zrozumiał, czemu tylko Daimon mógł stanąć do walki przeciw Siewcy. Czymkolwiek stał się Anioł Zagłady, hrabia palatyn Głębi widział, że umiera. W rozwartych czarnych źrenicach nie odbijał się Kosmos, tylko pustka. Zielone obręcze tęczówek zmatowiały. Usta zrobiły się białe jak kreda. Na bandażach, spowijających tors, ramiona i ręce, rozkwitały i rosły ciemne plamy krwi. To koniec, pomyślał zszokowany Kamael. Nie przeżyje tego. A Daimon istotnie umierał. Czuł to każdym nerwem, każdą cząstką ciała. Wszechświaty, jeden po drugim, waliły się na niego, roztrzaskiwały, miażdżyły, a były Anioł Miecza nie potrafił zrozumieć, czemu jeszcze nie upadł. W głowie huczały mu słowa, które usłyszał od Jagnięcia. Oto czas, gdy przyjdzie ci umierać po wielekroć, Abbaddonie. Lecz zapłatą krew, łzy i zgliszcza. O tak, zapłata. Wszyscy odpowiedzą. Nie ma litości dla tego świata. Nikt nie jest bez winy. Nic nie jest czyste. Kosmos to tylko kłąb zgnilizny, dół kloaczny. Krew, łzy i zgliszcza. Jedynie one zostaną, gdy przejdzie przez świat. Pięść Pana, Anioł Zagłady. Destruktor. Przed sobą widział głupią, wystraszoną gębę Samaela, który tak się odgrażał, co też powie Jasności. Ciekawe, czemu teraz zamknął pysk? Żałosny robak, zasługujący na rozdeptanie. Daimon wyszczerzył zęby. — Nie kłam — powiedział do byłego archanioła, zastygłego z rękami w uspokajającym geście. Jego głos przeszedł w niskie warczenie. — To obyczaj tchórzy. Nie, ja nie majaczę. Widzę wszystko. Wiem wszystko. - Frey — zaczął Samael łagodnie — jesteś ciężko chory. Uspokój się i połóż, bo inaczej będę zmuszony dać ci w pysk. Daimon uśmiechnął się ze zrozumieniem. — Tak — powtórzył. — W pysk. Zacisnął pięść i trzasnął Samaela w twarz. Siła ciosu wyrzuciła byłego archanioła w górę. Trafił plecami w przepierzenie z desek, rozniósł je na drzazgi, przeleciał przez sąsiedni pokój, grzmotnął o ścianę i znieruchomiał pośród kawałów odłupanego tynku i cegieł. Kamael skrzywił się na widok strzaskanej kości, której ostry biały koniec wystawał z rozdartego bandaża na prawym przedramieniu Daimona. Ciemna krew spływała po dłoni, wolno kapała z palców. Anioł Zagłady nie zwracał na nią uwagi. Obrócił się do przyjaciela. Jego oczy wyglądały jak dziury po wystrzałach. — Och, Kam — powiedział ochryple