ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

— Przepraszam, panno Bunyon, ale to bardzo ważne. Wilkes dał ręką znak głównemu stewardowi. — Proszę z łaski swojej zaprowadzić tę damę na obiad, dobrze? — zażądał. Następnie zwrócił się do Grace: — To nie potrwa długo, moja droga. Wybacz mi na chwilkę. Doktor Fields poprowadził Wilkesa w kierunku małej sofy w przedsionku i wskazał mu, aby usiadł. Wbrew zamiarom doktora, rozmowę rozpoczął Duncan Wilkes. — Jeżeli zamierza mi pan wyperswadować kontynuowanie pojedynku ze względu na stan mojego zdrowia — powiedział — to zbędny pański trud. Wiem, co mi dolega. Mam chore serce, zbyt wysokie ciśnienie krwi i tak dalej. Raczy pan jednak zauważyć, że jest to prawdziwy pojedynek, najważniejszy w całym moim życiu, i zamierzam go wygrać niezależnie od tego, jak to zwycięstwo odbije się na moim zdrowiu. Doktor Fields był zbyt subtelnym człowiekiem, by zaatakować prosto z mostu. Przez chwilę milczał, po czym odezwał się zamyślonym głosem: — Nie o pańskie zdrowie mi chodzi, panie Wilkes. Nie trzeba być zresztą lekarzem, by zauważyć, że ma pan kłopoty z sercem. Jest pan jednak dużym, silnym człowiekiem. Nadmiar żywności panu nie zaszkodzi, jeśli zadba pan o zrzucenie wagi po przybyciu do Ameryki. Widzi pan, o wiele bardziej martwi mnie zdrowie pana Kretchmera. Obawiam się, że jeszcze ze dwa posiłki i poważnie zapadnie na zdrowiu. A być może przydarzy się coś gorszego. Duncan Wilkes zrobił podejrzliwą minę. — Mówi pan poważnie? Co z nim jest? — To syndrom Beebe — odparł doktor cicho. Duncan Wilkes oczekiwał, że lekarz powie coś więcej, ten jednak nie miał takiego zamiaru. W zamian popatrzył na właściciela gazet ponad okularami i ułożył usta w taki sposób, jakby wypowiadał właśnie fatalne słowa brytyjskiego wyroku śmierci: „Zostaniesz zabrany stąd na miejsce egzekucji…” — Hmm — westchnął Duncan Wilkes. Wyciągnął chusteczkę i otarł nią swoją szyję i kark. — Syndrom Beebe, tak? Doktor Fields pokiwał głową. — 1 to może zakończyć się dla nas śmiercią? — Muszę rozważać takie rozwiązanie. Może ono nastąpić bardzo szybko, jeśli pan Kretchmer natychmiast nie przestanie się obżerać. — Czy rozmawiał pan z Kretchmerem? — Jak mógłbym? — zdziwił się doktor Fields. — Nie jestem przecież jego osobistym lekarzem. Jedynie okrętowym konowałem. Byłoby niewielkim nietaktem z mojej strony, gdybym postawił mu diagnozę, nie skonsultowawszy się wcześniej z jego własnym lekarzem. — Ten… syndrom Beebe… Co to właściwie jest? — zapytał Duncan Wilkes. Doktor Fields opuścił wzrok. — To degeneracja promieniowania trzustkowego powodowana przez nadpobudliwość tłuszczów. Nie ma na to lekarstwa poza ścisłą dietą wegetariańską, której powinno towarzyszyć picie wody mineralnej w ogromnych ilościach. Duncan Wilkes długo się zastanawiał. W pewnej chwili wydobył papierosa z papierośnicy wykonanej ze skóry aligatora i wsunął go do ust. — 1 naprawdę kolejny posiłek mógłby go zabić? Doktor Fields pokiwał głową. — Przystąpiliśmy do tego pojedynku z własnej, nieprzymuszonej woli — zauważył Duncan Wilkes. — Kretchmer musiał wiedzieć, że ryzykuje zdrowie