Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Co wiesz o tym człowieku? - zawołała. Reynar, który wyglądał przez okno, odwrócił się nagle. - Jestem pewien, że mówią o nim, iż odznaczył się pod Portaroy - odpowiedział - w czasie tych nie kończących się wojen granicznych miedzy Wschodem a Zachodem. Słyszałem, że jeździ na metalowym rumaku i że poprowadził armię umarłych. Ale nie pamiętam szczegółów. Nic nie wiem o kobiecie. - Jest daleko od Portaroy - doleciał go głos. - Zastanawiam się, co tutaj robi? Podszedł do toaletki, przeczesał włosy i oczyścił paznokcie. Znalazł jakiś kawałek szmatki i zaczął czyścić swe buty. - Jeśli ma zamiar uczynić coś, co mogłoby przeszkodzić twoim planom na dzisiejszą noc - powiedział - to poradzisz sobie z tym? - Ty nie musisz się martwić - odparła. - Mam dość sił. Zajmę się tobą. - Nigdy w to nie wątpiłem - odrzekł polerując klamrę u pasa. Reena przebrała się w długą, wydekoltowaną, zieloną suknię z czarną lamówką i bufiastymi rękawami. Dilvish nałożył brązową bluzę, zieloną, skórzaną kamizelę, a czarne spodnie spiął pasem w tym samym, zielonym kolorze. Gdy schodzili po schodach, dobiegły ich dźwięki muzyki dochodzące z jadalni - spokojne struny i flet. Po chwili poczuli również zapachy jadła. - Bardzo pragnę poznać naszą gospodynię - oświadczył Dilvish. - Muszę wyznać, że ważniejsze jest dla mnie gorące jadło - odrzekła Reena. - Ile czasu minęło od ostatniej karczmy. Ponad tydzień... Oele powitała wchodzących gości z uśmiechem. Reynar uczynił to samo. Przywitanie nie trwało długo, a Oele poprosiła Reenę i Dilvisha, by zajęli miejsca. Służący wnieśli pierwsze danie i nalali wina. Przed Dilvishem, a za plecami Reeny, trzaskał ogień w palenisku. W drugim końcu komnaty siedzieli grajkowie. Jedli łapczywie przez kilka minut, zanim Dilvish zauważył, że jest w komnacie jeszcze jeden biesiadnik. Przy stoliczku, obok kominka, siedział staruszek odziany w skóry. Jego laska stała oparta o ścianę. Wyglądał na tego samego mężczyznę, którego spotkali wcześniej na szlaku. Kiedy ich oczy spotkały się, uśmiechnął się i pochylił głowę. Staruszek pokazał na szyję, a Dilvish wyszukał pod koszulą talizman i pokiwał głową. - Nie zauważyłem wcześniej staruszka - odezwał się. - Och, on już tutaj był - odparła Oele. - Pilnuje stada. Przechodzi tędy od czasu do czasu. Reynar mówi, że kojarzy twe imię z miejscem zwanym Portaroy. Czy ma rację? Dilvish skinął głową. - Walczyłem tam. - Zaczynam sobie przypominać zasłyszane historie - zabrał głos Reynar. - Czy to prawda, że metalowa bestia, której dosiadasz, jest prawdziwym demonem, który pomógł ci w ucieczce z Piekła i który pewnego dnia porwie cię tam ponownie? - On porywa mnie każdego dnia - uśmiechnął się Dilvish. - Pomagał mi wiele razy, ja jemu także. - ...Słyszałem też o posągu. Czy to prawda, że ty też nim byłeś, tak jak ta bestia teraz? Dilvish spojrzał na dłonie. - Tak - odpowiedział cicho. - To niezwykłe - zauważyła Oele. - Czy mogę spytać, co sprowadza człowieka z taką przeszłością w miejsce niezwykle odległe od miejsca jego triumfu? - Zemsta - padła odpowiedź. - Szukam kogoś, kto mnie i wielu innym ludziom przysporzył niemało kłopotów. - Kto to może być? - zastanowił się Reynar. - Nie chcę sprowadzić klątwy na to miejsce, wypowiadając jego imię. Jest czarownikiem. - Wygląda na to, że wyszukujesz sobie złych wrogów - stwierdził Reynar. - To nas łączy. Kiedyś, na Wschodnich Wyspach, zabiłem jednego czarownika. Przeklęty, prawie udusił mnie, zanim się do niego dobrałem. Przestałem oddychać. Na szczęście miałem doświadczenie w wyławianiu pereł... Żeglarz chętnie rozprawiał o swych wojażach, odpowiadając na kolejne pytanie. Dilvish skupił się na jedzeniu. Kątem oka Dilvish dostrzegł rosnące rozdrażnienie u Oele, ale starała powstrzymywać się przed uciszeniem mówcy. Z jego uśmiechów Dilvish wywnioskował, że Reena słuchała go z coraz większą fascynacją, nawet zaniedbując swą strawę. Odwzajemniała mu uśmiechy. Dilvish zerknął na Oele, a ona mrugnęła do niego. Przeszył go dreszcz. Nagle wszystko wokół niej stało się nieskończenie piękne i pełne pożądania. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Przypomniał sobie to uczucie, co wcale nie zmniejszyło wcześniejszego, olśniewającego wrażenia. Glamourie. Czuł to samo przed laty, w ojczystym kraju. W czarodziejski sposób podkreślała swój naturalny powab. Trwało to przez kilka chwil, by zaraz potem zniknąć? Siedziała teraz przed nim, jakby nic się nie stało. Jaki miała w tym cel, zastanowił się. Obietnica? Zaproszenie? Kiedy skończyli wieczerzę, Oele wstała, utkwiła w nim wzrok i rzekła: - Zatańcz ze mną. Wstał, przeszedł wzdłuż stołu i dotarł do pustego skrawka komnaty, niedaleko muzyków. Reena i Reynar wstali również. Ujął dłoń Oele i zaczął poruszać się w takt muzyki; spokojny, pełen godności. Była to odmiana czegoś, co poznał przed laty, szybko złapał rytm. Oele poruszała się z ogromną gracją, gdy tylko ich oczy spotykały się, uśmiechała się. W tych momentach przysuwała się do niego coraz bliżej. - Masz cudowną żonę - stwierdziła. - Ona nie jest moją żoną - odparł. - Wiozę ją do miasta na południu. - A co potem? - Zajmę się sprawą, o której wspomniałem. Nie chcę nikogo narażać na niebezpieczeństwo. - To ciekawe - odrzekła przy kolejnym obrocie. Gdy znów stanęła przed nim, ciągnęła: - Widzę, że nie chcesz o tym mówić. Czy jesteś pogromcą demonów? Czy możesz nad nimi sprawować władzę? Dilvish przyjrzał się jej twarzy, ale niczego nie dostrzegł. - Tak - odezwał się w końcu. - Mam pewne doświadczenie w tej dziedzinie. Po kilku taktach spytał: - Dlaczego pytasz? - Gdybyś poskromił prawdziwie silnego demona i podporządkował go sobie - rzekła - czy nie służyłby ci w walce z tym czarownikiem? - To prawdopodobne - zgodził się, unosząc i opuszczając jej dłoń. Otarła się o niego. - Lepiej byłoby podporządkować sobie takiego, zanim on zdobędzie nad tobą przewagę; wydawać mu polecenia nie płacąc za ich wykonanie, czyż nie? Przytaknął. - Przecież to dotyczy większości służących i posług, prawda? - Oczywiście - zgodziła się. - Mam tu takiego..