ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Ja tak myślałem, żeby się pan z nią ożenił, a pan to wszystko wczoraj popsułeś. - Popsułem, popsułem. Nie było co psuć! To pańskie tylko głupie myśli takie... - O, a nie widziałeś, jak na ciebie nasamprzod patrzała? Widziałeś, widziałeś. Tak tylko jej te oczy się paliły. Podobałeś się jej. Wacek porwał się z tapczana i oparł o ścianę. - Co mi tam wasze majówki, mam je gdzieś. Nie dla mnie takie towarzystwo, gdzie nawet wypić sobie nie można. Zaraz człowiekowi ubliżają. Kto mi to o to ubranie. wołał? Pan Wojciech? Zaraz mu mordę nabiję. - Nie. To Stach. Mówił: "A skąd ty to ubranie wziąłeś?" - Głupiec. Zaraz mu pokażę, skąd. - E, daj pan spokój. Z nim to niebezpiecznie zadzierać. - Zobaczymy . I nie mówiąc więcej ani słowa wyszedł gwałtownie na niepewnych nogach. Drzwi za nim trzasnęły mocno i Antoni porwał się z zydla, żeby zobaczyć, co zrobi Wacek. Ale on stał przez chwilę nieruchomo przed kantorem, a potem ze zwieszoną głową skierował się przez szosę, poza barak, daleko obchodząc szkołę i inne zabudowania i wymijając wszystko i wszystkich, co by mu mogło wczorajszy upadek przypomnieć, schronił się w swojej izdebce. Kiedy Jasio przyszedł do niego w południe, zastał go leżącego na łóżku twarzą do poduszki. Chociaż nie spał, ale był w okropnym stanie ducha. Jasio poruszył go za rękaw kurtki. - Czego chcesz? Idź - powiedział niechętnie. - No, nie grymaś - zawołał Jasio - pokaż się. - Idźże - warknął jeszcze raz Wacek, ale podniósł się z poduszki. Włosy miał wbrew zwyczajowi rozrzucone, a na twarzy odciski poduszki. - Dlaczegoś beczał wczoraj? - zapytał Jasia. Jasio się zarumienił i odwrócił oczy. Okropnie mu było przykro za Wacka i z rozpaczą myślał o wczorajszych scenach. Jeszcze dziś żal mu było Wacka. - Ja?...- zapytał jękliwie - nie, nie beczałem... nie wiem... - Wstyd ci było kolegi? Co? - spytał ponuro Wacek. - Chyba nie!... - wyjąkał Jasio - tylko... tylko... ja nie chciałem, żeby Klara źle o tobie myślała. - A Klara co? - ciągnął Wacek swoją litanię pytań - co powiedziała? - Ona? głupstwa gadała. Ona jest całkiem głupia... - Dlaczego? - Bo ona nie wie, czego chce. Wacek zaśmiał się pomimo ponurego usposobienia. Określenie Jasia było rzeczywiście prawdziwe. Klara nie wiedziała, czego chce, ale może można było jednak przemówić jej do rozsądku. Może jeszcze coś dałoby się naprawić; spojrzał uważnie na Jasia. - Jak myślisz, Jasiu - powiedział - czy Klara chciałaby jeszcze ze mną gadać? - Ona mówi, że nie. - A ty jej wierzysz? Jasio kręcił się koło szufladki z żyletkami, otwierał ją i zaglądał do niej raz po raz. - Mówię ci... ona tak gada... Spróbuj. - Rzeczywiście, może warto spróbować - mruknął do siebie Wacek. Tymczasem Klara niby to poszukując Jasia, zawinęła do stróżówki. Wiedziała doskonale, że Jasia tu nie ma, ale chciała się wygadać przed panem Antonim i wylać na jego głowę całą gorycz swojego zawodu. - Ładny gagatek ten pański Mielczarek - wyrzuciła gwałtownie, nawet nie odpowiadając na jego pozdrowienie. - Młody, to głupi - powiedział Antoni - każdy w młodości lubi sobie podgazować. - Podgazować, to rozumiem - ale się schlać jak wieprz! - Runia w oburzeniu zapomniała o swoim literackim słowniku. - Dobrze, że go pan zatrzymał i żeście