Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Błogosławię los za to, że mój statek kosmiczny uległ awarii właśnie nad Waszym domem! Teraz przylecieli po mnie przyjaciele i to właśnie oni przetłumaczyli moje niedostateczne wyrazy wdzięczności na Wasz język. Spieszę połączyć się z nimi. Ale nie na długo. Jak tylko wyjaśnię im sytuację, przybędą do was w gościnę, ponieważ chcę im udowodnić, że najlepsze i najhojniejsze istoty w całej galaktyce mieszkają właśnie w domu przy ulicy Puszkina 16. Szczerze oddany Trimbukaulnpru. - Ładny gips - jęknął Udałow, przeczytawszy karteczkę. - Może to i lepiej, że hipopotam niczego nie rozumiał... Mieliśmy go przecież za idiotę. A tego nikt nie lubi. Trzeba było obudzić sąsiadów, opowiedzieć im, co się zdarzyło i cieszyć się razem z nimi. Ale w tym momencie brama zatrzeszczała i upadła. Na podwórze wtaczało się całe stado hipopotamów. Różnego wzrostu i tuszy hipopotamy tłoczyły się i spieszyły, aby jak najszybciej nacieszyć oczy widokiem najlepszych ludzi w galaktyce. - Poczekajcie! - krzyknął Udałow, rozkładając ręce. - Przecież mnie zdepczecie! Dwa hipopotamki rzuciły się już w stronę bzu i zaczęły dojadać pachnący krzew. Potężny hipopotam w niebieskich okularach złamał brzózkę i chrupał ją jak słomkę, a pozostałe zwierzaki zapełniły podwórze i grzecznie czekały, kiedy zaczną je częstować śniadankiem. Udałow poczuł, że traci przytomność. Słońce świeciło. Był ranek. Za oknem - cisza. Sen. Po prostu sen. No i cacy. Coś miałem zrobić? A, prawda, dzisiaj moja kolej sprzątać u hipopotama. Udałow zszedł na dół, wziął z korytarza zapaskudzone wiadro i miotłę i udał się do chlewa. Hipopotam jeszcze spał. Leżał na boku i głośno chrapał. Udałow zaczął sprzątać nawóz i myślał, że trzeba będzie dzisiaj obejść się bez śniadania, bo musi przed pójściem do pracy zdobyć zaświadczenie, że na podwórzu domu nr 16 mieszka hipopotam, a nie płód zbiorowej halucynacji. A Łożkin niech szykuje się do podróży do zoo. Zwierzątko nudzi się w samotności, a i dom nie wytrzyma długo takiego gościa. Hipopotam chrząknął przez sen i przewrócił się na drugi bok. Udałow zamarł, oparłszy się o miotłę. Przyszła mu do głowy smutna myśl: No i zawieziemy do zoo, a tu przylecą jego koledzy. Co im powiemy? Że oddaliśmy kosmonautę do zwierzyńca, zamknęli w klatce i pokazujemy ku uciesze gawiedzi? I co oni nam na to odpowiedzą? przełożyła Anita Tyszkowska *Silniejszy od żubra i słonia* - Miszeńka, jest do ciebie list! - pisnęła redakcyjna sekretarka, bielutka puszysta istotka, celnie przezywana Pisklęciem. Misza Stendal zmarszczył czoło. Siedział u niego ze skargą emeryt, prowadzili poważną rozmowę o wodociągach, emeryt zwracał się do Miszeńki z szacunkiem, traktował z imienia ojca, a sposób, w jaki zwracało się do niego Pisklę, był zupełnie nie na miejscu. - Proszę położyć na biurku, Antonino Panfiłowna! - powiedział Misza. Pisklę zapłoniło się od takiego afrontu i wyszło obrażone stukając obcasikami. Misza westchnął i zwrócił się do emeryta: - Proszę, niech pan mówi dalej! A sam zerknął na list. Był to list prywatny. Wielki Guslar. .Redakcja gazety "Cuslarski Sztandar", red. M. A. Stendal. Ale najważniejszy był adres nadawcy. Stendal przestał nawet słuchać emeryta, tylko potakiwał i czekał, kiedy wreszcie będzie mógł przeczytać list. Adres nadawcy brzmiał następująco: Pounat guslarski, leśnictwo Zabłocie, Terencjusz Arturowicz Zajka. Terencjusz Zajka był starym znajomym Stendala, przedstawicielem rodziny utalentowanych wynalazców. Przed trzema miesiącami Zajka przyjechał do miasta samobieżnym rosyjskim piecem swojego wynalazku i wtedy Stendal napisał błyskotliwy esej, który potem - w skróconej wersji - przedrukowała gazeta wojewódzka. Stendal od dawna marzył o wizycie w domu Zajków i tylko czekał na zaproszenie. I oto jest list. W końcu emeryt wyszedł