They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Chciałam zapa¶ć się pod ziemię ze wstydu. Schyliłam się i podniosłam chłopca z kolan. – Nie mam ci czego wybaczać – odparłam. Czułam, że moje policzki płon±. – Jeste¶ dzielnym chłopcem, Fergusie. Może... może zjesz kolację? Atmosfera panuj±ca w kuchni nieco się rozluĽniła. Niemal równocze¶nie wszyscy głęboko odetchnęli¶my. Służ±cy podeszli bliżej do Fergusa, by mu pogratulować i zapytać, jak się czuje. Fergus został przyjęty jak prawdziwy bohater. Wymknęli¶my się po cichu do naszej kryjówki na górze. – Na rany Jezusa – westchn±ł Jamie i opadł ciężko na fotel zupełnie wyczerpany. – Dobry Boże i Wszyscy ¦więci, Michale, Jerzy, Naj¶więtsza Panienko. Słodki Jezu, muszę się napić. Nie dzwoń! – krzykn±ł przerażony, choć nie zrobiłam nawet kroku w kierunku sznura. – Nie mógłbym spojrzeć teraz w oczy nikomu ze służby. Podniósł się i zacz±ł szperać w szafce. – Wydawało mi się, że mam tu butelkę. I rzeczywi¶cie miał dobr± star± szkock±. Bez ceregieli odetkał korek zębami i jednym haustem upił ze trzy centymetry trunku. Podał mi butelkę, a ja bez wahania poszłam za jego przykładem. – Chryste Panie – sapnęłam, gdy odzyskałam oddech. – O tak. – Odebrał mi butelkę i poci±gn±ł łyk. Gdy j± odstawił, złapał się za głowę i mierzwił włosy, aż wszystkie sterczały mu w różne strony. Za¶miał się słabo. – Nigdy w życiu nie czułem się tak podle. Boże, jak szmata! – Ani ja – przyznałam i wzięłam butelkę. – My¶lę, że czułam się gorzej niż ty. W końcu to była moja wina. Jamie, nawet nie wiesz, jak mi przykro, nie wyobrażałam sobie... – Nie martw się aż tak bardzo. – Napięcie towarzysz±ce nam przez ostatnie pół godziny ustępowało. Jamie obj±ł mnie czule. – Nie mogła¶ tego przewidzieć. Ani ja – dodał w zamy¶leniu. – Chyba my¶lał, że go wyrzucę, że będzie musiał wrócić na ulicę... biedny mały żebrak. Nic dziwnego, że wolał bicie. Po plecach przebiegł mi dreszcz na wspomnienie widoku ulic, po których przejeżdżali¶my z monsieur Forezem. Żebracy w łachmanach, chorzy, owrzodzeni... Uparcie trzymali się swego terytorium, sypiali na ziemi nawet w najzimniejsze noce. Dzieci mniejsze od Fergusa pl±drowały kieszenie tłumu na bazarach niczym głodne myszki. Oczy miały zawsze szeroko otwarte, czekały, aż kto¶ z przechodniów upu¶ci co¶ cennego. Życie niezdolnych do pracy, zbyt brzydkich, by sprzedać się do burdelu, czy po prostu tych, którym nie dopisało szczę¶cie, było krótkie i niewesołe. Trudno się dziwić, że perspektywa utraty luksusu trzech posiłków dziennie, czystego ubrania i wygodnego łóżka wywołała u Fergusa tak gwałtowny atak poczucia winy. Zmienili¶my sposób picia. Nie zachłystywali¶my się już alkoholem, ale s±czyli¶my z wolna. Upiłam mały łyczek i podałam butelkę Jamiemu. Zauważyłam, że opróżnili¶my flaszkę do połowy. – Mam nadzieję, że nie zrobiłe¶ mu nic złego – odezwałam się po dłuższej chwili. – Nie, trochę siniaków. – Szkocki akcent, zwykle prawie niewyczuwalny, stawał się wyraĽny, gdy Jamie pił. – Wiesz, Angielko, po dzi¶ dzień nie zdawałem sobie sprawy, jak musiał się czuć mój ojciec, gdy mnie bił. Zawsze my¶lałem, że podczas tej wymiany opinii, to ja najbardziej cierpię. – Odchylił głowę i znów poci±gn±ł łyk. Odstawił butelkę, wbił wzrok w ogień w kominku.– Ojcostwo jest chyba bardziej skomplikowane, niż my¶lałem. Muszę się dobrze nad tym zastanowić. – Tylko nie my¶l zbyt dużo. Sporo wypiłe¶ – ostrzegłam. – O, nie martw się – odparł wesoło. – Mamy tu jeszcze jedn± butelkę. 