i swoje, i moje. — Jeżeli lekarz nie powiedział mu do tej pory, że cierpi na syndrom Beebe, z całą pewnością nie był świadom, że stając do waszej rywalizacji, skazuje się właściwie na śmierć — powiedział doktor Fields cicho. — Rozumiem. Twierdzi pan więc, że jeśli będę kontynuował walkę, wiedząc, jak bardzo chory jest mój przeciwnik, mogę osobiście być odpowiedzialny za jego śmierć, czy tak? Dokonam swego rodzaju gastronomicznego zabójstwa? — Z pewnością będzie pan odpowiedzialny moralnie, a nie wobec prawa. Duncan Wilkes wyciągnął papierosa z ust i potrząsnął głową. — Trudno mi się z tym pogodzić, że to ja miałbym się wycofać — powiedział. — Jeżeli teraz rzucę ręcznik, mówię panu, będzie to pierwszy raz w moim życiu, kiedy się poddałem. Doktor Fields znów spojrzał na Wilkesa. — Jestem pewien, że w oczach Wszechmocnego nie będzie pan tym, który się poddał. Bóg doceni pański akt, akt prawdziwej chrześcijańskiej miłości. O postawie takiej mówi się „poświęcenie”. — Hmm… Chyba ma pan rację. Nie chciałbym mieć na sumieniu śmierci Kretchmera, kiedy stanę na Sądzie Ostatecznym. Wahał się jeszcze przez chwilę, po czym dodał: — W porządku. Wygrał pan. Ustąpię. Prawdę mówiąc, chce mi się już rzygać tym wszechobecnym francuskim jedzeniem. Z przyjemnością posilę się krakersem, popijając szklanką wody. — Jest pan wspaniałym człowiekiem — powiedział doktor Fields. — Jednym na milion, panie Wilkes. Dziękuję panu. Może pan być pewien, że dzisiejszy uczynek nie zostanie panu zapomniany. Podali sobie ręce, po czym Duncan Wilkes wszedł do sali jadalnej. Była już pełna i rozległy się gromkie oklaski, kiedy ruszył w kierunku stolika, przy którym zasiadał razem z Kretchmerem od dwóch dni. Zamiast usiąść, pochylił się nad Grace Bunyon i szepnął jej coś do ucha. Grace Bunyon najpierw zmarszczyła czoło, potem jednak uśmiechnęła się i skinęła głową. — Panie Kretchmer, panno Chibnall — odezwała się dźwięcznym, niemal dramatycznym głosem — pan Wilkes postanowił przerwać swój udział w pojedynku na jedzenie. Przekazuje państwu swe najszczersze gratulacje i wyraża nadzieję, że wypijecie razem z nim toast na waszą cześć… wodą sodową. Po tych słowach na krótką chwilę zapanowała absolutna cisza, po czym nagle w sali rozległ się nieopisany zgiełk i gwar. Ludzie na przemian klaskali, ściskali się i podawali sobie dłonie. Pierwsi uczynili to Wilkes i Kretchmer. Wilkes wycałował Henriettę Chibnall, nie kryjącą łez. Kretchmer uścisnął rękę głównego stewarda i Olivera Lennoxa, baseballistę, a potem jeszcze lorda Willunshawa. Mary Pickford pocałowała Wilkesa, a Douglas Fairbanks Grace Bunyon. Grace Bunyon wyściskała Philipa Cartera–Helma, a Claude Graham–White wyściskał Catrionę. Catriona uścisnęła dłonie i Wilkesa, i Kretchmera. Mark Beeney nie pojawił się na obiedzie; wciąż pracował w swojej kabinie razem z Johnem Crombeyem. George Welterman także tkwił w kajucie: dyktował pełne furii listy do głównych inwestorów Keys Shipping, a potem do nowojorskich gazet, ujawniając, w jaki sposób traktowano go na „Amidu”. Należy jednak dodać, że uspokoiwszy się, większość tych listów podarł