ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

* * * Gdyby Robillard był w stanie lepiej przejrzeć większy obszar, mógłby zauważyć dwie sylwetki, wślizgujące się do alejki równoległej do tej, w którą wszedł właśnie Deudermont. Creeps Sharky i Tee-a-nicknick ruszyli dalej, a następnie przecięli alejkę, wychodząc na ulicę Półksiężyca tuż przy Cutlassie. Weszli do środka, bowiem Sharky był przekonany, że Deudermont właśnie tam się kierował. Zajęli miejsce przy stoliku w rogu na prawo od drzwi, eksmitując dwóch siedzących tam klientów groźnymi warkotami. Siedli, zamawiając drinki od Delly Curtie. Ich gładkie uśmieszki powiększyły się jeszcze bardziej gdy ujrzeli, że kapitan Deudermont wszedł przez drzwi, kierując się do baru. – Nie stanie tu długo bez Wulfgara – stwierdził Tee-a-nicknick. Creeps zastanowił się nad tym, najpierw rozważając słowa, następnie kryjącą się za nimi myśl, po czym skinął głową. Miał niezłe pojęcie o tym, gdzie mogli być Wulfgar i Morik. Znajomy zauważył ich po zapadnięciu zmierzchu w okolicy doków. – Uważaj na niego – polecił Creeps. Podniósł sakiewkę, którą naszykował wcześniej, po czym zaczął wychodzić. – Za prosto – zauważył Tee-a-nicknick, powtarzając krytyczne uwagi wobec planu, który Creeps uformował wcześniej tego dnia. – Ano, ale w tym całe piękno, mój przyjacielu – powiedział Creeps. – Morik jest zbyt czupurny i zbyt ciekawski, by to odrzucić. Nie, będzie to miał, będzie, a dzięki temu jeszcze szybciej do nas przyleci. Creeps wyszedł w mrok i przyjrzał się ulicy. Nie miał większych problemów ze zlokalizowaniem jednego z licznych dzieci ulicy, które czaiły się w pobliżu, służąc za czujki lub posłańców. – Ej, chłopcze – zawołał do jednego. Dzieciak, nie liczący więcej niż dziesięć wiosen, przyjrzał mu się podejrzliwie, lecz zbliżył się. – Mam dla ciebie robotę – wyjaśnił Creeps, trzymając torbę. Chłopiec podszedł z wahaniem do niebezpiecznie wyglądającego pirata. – Weź to – polecił Creeps, podając małą torbę. – I nie zaglądaj do środka! – rozkazał, gdy chłopak zaczął poluźniać wiązanie, by zerknąć do wewnątrz. Creeps zmienił nagle zdanie, uświadamiając sobie, że dzieciak może sądzić, iż w torbie jest coś wyjątkowego – złoto czy magia – i może z nią po prostu uciec. Zabrał ją od chłopca i otworzył, odsłaniając zawartość: kilka małych pazurów, jakby kocich, małą fiolkę z jasnym płynem i wydawałoby się nie robiący większego wrażenia kawałek kamienia. – No, widzisz, więc wiesz, że to nic wartego kradzieży – rzekł Creeps. – Ja nie kradnę – spierał się chłopiec. – Pewnie że nie – powiedział Creeps z porozumiewawczym chichotem. – Jesteś dobrym chłopcem, co nie? No, znasz takiego, co nazywa się Wulfgar? Duży koleś z żółtymi włosami, który bił ludzi dla Arumna w Cutlassie. Chłopiec przytaknął. – A znasz jego przyjaciela? – Morik Łotr – wyrecytował chłopak. – Każdy zna Morika. – To dobrze – rzekł Creeps. – Są w dokach, albo gdzieś po drodze stąd do doków, jak sądzę. Chcę żebyś ich znalazł i dał to Morikowi. Powiedz jemu i Wulfgarowi, że kapitan Deudermont chce się z nimi spotkać przy Cutlassie. Coś mówi o wielkim młocie. Możesz to zrobić? Chłopiec parsknął jakby to pytanie wydawało się śmieszne. – A zrobisz to? – zapytał Creeps. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął sztukę srebra. Creeps zaczął ją podawać, lecz zmienił zdanie i jego dłoń znów się zagłębiła, wracając z jeszcze kilkoma błyszczącymi srebrnikami. – Niech twoi mali przyjaciele rozejrzą się po Luskan – polecił, podając monety chłopakowi o powiększonych ze zdumienia oczach. – Będzie jeszcze więcej, jeśli sprowadzisz Wulfgara i Morika do Cutlassa. Zanim Creeps zdążył powiedzieć choć słowo więcej, chłopiec porwał monety, obrócił się i zniknął w zaułku. Creeps uśmiechał się, dołączając kilka chwil później do Tee-a-nicknicka, pewien że chłopak i rozległa sieć miejskich wyrostków, którą wykorzysta, szybko wykonają zadanie