They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Biedny staruszek! Życie jego nie było wesołe, a teraz wszystko jest już poza nim, wszystko się skończyło… Johnson należał do tych ludzi, którzy znajduj± wiele przyjemno¶ci w uroczysto¶ciach pogrzebowych; był poważnym, melancholijnym, praktycznym człowiekiem lat trzydziestu pięciu, skłonnym do udzielania bliĽnim rad. Pełnił funkcje kasjera na węzłowej stacji Easewood i w pełnym poczuciu ważno¶ci swego stanowiska z natury był pow¶ci±gliwy i skłonny do rozmy¶lań, o czym ¶wiadczyło jego wysokie i wypukłe czoło. Miał blad± piegowat± twarz i ciemnoszare, głęboko osadzone oczy. Najmniej poważn± jego rozrywk± była gra w cricketa, lecz sportem tym interesował się poważnie. Największ± jego przyjemno¶ci± było pój¶ć na mecz cricketowy, co czynił z takim namaszczeniem, jakby szedł do ko¶cioła; obserwował grę krytycznie, rzadko j± oklaskiwał i każde uchybienie przeciw prawidłom gry oburzało go do głębi. Jego przekonania we wszystkich dziedzinach były nieugięte. Lubił namiętnie grać w szachy i warcaby i był uważnym a stałym czytelnikiem tygodnika „British Weekly”. Żona jego była kobiet± mał±, różow±, zawsze u¶miechnięt±, przypochlebn±, przedsiębiorcz± i gadatliw±. Starała się być miła, lubiła zapatrywać się na wszystko pogodnie, choćby sprawa nie była Wcale pogodna ani nie usprawiedliwiała optymizmu. Miała duże, niebieskie, wyraziste oczy, okr±gł± twarz i mówiła zawsze o mężu — Harold. Powiedziała panu Polly kilka pełnych życzliwo¶ci uwag o zmarłym i starała się go pocieszyć. — Pod koniec był pełen otuchy — powtórzyła, jakby mu winszuj±c. — Naprawdę, był pełen otuchy. Powiedziała to tak, jakby uważała, że ¶mierć jest czym¶ przyjemnym. Oboje małżonkowie starali się traktować pana Polly jak najlepiej i wobec jego wyj±tkowej bezradno¶ci dopomóc mu pod każdym względem. Po skromnej kolacji, złożonej z chleba, szynki, sera, pikli, zimnej szarlotki i lekkiego piwa, i po uprz±tnięciu ze stołu, posadzili go w fotelu, jak gdyby uważali go za chorego, a sami zasiedli na krzesłach i rozpoczęli rozmowę o tym, jak należy urz±dzić pogrzeb. Mimo wszystko pogrzeb daje sposobno¶ć do pewnego rodzaju zebrania towarzyskiego, które zdarza się rzadko, szczególnie gdy nie ma się bliskiej rodziny, tylko trochę krewnych, więc oboje życzyli sobie, żeby wszystko odbyło się jak należy i aby nic nie zostało zaniedbane. — Oczywi¶cie, trzeba wynaj±ć karawan — powiedziała pani Johnson — nie jaki¶ tam marny wehikuł, gdzie woĽnica siedzi prawie na trumnie. Byłby to brak szacunku dla zmarłego. Nie rozumiem, jak ludzie mog± dopu¶cić do tego, by ich chowano na takim wozie. — Powiedziała to przymilnym głosem, jakim zwykle wyrażała swoje uczucia estetyczne. — Bardzo mi się podobaj± karawany oszklone. S± eleganckie i ładne. — WeĽmiemy karawan od Podgera — zadecydował Johnson. — Jest najlepszy w całym Easewood. — Byleby był odpowiedni i przyzwoity — zgodził się pan Polly. — Podger sam przyjedzie i weĽmie miarę na trumnę — powiedział Johnson. — Będziesz pewnie chciał mieć jedn± lub dwie żałobne karety, stosownie do tego, kogo zamierzasz zaprosić — odezwała się pani Johnson. — Nie pomy¶lałem o tym, żeby kogokolwiek zapraszać — przyznał się pan Polly. — O, przecież musisz zaprosić kilku przyjaciół — obruszył się Johnson. — To niemożliwe, aby¶ nie poprosił przyjaciół, gdy twój ojciec schodzi do grobu. — Więc pogrzebowa stypa? — zapytał pan Polly. — Wcale nie stypa, ale trzeba będzie ich czym¶ przyj±ć. Szynka i kurczęta będ± najbardziej odpowiednie. Pewnie nie zechcesz, żeby się w kuchni dużo gotowało, podczas gdy w domu będzie się odbywała żałobna uroczysto¶ć. Ciekawa jestem, Haroldzie, kogo też Alfred zaprosi? Chyba tylko najbliższych krewnych. Nikt nie lubi tłumu go¶ci w domu, ale z drugiej strony nie można być pos±dzonym o brak szacunku dla zmarłego. — Ależ on przeważnie nie cierpiał naszych — krewnych! — Teraz przestał już ich nie cierpieć — zauważyła pani Johnson — możesz być tego pewny. I dlatego uważam, że wszyscy powinni się stawić, nawet ciotka Mildred. — Zlec± się tu jak sępy — mrukn±ł niedbale pan Polly. — Je¶li wszyscy przyjd±, nie zbierze się więcej jak dwana¶cie lub trzyna¶cie osób — stwierdził pan Johnson. — Przygotujemy wszystko w pokoju wychodz±cym na podwórze, a rękawiczki i whisky — we frontowym; podczas gdy będziemy zajęci… ceremoni±, Bessie przyniesie wszystko na tacy do pokoju frontowego i ustawi tam porz±dnie, jak należy. Będzie dla panów whisky, a dla pań — sherry albo porto… — A sk±d weĽmiesz żałobne ubranie? — zapytał nagle Johnson. Pan Polly jeszcze się nie zastanawiał nad tym ubocznym rekwizytem żalu