Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Wyszedł i zniknął w głębi korytarza. - Cóż, potwierdziły się nasze najgorsze obawy - stwierdziła Deborah. Przytrzymała przyjaciółkę za ramię, gdy ta nakładała spódnicę. Teraz kiedy zostały same, Joanna nagle się rozkleiła. Do oczu napłynęły jej łzy. Otarła je grzbietem dłoni. - Sama nie wiem, dlaczego płaczę - powiedziała z nerwowym śmiechem. - Myślę, że to dlatego, że byłam bardzo zżyta z tym jajnikiem, a nie wiedziałam nawet, że mnie opuścił. - Cieszę się, że potrafisz znaleźć w tym coś zabawnego! - Deborah uśmiechnęła się. - Jestem tak zmęczona, że łatwiej jest mi się śmiać niż płakać. - A ja jestem wściekła! - oświadczyła Deborah. - Bezczelność Paula Saundersa i Sheili Donaldson oraz całej tej spółki przechodzi wszelkie granice. - Wyliczając na palcach, mówiła dalej: - Pomyśl tylko, co oni robią: po pierwsze, kradną jajniki nic nie podejrzewającym kobietom; po drugie, na masową skalę klonują samych siebie; po trzecie, zapładniają ubogie Nikaraguanki i wywołują u nich poronienia, by uzyskać komórki jajowe. A to jest tylko to, co zdołałyśmy odkryć! Musimy coś z tym zrobić. Joanna poprawiła na sobie spódnicę i bluzkę, po czym włożyła buty. - Ja wiem, co mam zamiar zrobić. Mam zamiar wrócić do domu i pójść do łóżka. Po dziesięciu albo jedenastu godzinach snu być może będę w stanie wymyślić, jak potraktować tę instytucję. - A wiesz, co moim zdaniem powinnyśmy zrobić? - zapytała Deborah. Joanna sięgnęła po torebkę. Nie była w nastroju, by podejmować grę przyjaciółki. Bez słowa wyszła na korytarz. Deborah ruszyła za nią. - Powiem ci, nawet jeśli nie masz ochoty tego słuchać. Myślę, że powinnyśmy wrócić dziś w nocy do Kliniki Wingatea i zobaczyć, co jest w tym pomieszczeniu z gametami. Niewykluczone, że zdobyłybyśmy tam jakieś obciążające dowody. Do diabła, być może udałoby się nam nawet znaleźć twój jajnik! A gdyby to nie wypaliło, mogłybyśmy wrócić do serwera i zdobyć pliki z dokumentacją badawczą. O tej porze nie będziemy musiały już walczyć z Randym Porterem. Joanna przystanęła i odwróciła się. - To najbardziej szalony pomysł, jaki w życiu słyszałam - oświadczyła. - Dlaczego, na Boga, miałybyśmy tam wracać dzisiaj w nocy?! - Dlatego że możemy! - Jesteś chyba tak samo zmęczona jak ja. Ale odpowiedź! - Wciąż mamy nasze karty magnetyczne - wyjaśniła Deborah. - Wyszłyśmy dzisiaj przed czasem i jestem pewna, że to zauważono, więc już tam nie pracujemy. Ale znając biurokrację, karty prawdopodobnie wciąż jeszcze działają. Od jutra się to zmieni, ale byłabym straszliwie zaskoczona, gdyby nie zadziałały dziś w nocy. I wciąż mamy kartę Spencera, a ona też zostanie w końcu unieważniona. Chcę tylko powiedzieć, że jeśli nie pójdziemy tam teraz, prawdopodobnie nie będziemy już miały okazji. Pozostało nam tylko to wąskie okienko, które musimy wykorzystać. - Chyba masz rację - odparła ze znużeniem Joanna. - Ale obie jesteśmy zbyt zmęczone. - Odwróciła się i ruszyła dalej korytarzem. Deborah podążyła za nią jak cień, starając sieją przekonać, że spoczywa na nich moralny obowiązek. Kiedy dotarły do poczekalni, wciąż się spierały. Carlton, który rozmawiał przez telefon, musiał je uciszyć, by móc usłyszeć głos w słuchawce. - O co się kłócicie? - zapytał, gdy skończył rozmowę. Dziewczyny mierzyły się wzrokiem. - Ona mnie namawia, żebyśmy wróciły dziś w nocy do Kliniki Wingatea - wyjaśniła Joanna. - Chce się włamać do, jak to nazywa, sali gamet i namawia mnie, żebym wykradła ich pliki z dokumentacją badawczą. - Chcecie usłyszeć moje zdanie? - zapytał Carlton. - To zależy - odparła Deborah. - Jesteś za czy przeciw? - Przeciw. - W takim razie nie chcemy go słyszeć - oświadczyła Deborah. - Ja chcę - powiedziała Joanna. - Uważam, że nie powinnyście łamać prawa w większym stopniu, niż już to zrobiłyście - stwierdził Carlton. - I tak macie szczęście, że uszło wam to na sucho. Niech przejmą to zawodowcy. Zwróćcie się do władz! - Na przykład do kogo? - zapytała wyzywająco Deborah. - Na policję w Bookford? Myślisz, że zechcą narobić sobie kłopotów? Do FBI? Nie posiadamy dowodów, że działalność kliniki ma charakter międzystanowy, co uzasadniałoby wydanie nakazu rewizji, a jestem pewna, że Saunders i Donaldson zapewnili sobie plany awaryjne na wypadek śledztwa. Władze medyczne? One jak zwykle nie kiwną nawet palcem. Kliniki niepłodności są poza obszarem ich zainteresowań. - Czego dowiedziałeś się od ginekologów? - zapytała Joanna. - Wrodzony brak jednego jajnika jest rzadkim zjawiskiem - odparł Carlton. - Lekarka powiedziała, że nigdy nie widziała czegoś takiego, nie słyszała o tym ani nie czytała, ale sądzi, że mogłoby się to zdarzyć. - Oni ukradli twój cholerny jajnik! - wypaliła Deborah. - To jasne jak słońce. Do diabła, to raczej ty powinnaś mnie namawiać, żeby tam wrócić, a nie odwrotnie. - Najwyraźniej ja mam więcej oleju w głowie niż ty. W tym momencie włączył się pager Carltona. W opustoszałej poczekalni sygnał zabrzmiał głośniej niż w podziemnym barze. Chłopak natychmiast oddzwonił. - Uważam, że nie powinnyśmy marnować okazji - upierała się Deborah. - W porządku, zaraz schodzę! - powiedział Carlton. Odłożył słuchawkę. - Przepraszam, że przerywam zabawę, ale wzywają mnie do nagłego wypadku. Był karambol na Storrow Drive i karetki są już w drodze. Odprowadził dziewczyny do windy. Joanna i Deborah w dalszym ciągu się spierały, zniżywszy głos do szeptu ze względu na pozostałych pasażerów. Nie przestały się kłócić, nawet gdy zmierzały głównym korytarzem do wyjścia. - Tutaj was zostawię - przerwał im Carlton, wskazując drzwi oddziału nagłych wypadków. Odwrócił się do Joanny. - Miło było cię widzieć. I przykro mi z powodu tego jajnika. - Dziękuję, że załatwiłeś mi USG - odparła dziewczyna. - Cieszę się, że mogłem ci pomóc. Zadzwonię do ciebie później. - Będę czekać - powiedziała Joanna. Uśmiechnęła się i on również się uśmiechnął. Nieśmiało pomachał na pożegnanie i zniknął za wahadłowymi drzwiami