Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
A dlaczego mają się wstydzić ci, którzy nie wytrzymali? Niech wstydzą się ci, którzy torturują. - Tak powiedziałem stanowczo zmuszony byłem wykazać skruchę, żeby mnie wypuścili. W przeciwnym razie nie stałbym teraz przed wami. Poruszenie na sali, wszyscy zaczęli się wiercić, złośliwy szmer przebiegł po rzędach - aha, więc jednak się wyrzekał, kajał... Ale nie wstydziłem się ani tego kłamstwa, ani zmyślonej skruchy - czułem jedynie cudzy ból. Znowu włóczyłem się po etapach i więzieniach przesyłkowych, wykłócałem się z obywatelem naczelnikiem" i wysłuchiwałem niekończących się więziennych sporów. Urządzili mnie na dwanaście lat -dwanaście lat obozowych odpraw, kipiszów, lodowatych karcerów i ssącego głodu, który z czasem przestajesz odczuwać, jak ból zęba. Spać tylko niewygodnie kości przeszkadzają. Nie, nie żałowałem tego, co się stało. Żałowałem tylko, że zbyt mało zdążyłem zdziałać przez rok, dwa miesiące i trzy dni, które spędziłem na wolności. Tak też powiedziałem im na rozprawie, w ostatnim słowie. Zazwyczaj odchodząc tam zabierasz ze sobą ostatnie dźwięki, głosy, wrażenia z pozostawionego świata. Albo wypływa raptem twarz matki i wiele, wiele innych obrazów z nią związanych, albo zaśnieżona Moskwa, krzywe arbackie zaułki, albo po prostu strzępy jakichś melodii, i za nic w świecie nie możesz sobie przypomnieć, gdzie je słyszałeś, co jest z nimi związane... Niezmiennie staje ci przed oczami rozprawa, ich pytania, twoje odpowiedzi. Setki razy przewijasz te obrazki w pamięci i za każdym razem dochodzisz do wniosku, że można to było lepiej powiedzieć. Mój adwokat, Szwiejstó, zastraszony był nieprzytomnie. Dopiero co wydalali go z adwokatury, sprawa była już zdecydowana i nagle wszystko uległo zmianie. Nie tylko nie wydalili, ale na dodatek przywró- 280 WŁADIMIR BUKOWSK1 ciii zezwolenie". Przyszedł do mnie w dzień po zakończeniu głodówki i długo, z wieloznacznym namysłem przyglądał się ścianom gabinetu, w którym wyznaczono nam widzenie. Miał najwidoczniej jakiś nerwowy tik, gdyż od czasu do czasu wykonywał dziwny ruch głową, jakby go krawat dusił albo niewidoczna pętla zaciskała mu się na gardle. - Jako członek partii nie mogę aprobować pańskich czynów -powiedział, spoglądając na ściany. Wiele kosztowało mnie nakłonienie go, by przestrzegał ściśle prawnej pozycji. Podczas rozprawy jednak trzymał się dzielnie. Mimo iż niewidoczna pętla cały czas ściskała mu gardło, zażądał wyroku uniewinniającego. Po to go tylko potrzebowałem. Teoretycznie adwokat to tuba swojego klienta. Ma powiedzieć to wszystko, czego nie może powiedzieć oskarżony. Na naszych politycznych procesach wszystko było na odwrót. Prawdę mówiąc, to my bronimy obrońców, a nie oni nas. Tym razem skróciłem swoje ostatnie słowo, wkładając weń więcej dynamiki. Po pobieżnym wyliczeniu wszystkich pogwałconych przez KGB w mojej sprawie zasad prawnych powiedziałem: Czemu służyły te wszystkie prowokacje i brutalne łamanie prawa, ten potok oszczerstw i kłamliwych, bezzasadnych oskarżeń? Czy celem tego wszystkiego ma być jedynie pozbawienie wolności jednego człowieka? Nie, w tym jest pewna zasada, swego rodzaju filozofia". Za przedstawionym oskarżeniem kryje się inne, nie przedstawione. Poprzez tę rozprawę pragnie się powiedzieć: nie wolno wywlekać brudów z izby", pragnie się zamaskować własne zbrodnie - psychiatryczne rozprawy nad nieprawomyślnymi, własne więzienia i łagry. Usiłuje się zmusić do