ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Saro, (szczerze) radzę, byś (szybko) zamknęła oczy! Odwróciła głowę i zobaczyła Kurta, wysadzacza z Tarek, który trzymał w ręku małą brązową rurkę. Z jednego jej końca zwisał płonący sznurek, z którego tryskały iskry. Wysadzacz zamachnął się i rzucił przedmiot, który zatoczył wysoki łuk. Następnie natychmiast padł na ziemię. Sara zacisnęła mocno oczy. W tej samej chwili Dedinger zaczął krzyczeć, by ostrzec swych ludzi... Blask jasny jak tysiąc błyskawic wypełnił wszystko wokół, przebijając się przez jej powieki. Rozległ się straszny huk, a wstrząs, który po nim nastąpił, pomógł jej wyswobodzić ręce i uwolnić się z plątaniny ciał. Fala ulgi zderzyła się z wyczerpaniem. Wszystko skończyło się niemal w tej samej chwili, w której się wydarzyło. Mrugając powiekami, dostrzegła przez fioletowe plamy jedynego człowieka, który nie stracił wzroku - Dedingera. On również 572 zrozumiał krótkie ostrzeżenie Kurta. Pustynny prorok stał teraz, wybałuszając oczy. W dłoni trzymał lśniący nóż z buyurskiego metalu. Jego wrzask dotarł do jej uszu, gdy Dedinger rzucił się na Kurta, obalając go na ziemię. Wysadzacz nie zdążył zrobić użytku z nowej broni. Sara rozpoznała pistolet, znany jej z ilustracji w starożytnych tekstach. - To tak wygląda neutralność wysadzaczy! - krzyknął Dedinger, wykręcając rękę Kurta, aż stary jęknął i broń wypadła mu z dłoni. - Trzeba cię było przeszukać i do diabła z tradycją. Przezwyciężając ból, Sara rzucała się na Dedingera,, ten jednak uderzył ją wściekle na odlew i obalił na ziemię. Bliska utraty świadomości, a jednocześnie strasznie zdeterminowana, zdołała się podnieść i obrócić na kolanach, by podjąć jeszcze jedną próbę. W tym samym momencie Dedinger wypalił z pistoletu, chybiając jednak, po czym spróbował niezgrabnie odciągnąć kurek, by oddać drugi strzał, lecz wtedy przewróciły go dwie włochate postacie, które napadły na niego z obu stron. Sara zdołała rzucić się w wir walki, by pomóc Prity i Ulgor w poskromieniu byłego uczonego. Jego żylaste ciało było zdumiewająco silne jak na człowieka w tym wieku. Fanatyzm czasem popłaca - pomyślała, gdy wreszcie udało im się związać ręce i nogi Dedingera. Kurt odzyskał broń i cofnął się na skalną grzędę, z której mógł obserwować jęczące niedobitki pustynnej bandy, a także ocalałe ursy. Zwłaszcza Ulgor. Nagły powrót majsterki mógł być przypadkowy, w każdym razie wysadzacz jej ufał. Dłonie Sary dotknęły czegoś lepkiego. Uważnie zbadała plamy. Miały kolor i zapach krwi. Nie pochodzą ode mnie, a krew Ulgor nie miałaby odcienia... Pochodziły od Prity, która starała się zahamować karmazynowy wyciek z głębokiego cięcia w boku. Sara objęła małą, drżącą szympan-sicę, z trudem powstrzymując łkanie. Zniszczony namiot stał się sceną straszliwego dramatu martwych lub oszołomionych Urunthai oraz oślepionych rozbłyskiem ludzi. Gdy nieznajomy dźwignął się na nogi, wydawało się, że jest w lepszym stanie niż inni. Przynajmniej widział na tyle dobrze, że mógł pomóc Ulgor związać ręce członków bandy Dedingera. Tymczasem wrócił młody 573 Jomah, który spętał nogi uśpionych urs. Wkrótce jednak stało się oczywiste, że zmaltretowany człowiek z gwiazd został całkowicie ogłuszony. Sara stłumiła chęć, żeby rzucić wszystko i zająć się tylko Prity. Poprzestała na założeniu jej opaski uciskowej. Szympansica chrząknęła na znak aprobaty, gdy Sara pomknęła ku charczącej, czworonożnej istocie, młodej ursie, która miotała się słabo z szyją przebitą strzałą. Jej wysilonemu oddechowi towarzyszyły purpurowe bąbelki... ...i umarła z drżącym westchnieniem rozpaczy, nim Sara zdążyła cokolwiek zrobić, by jej pomóc. Asx Zaledwie kilka dur temu echa bitwy żłobiły okolicę. Błyskawice uderzały z nieba, gromiąc Sześciu, przecinając ciało, chitynę i kości. Tracki zlewali umęczoną dolinę stopionym woskiem bądź też stawali w płomieniach, podpaleni wiązkami żaru. Och, moje pierścienie, cóż za obrazy wypaliły się w naszym drżącym rdzeniu! Martwi. Konający. Rozważni, którzy uciekli. Nieroztropni bohaterowie, którzy nadeszli. Ich bluzy z maskującej tkaniny są teraz zabrudzone błotem i kawałkami lodu. Przestały już być przydatne. Młodzi nadrzewni farmerzy i poganiacze osłów. Prości właściciele homarowych zagród. Młodsi rangą rybacy z najskromniejszych łódek. Ochotnicy, którzy nigdy sobie nie wyobrażali, że szkolenie, w którym brali udział w weekendy, może doprowadzić do czegoś takiego. Nasza dzielna milicja, która wdarła się w ten wir, w ten kocioł tnących promieni. Amatorzy, słabi i nieprzygotowani, gdyż całe pokolenia trwał pokój, krzywią się teraz bezgłośnie z bólu i zaciskają pięści, gdy opatruje się ich straszliwe rany bądź też gdy umyka z nich życie. Znoszą cierpienie z determinacją weteranów