ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

– Mówi dyrektor Burgio. Dla mnie bezsenność to nic nowego, a ponieważ wiem, że pan także kładzie się późno spać, pozwoliłem sobie niepokoić pana o tej porze. Miał pan okazję zajrzeć do zeszytu? – Przeczytałem wszystko. I jestem tym bardzo poruszony. – Nie mówiłem? Przyjdzie pan jutro na obiad? Montalbano uśmiechnął się. Dyrektor najwyraźniej chciał go namówić na dochodzenie w tej już całkowicie przedawnionej sprawie, w której obaj, prawdę mówiąc, niczym nie ryzykowali. – W tamtych latach – powiedział dyrektor – każdego z nas od najwcześniejszego dzieciństwa od razu pakowano do młodzieżowej organizacji faszystowskiej. Pierwsza nazywała się Czyn Narodowy Balilla, następna Liktorska Młodzież Włoska. Między trzecim a szóstym rokiem życia było się Synem Wilczycy... – Tej, co wykarmiła Romulusa i Remusa – dopowiedziała pani Angelina. – ...od sześciu do dziesięciu lat było się Balillą, potem Bojownikiem, a w wieku szesnastu lat lądowało się w Awangardzie Młodzieży Faszystowskiej. Ten chłopiec z dzienniczka mógł mieć jakieś piętnaście lat – Pisał już sprawnie po włosku – zauważył Montalbano. – Tak. Też to spostrzegłem. – Chłopiec taki jak on, dość egzaltowany... – Wszyscy w jego wieku byli w tamtych latach egzaltowani – przerwała komisarzowi pani Angelina. – Jeśli nie byliśmy aż tak egzaltowani jak ten chłopiec, to jednak byliśmy urzeczeni tym, co się działo. A starsi od nas, nawet jeśli rozczarowali się faszyzmem, to przecież prawdziwie cierpieli, widząc na naszej ziemi obce wojsko. – To by znaczyło – dodał komisarz – że taki chłopiec, tak do głębi urażony, słusznie czy niesłusznie, nową sytuacją, dysponujący czterema granatami, jest po prostu chodzącą miną... – Która prędzej czy później musi wybuchnąć – powiedział dyrektor. – Zanchi to nazwisko nie stąd – zauważył Montalbano. – Nie stąd – potwierdził dyrektor. – Ale łatwo to wytłumaczyć. Wśród dokumentów, które mi przyniósł Cusumano, a których jeszcze w całości nie przeczytałem, jest list wyjaśniający tę sprawę. Wstał, poszedł do drugiego pokoju i wrócił z pomiętą kartką, którą podał komisarzowi. WIELCE SZANOWNA DYREKCJA GENERALNA, PALERMO 10 października 1944 roku W ślad za naszym pismem z 30 września br., nr dz. 250, mamy zaszczyt powiadomić, że uciekinierzy zakwaterowani w Silosie zostali przeniesieni do Montelusy. W Silosie pozostały jeszcze łóżka i nieliczne sprzęty (stoły, krzesła, ławki itd.), o których wywiezienie zadba w najbliższych dniach Miejski Zarząd Opieki Społecznej. Zarządzimy następnie doprowadzenie pomieszczeń do porządku i dokonamy niezbędnych drobnych napraw. Z należnym szacunkiem. – Kto wie, skąd przywieziono tutaj tych uciekinierów? – zastanawiał się na głos komisarz. – Mogę panu od razu powiedzieć skąd – odpowiedział dyrektor. – Wiem o tym z innego listu. Zarządca silosu prosi w nim o dużą ilość trucizny na szczury. Pisze, że szczury... można sobie wyobrazić, ile ich się kręciło w opuszczonym silosie na zboże!... nie dają spokoju dziesięciu rodzinom uchodźców z Libii. Szło z pewnością o byłych kolonistów, biedaków, którzy utracili tam wszystko, co mieli. Grube ryby, urzędnicy państwowi, którzy stamtąd uciekli na czas, z pewnością znaleźli dla siebie lokum gdzie indziej. – Ale co takiego zrobił ten Zanchi, mając w ręku cztery granaty? – spytał Montalbano. – W tym sęk – odparł dyrektor. – Mamy tylko punkt wyjścia – stwierdził Montalbano, ciągnąc dalej swoje rozumowanie. – To znaczy? – Datę. To, co Zanchi zrobił... ten przeraźliwy czyn, jak sam o nim pisze w swoim dzienniczku... zdarzyło się z pewnością dziesiątego października tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku. Nie ma już dzisiaj w Vigacie nikogo, kto mógłby... – Jest przecież Panarello – wtrąciła się do rozmowy pani Angelina. – Pepe Panarello, ojciec mojej przyjaciółki Giulii, nigdy nie wychylił nosa poza Vigatę, był tu zatrudniony w urzędzie stanu cywilnego. Ma swoje lata, urodził się w tysiąc dziewięćset dziesiątym roku. – Jezu! – powiedział komisarz. – Ma osiemdziesiąt siedem lat? No to nic nie pamięta. – Myli się pan – odparła pani Angelina. – Giulia, jego córka, nie dalej niż wczoraj mówiła mi, że ojciec już całkiem nie pamięta, co robił dzień wcześniej, ale sprawy sprzed pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat pamięta doskonale, o wszystkim przytomnie i precyzyjnie może opowiedzieć