milczenia tych, którzy opowiadają o tych przestępstwach całemu światu, by nadal na arenie międzynarodowej móc przybierać postawę nienagannych obrońców krzywdzonych. Za późno! Nasze społeczeństwo jest jeszcze chore. Choruje na strach, który przyszedł do nas jeszcze za stalinowszczyzny". Jednak proces duchowego wyzwolenia już się rozpoczął i nie sposób powstrzymać go jakimikolwiek represjami. Społeczeństwo pojęło już, że przestępcą nie jest ten, kto wywleka brudy z izby", lecz ten, kto w izbie brudzi Jasne, że można było powiedzieć lepiej - później zawsze przychodzą do głowy lepsze warianty. Ale nie to jest najważniejsze. Główny problem zawiera się w pytaniu: czy to wszystko warte było dwunastu lat a raczej całego życia? To wszystko nie rozprawa, nie wystąpienie, lecz ten właśnie proces, którego nie da się już powstrzymać? Myślę, że warte. Nigdy w każdym bądź razie nie żałowałem tego co się wydarzyło. I POWRACA WIATR... 281 Dzień i noc suną etapy na wschód. Więzienia przesyłkowe zapchane są do oporu po 60-80 osób w jednej celi. Śpią na pryczach, pod pryczami, na gołej ziemi, jeden koło drugiego, nawet na stole. Nie ma czym oddychać. Wagony ładują tak, że drzwi nie chcą się domknąć - eskorta upycha buciorami. Matki z dziećmi przy piersi, bezzębne staruchy, wyrostki, inwalidzi, ponurzy chłopi, pozbawieni skrupułów młodzieńcy... Każdy ma swoją sprawę" brunatna koperta, na wierzchu fotografia, życiorys -jak inaczej strażnik ma się połapać? - Nazwisko? - Imię twoje i ojca? - Artykuł? - Wyrok? - Następny! - Nazwisko? - Imię twoje i ojca? - Artykuł? - Wyrok? Po więziennej monotonii kompletny kołowrót w głowie. Jakby cały kraj ruszył z miejsca. Bracia! Został w ogóle ktoś na wolności czy już wszystkich połapali?! Wrzaski, przekleństwa, tupot, przeraźliwy płacz dziecka, gdzieś już się biją. - Prędzej, prędzej - ponagla eskorta. Jedni z tłumokiem, inni z plecakiem, obdrapaną walizką, a komuś tylko przydziałowy śledź sterczy prosto z kieszeni i pajda chleba w dłoni. W drogę! - Doookąd, doookąd... ryczy przeciągle lokomotywa. - Na wschóóóód! przeciągle odpowiada inna. Nie lekceważ śledzika, ziomku drogi. Choć rdzawy i śmierdzący, ale innego ci nie dadzą. Daleka droga - zjesz, jeszcze się obliżesz. Przez dwie doby wszystko dookoła nasiąknie tym śledziem, wszystko się przemiesza. Wody się nie doprosisz - gdzież mają zdążyć napoić taką hałastrę? Do szału dojdziesz, do zachrypnięcia. No a po zaspokojeniu pragnienia nie doprosisz się, by zaprowadzili cię do wychodka. Lecz mimo to zachowaj śledzika, wsadź chociaż do kieszeni. Usłuchaj starego zeka. Pod wieczór, gdy wszystko się uspokoi, dziecko przestanie płakać, ucichną kłótnie, a w sąsiednim przedziale baby zanucą tęskną piosenkę, wtedy zżujesz go że ho, ho, razem z ościami. Cóż z tego, żeś się cały wysmarował - coś niecoś trafiło jednak na ruszt, można się chwilę zdrzemnąć. Starego zeka zawsze odróżnisz w tłumie. Nim ustalaliście co i jak i dreptali przy wejściu, ten zajął najlepsze miejsce - półkę z prawej, na pięterku, stamtąd można nawet zerknąć na wólkę, jeśli uda się namówić naczelnika, żeby uchylił trochę okienko na korytarzu. Węzełek też ma niewielki - jakby się do łaźni wybierał, ale jest tam wszystko, co może się przydać na trasie. Jakaś koszulka czy sweterek - pchnie się eskorcie za paczkę herbaty, coś na ząb, trochę machorki. Leży gdzieś ukryta mojka", niewielki nożyk, kombinowana cygarniczka łagrowej roboty też żeby pchnąć jakiemuś dzikusowi w szlifach