15 NIECH ZAGRA MUZYKA Tej nocy jeszcze długo siedzieli¶my. Towarzyszyła nam druga butelka whisky. Po raz kolejny czytali¶my kilka ostatnich listów od Kawalera de St. George, znanego również jako Jego Wysoko¶ć Jakub III, a także korespondencję od jakobitów do księcia Karola. – Fergus przyniósł duż± paczk±. Listy dla Jego Wysoko¶ci – wytłumaczył Jamie. – Dużo wiadomo¶ci. Nie zd±żyli¶my wszystkiego skopiować, więc zostawiłem czę¶ć. Oddamy następnym razem. – Spójrz. – Wyj±ł ze stosu jedn± stronę i położył mi na kolanach. – Większo¶ć pism jest zaszyfrowana, jak to: “Podobno w tym roku zapowiada się wyj±tkowo udany sezon na kuropatwy, zwłaszcza w okolicach wzgórz Salerno. My¶liwi z tego regionu powinni być zadowoleni”. To proste: chodzi o Manzettiego, pewnego włoskiego bankiera, który pochodzi z Salerno. Karol jadał z nim kolacje i pożyczył od niego piętna¶cie tysięcy lirów. Ale tutaj... – zacz±ł szperać w stercie. – Przeczytaj – wręczył mi kartkę pokryt± drobnym, ozdobnym pismem. Zdołałam rozpoznać zaledwie kilka liter poł±czonych przeróżnymi strzałkami i pytajnikami. – Co to za język? – zapytał z u¶miechem Jamie. – Potrafisz odczytać? – A ty? – O, tak – odparł dumnie. – To szyfr, Angielko, niezbyt trudny. Zobacz, trzeba tylko podzielić litery na grupy, po pięć w każdej, nie licz±c X i Q. X oddziela zdania, a Q wstawia się dla zmylenia przeciwnika. – Skoro tak twierdzisz. – Patrzyłam na list. Wygl±dał na wyj±tkowo skomplikowany, a zaczynał się tak: “Mrti ocruti dlopro qahstmin...”. Zerknęłam na kartkę, któr± trzymał Jamie. Miał na niej pięcioliterowe grupy znaków wypisane w jednej linijce. Nad nimi widniały staranie wykaligrafowane pojedyncze litery. – Zobacz, jedn± literę zastępujesz inn±, ale zawsze w tej samej kolejno¶ci – tłumaczył Jamie. – Je¶li masz wystarczaj±co długi tekst i uda ci się odgadn±ć kilka wyrazów, wtedy wystarczy przełożyć jeden alfabet na drugi i gotowe, widzisz? – Pomachał mi przed nosem kartk± papieru, na której równolegle wypisano dwa alfabety. – Tak, oczywi¶cie – powiedziałam. – Ale najważniejsze, że ty to rozumiesz. O czym pisz± w tym li¶cie? Zainteresowanie, z jakim Jamie przystępował do rozwi±zywania wszelkich zagadek, powoli znikało z jego oblicza. Położył list na kolanach. Patrzył na mnie, zagryzaj±c doln± wargę. – No wła¶nie, to jest dziwne – powiedział. – I wiem, że nie popełniłem tu błędu. Ton tego zaszyfrowanego listu przeczy wszystkiemu innemu, co dotychczas napisał Jakub. Błękitne oczy patrzyły na mnie spod gęstych, ciemnych brwi. – Jakub chce, żeby Karol zawarł z Ludwikiem zgodę – mówił powoli. – Nie chodzi mu jednak o poparcie dla najazdu na Szkocję. Nie zależy mu na restauracji monarchii. – Co? – Wyrwałam Jamiemu z ręki list i gor±czkowo czytałam nowiny. Jamie miał rację. W listach od popleczników dawało się odczuć ton nadziei i oczekiwania na restaurację, tymczasem w pismach Jakuba do syna nie padło ani jedno zdanie na ten temat. W całej korespondencji zdetronizowany król nalega, żeby Karol starał się zrobić na Ludwiku jak najlepsze wrażenie. Nawet pożyczka od Manzettiego z Salerno miała na celu umożliwienie Karolowi życia na odpowiednim poziomie w Paryżu, a nie wsparcie jakichkolwiek poczynań militarnych. – Przebiegły lis z tego Jakuba – stwierdził Jamie, stukaj±c palcem w jeden z listów