osobno wracali. Ja bym się ze wstydu spaliła, gdybym miała Wracać w takim towarzystwie. Też coś! - Panu Wojciechowi też niewiele było potrzeba. - Pan Wojciech jest inteligentny człowiek, kiedy sobie podpaje, to nikomu nie szkodzi... - A co pannie Mielczarek szkodził? - Kompromitował mnie. - Trzeba było nie zapraszać, toby nie kompromitował. - Nie znałam go - i nie będę znała - dumnie powiedziała Runia. - Sama pani sobie winna, panno Klaro, nie trzeba byłp mu pozwalać tyle wypić. Bo człowiek sam to rzadko kiedy ma opamiętanie. - A cóż mi do tego? Niech sobie chla, jak chce, ten szelma. - Trzeba było go trochę dopilnować. - Też coś. - Pani z początku to nawet dobrym okiem na niego patrzała się. - Na początku? - Tak. Wydawało mi się, ze on pani podobał się. Kiara oburzyła się i wypaliła: - Ja? Za kogo pan mnie masz? Patrzałam na niego? na... takiego... takiego... łobuza! Antoni uśmiechnął się. - Coś za gorąco się pani broni, panno Klaro. Aż iskry pani z oczu poleciały. Ładnie pani wygląda, jak się pani gniewa. Pani mąż będzie miał ładne widoki. - Nie patrzyłam na pana Mielczarka - powtórzyła z uporem Klara. - A szkoda. - Dlaczego? - Boby pani może lepiej przypatrzyła się, że chłop, panie, jak mur. Panna Runią jeszcze się bardziej rozzłościła. - Ja się przyzwyczaiłam do inteligentnych ludzi. Antoni wziął Klarę za rękę i z czułością popatrzył jej w oczy. Mimo wszystko lubił tę dziewczynę i jej temperament maskowany książkowymi wyrażeniami. A przy tym chciał ją wyprowadzić na czyste wody, sam zaś nie wiedział, jak się do tego zabrać. - Panno Klaro - powiedział - to dobry chłop, choć niebogaty. Ja myślę, że on by się pani lepiej nadawał od pana Wojciecha. Tego Klarze było za dużo. Wyrwała gwałtownie dłoń z ręki starego stróża i fuknęła zupełnie jak rozgniewana kotka: - Co panu do tego? Do czego się pan zabiera? Antoni cofnął się trochę, odchylił i z pewnym rozbawieniem popatrzył na Klarę. - Bobym chciał dobrze dla pani - powiedział. A Klara wybuchła, aż od tego zaszeleściło po izbie. - Taki sukinsyn, żeby się dla mnie nadawał? Oszalał stary, czy co, świństwo takie, pijus wstrętny, żeby śmiał na mnie oczy podnosić... - Oko - poprawił z uśmiechem Antoni. - Żebym tak skonała pierwej niż... żebym tak... Gniew zahamował potok słów Runi. Zamilkła i tylko sapała przez chwilę. Potem zaś pogroziła gdzieś w przestrzeń daleką i warknęła: - Gorzko on będzie tego żałował. A potem, jak gdyby bies ją opętał, wsiadła nagle na Antoniego: - A i pan, taki stary i z łobuzami się pęta. To pan go tutaj sprowadził, pan go tu rozzuchwalił po całej cegielni, pan go zabrał na wycieczkę, wszystko pan, wszystko pan... I tu wybuchnęła płaczem, wybiegła z izdebki, poleciała do swego mieszkania nad szkołą i długo jeszcze płakała. W dwa dni potem odnosiła robotę klientce, która mieszkała aż koło elektrowni. Dzień był ładny, zboczyła więc parkiem i przeszła wzdłuż Utraty aż do mostu, wracała tą samą drogą. W wąskiej, ale dość głębokiej strudze odbijały się obłoki i młode smukłe drzewka sadzone wzdłuż wody. Było już pod zachód. Klara zamyślona szła, machając ręką, jej czarne loki opadły na bok, głowę miała schyloną nieco na ramię i była gdzieś daleko poza Pruszkowem i Utratą, i nagle przywołało ją do rzeczywistości zjawienie się przed nią Wacka