ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Tak samo rozmaite szczękania i postękiwania olbrzymiej machiny; Tyler pojmuje, że trwają wiecznie, razem z krzykami i trzaskaniem biczów niedających się opisać nadzorców, którzy zmuszają dzieci do dalszej pracy. Wielka Kombinacja nigdy nie staje. Krew i groza jest jej paliwem; nie ma nigdy dnia wolnego. Wszakże brzęczenie – soczyste, elektryczne wibrowanie, jakby wydawała je największa na świecie golarka Norelco – co to takiego, u diabła? Pan Munshun poszedł ściągnąć kolejkę, odzywa się głos Burny’ego w głowie chłopca – odrażający szept. Jednotorówkę do Zaświata. W serce Tylera wkrada się straszliwa trwoga. Nie wątpi, że słyszy właśnie tę kolejkę, w tym momencie zajeżdżającą pod kopułę na końcu Drogi Dworcowej. Pan Munshun rozejrzy się za swoim chłopcem, swoim zbedzjalnym hobdzem, a kiedy go nie zobaczy (ani BurnBurna), czy zacznie go szukać? – Pewnie, że tak – skrzeczy Tyler. – Och, rany. Wydymaj elfa. Patrzy na lewą rękę. Gdyby nie kajdanki, nie byłoby trudno wyciągnąć jej ze zbyt dużych oków. I tak szarpie kilkakrotnie, ale kajdanki tylko brzękają o metalowy pierścień. Druga połowa, ta, po którą sięgał Burny, kiedy Tyler złapał go za jądra, kołysze się i podryguje, przypominając chłopcu szubienicę na końcu Drogi Dworcowej. Doprowadzające do łzawienia i wibrowania zębów brzęczenie nagle cichnie. Wylączyl silnik. Teraz rozgląda się za mną po stacji – sprawdza, czy na pewno mnie tam nie ma. A kiedy się już upewni, co dalej? Czy wie o tym miejscu? Na pewno tak. Trwoga Tylera zamienia się w lodowaty dreszcz przerażenia. Burny by temu zaprzeczył. Powiedział, że szopa w wyschniętym wąwozie to jego tajemnica, wyjątkowa kryjówka. W obłędnej arogancji nie przyszło mu nigdy do głowy, że to złudne przekonanie mogło służyć celom jego rzekomego przyjaciela. W głowie Tylera znowu odzywa się matka; tym razem chłopiec ma uzasadnioną pewność, że to naprawdę Judy: Nie możesz liczyć na nikogo innego. Może dotrą na czas, a może nie. Musisz zakładać, że im się nie uda. Musisz sam się stąd wydostać. Ale jak? Tyler patrzy na zgięte zwłoki starca, leżące na skrwawionej ziemi z głową prawie za drzwiami. Myśl o Panu Munshunie – przyjacielu Burny’ego, już w tej chwili spieszącym Drogą Dworcową (może nawet jedzie własnym wózkiem golfowym), pragnącym zgarnąć go i zabrać do abbalaha – ma ochotę zakłócić koncentrację chłopca. Wzbudziłaby w nim na powrót panikę, chociaż Tyler nie może sobie na nią pozwolić. Nie zostało mu już prawie wcale czasu. – Mogę do niego sięgnąć – mówi Tyler. – Jeśli ma klucz w kieszeni, to po mnie. Sprawa zamknięta, gra skończona, zapinać r... Jego wzrok trafia na leżący na podłodze przedmiot. Jest to zabrany przez starca worek. Ten, w którym była czapka. I kajdanki. Jeśli byty w nim kajdanki, to może są tam też kluczyki. Tyler maksymalnie wysuwa do przodu lewą stopę. Na nic. Nie może dosięgnąć worka. Brakuje mu co najmniej czterech cali. Brakuje czterech cali, a Pan Munshun jest coraz bliżej i bliżej. Tyler prawie czuje jego zapach. Doktorek krzyczy i krzyczy, niejasno zdając sobie sprawę, że pozostali wrzeszczą na niego, żeby przestał, wszystko w porządku, nie ma się czego bać – niejasno zdaje sobie sprawę, że uszkadza sobie krtań, prawdopodobnie powoduje w niej krwotok. To wszystko się nie liczy. Liczy się, że kiedy Hollywood otwiera frontowe drzwi, Czarny Dom ukazuje osobę oficjalnie witającą gości. Osobą oficjalnie witającą gości jest Daisy Temperly, dziewczyna o brązowych oczach. Jest ubrana w śliczną różową sukieneczkę. Skórę ma bladą jak papier, z wyjątkiem czoła po prawej stronie, gdzie jej warstwa odpadła, ukazując czerwoną czaszkę pod spodem. – Wejdź, Doktorku – mówi Daisy. – Będziemy mogli porozmawiać o tym, jak mnie zabiłeś. I będziesz mógł mi zaśpiewać. Możesz mi zaśpiewać. – Uśmiecha się. Coraz szerzej, tak, iż rozchyla usta. A w nich widać sterczące wampirze kły. – Będziesz mógł mi śpiewać wiecznie. Doktorek potyka się, robiąc krok w tył, odwraca się, by rzucić się do ucieczki – i w tej chwili Jack chwyta go i nim potrząsa. Doktorek Amberson to krzepki gość – waży dwieście sześćdziesiąt funtów po wyjściu spod prysznica, a prąwie dwieście osiemdziesiąt w pełnym stroju Wojownika Drogi, jak w tej chwili – ale Jack potrząsa nim bez trudu, od czego głowa rosłego mężczyzny kołysze się jak na patyku. Długie włosy Doktorka bujają się we wszystkie strony. – To wszystko złudzenia – mówi Jack. – Seanse przygotowane po to, żeby nie wpuścić do środka nieproszonych gości w naszym rodzaju. Nie wiem, co widziałeś, Doktorku, ale tego tam nie ma. Doktorek ostrożnie wygląda nad ramieniem Jacka. Przez moment widzi różowy, mknący wir, po czym wszystko znika. Doktorek przenosi wzrok na Jacka. Łzy ciekną mu powoli po opalonej twarzy. – Nie chciałem jej zabić – mówi. – Kochałem ją. Ale byłem zmęczony tamtej nocy