ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

W gruncie rzeczy nie mam nic przeciwko temu, bo zawsze spodziewam się, że pozwoli mi pan uprawiać moje poletko w miarę możności tak, abyśmy obaj mieli z niego pożytek. — Świetny z pana polityk, panie pułkowniku, dobrze to wiem. Pułkownik ten był trzecim lub czwartym z kolei komendantem tego gigantycznego składu środków spożywczych w ciągu czasu niewiele dłuższego ponad dwa lata. Niezbyt łatwo było go przejrzeć, w każdym razie był to zdeklarowany przyjaciel pań. Zaliczała się do jego sympatii również Izolda, małżonka burmistrza. Łączył ich stosunek, by tak rzec, platoniczny i trudno mu było zarzucić cokolwiek. Chociaż kto to może wiedzieć? — Ja w każdym razie dbam o zachowanie jak najbardziej wyrównanych szans i robię to bardzo chętnie — zapewnił. — Mam nadzieję, że pan to docenia! Przemawiają za tym nasze wspólne, coraz bardziej zrozumiałe interesy. Czyż nie tak? Sam pułkownik Franz Straffhals był mężczyzną potężnej postury, na oko ważył około stu kilogramów, jeśli nie więcej. Pomimo to prawie nie sapał, rzadko się pocił i miał różową jak jabłuszko, gładziutką cerę. Jego oczy zazwyczaj nie patrzyły otwarcie przed siebie, lecz rzucały szybkie, niezmiernie chytre spojrzenia, podobnie jak to bywa u nieruchomo wyczekującego słonia. Pułkownik ten ulegał też pewnym kaprysom. Zaliczyć do nich należy również i to, że wkrótce po przybyciu, przed niespełna pół rokiem, przeniósł swoje stanowisko dowodzenia, mieszczące się dotychczas na południe od Lieblingen, to znaczy w jego centrali zaopatrzenia, do samego centrum tego miasteczka. Rezydował więc teraz, można powiedzieć, w głównym hotelu noszącym nazwę „Niemiecki Dwór". Instytucja ta była również własnością burmistrza Blumingera, lecz zarządzał nią pewien jego krewniak, którego w Lieblingen nazywano po prostu „bratankiem". To tylko tak, na marginesie. W tym to hotelu pułkownik, mianowany tymczasem również komendantem garnizonu, kazał na użytek swego biura, to znaczy na swój własny, opróżnić całe pierwsze piętro, zajmując je na koszt państwa. Dla siebie osobiście zajął trzy pokoje — coś w rodzaju biura, salonu i sypialni, a do tego łazienkę i toaletę. Pozostałe pokoje na tym piętrze udostępnił swoim najbliższym współpracownikom z administracji, a w szczególności jednemu z nich — kapitanowi Rudolfowi. Wszystkiego tego dokonał w nadziei, że ktoś mu za to okaże wdzięczność w sposób niezwykle przyjemny. Tak też się stało. Teraz właśnie w tak zwanym salonie Straffhalsa burmistrz uznał za wskazane przemówić w stosownym do sprawy tonie: — Przede wszystkim, panie pułkowniku, mam obowiązek przekazać panu najserdeczniejsze pozdrowienia od mojej żony Izoldy, jak również od mojej córki Maleen. Obie ogromnie by się cieszyły, mając okazję gościć pana w najbliższym czasie. Niechże pan sprawi tę przyjemność sobie i nam. — No pięknie, drogi panie burmistrzu! Wiem, że w ogóle lubi mi pan sprawiać przyjemność, gdy tylko ma pan z tego jakiś zysk. Nie jest to wcale zarzut z mojej strony, lecz tylko dowód uznania. Znam swoje słabości, ale znam też pańskie kalkulacje. Zatem, do czego pan zmierza tym razem? — Skoro pan już tak stanowczo przy tym obstaje, panie pułkowniku, to powiem. Mianowicie w ciągu ostatniej nocy, że tak powiem, wzbudził się pewien niepokój wśród ludności. — Co też pan powiada! — pułkownik już nie siedział, lecz leżał w fotelu. Przy tym z lubością wyciągnął daleko przed siebie nogi, rozstawiając je przy tym szeroko. — Pewien niepokój, powiada pan? Och, mój drogi, nasze czasy są bardzo niespokojne! Ostatecznie nie żyjemy gdzieś w zaświatach, na jakichś tam polach elizejskich, pogrążeni w niekończącej się sielance. Tutaj też mamy wojnę. Chłopie! I to już czwarty rok! Można od tego dostać umysłowej sraczki! A niedługo zobaczymy, jak płaczą bohaterowie! I nie będzie w tym nic dziwnego. — Ależ ja zadaję pytanie sam sobie, a tym samym i panu, panie pułkowniku. Czy podobną rzecz musi się koniecznie wystawiać na widok publiczny, że się tak wyrażę, nadawać temu aż tak wielki rozgłos? I jeszcze do tego w taki sposób, że z daleka to widać? — O to więc panu chodzi, drogi panie! — powiedział wyrozumiale pułkownik. — Dla pana było to zapewne zbyt wymowne, a niektórym spośród pańskich współobywateli mocno śmierdziały te trzy trupy dyndające przy bramie zakładów benzyny syntetycznej? Człowieku, Bluminger, burmistrzu! W tym benzynowym browarze, oceniając dość optymistycznie, co tydzień pada trupem około tuzina takich, jak ci trzej. Wiedzą o tym prawie wszyscy w mieście Lieblingen, tej uroczej dziurze, ale nikt nie chce tego przyjąć do wiadomości i nie chce czegoś podobnego oglądać. Te rzeczy istnieją! Ale trupy nie mogą publicznie chwiać się na wietrze. — Godne jest przy tym zastanowienia, że ostatecznie około setki moich współobywateli wciąż jeszcze jest zatrudnionych w tej fabryce benzyny. A kilku z nich nie tylko wyraziło zaniepokojenie, ale odważyło się nawet zakomunikować mi pewne oburzenie. — Wobec tego, moi dobrzy ludzie, poradźcie coś na to! — pułkownik Straffhals był wyraźnie ubawiony. — Można sobie wyobrazić na przykład powiadomienie partyjnego kierownictwa obwodu, jednak ręczę panu, że pismo znajdzie się w koszu. Albo jak by to wyglądało, gdyby się odbył nieduży, dobrze zorganizowany marsz protestacyjny w kierunku zakładów benzynowych, w którym zresztą, według mnie, nikt nie odważyłby się wziąć udziału! Można sobie także wyobrazić coś w rodzaju deputacji zacnych obywateli, zaniepokojonych tym, co zaszło, a na ich czele burmistrza, udających się do tamtejszego komendanta. On jednak, proszę pana, z wszelką pewnością wypnie się na was; i to w sposób całkowicie elitarny! Gdyż uważa, że on sam taki właśnie jest. — Oczywiście, panie pułkowniku, prawie tak samo i ja się na to zapatruję. Myślę, że zwyczajnymi środkami, korzystając ze zwykłych możliwości, nic właściwie nie da się zrobić. Zresztą, tego samego zdania jest też mój brat — a więc kierownik lokalnej grupy partyjnej — który kazał pana serdecznie pozdrowić. Zdaje mi się, że jest to sprawa bardzo zawikłana