ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Markin rozwijał szerzej swe doświadczenie – ustanawiał dyktaturę proletarjatu w Piotrogrodzie. Zaczęły się napaści szumowin ulicznych na bogate składy win stolicy i pałaców. Ktoś kierował z ukrycia tym niebezpiecznym ruchem, usiłując płomieniem alkoholu podpalić rewolucję. Markin odrazu zwietrzył niebezpieczeństwo i wystąpił do walki. Bronił składów, a gdzie to było niemożliwe, niszczył je. W wysokich butach brodził po kolana w drogiem winie, zmieszanem z odłamkami szkła. Wino spływało kanałami do Newy, przesycając śnieg. Opilcy chłeptali je wprost z kanałów. Markin z rewolwerem w ręku walczył o trzeźwy październik. Przemokły nawskroś i przesycony zapachem najlepszych win, wracał do domu, gdzie z zamierającemi sercami czekali na niego dwaj chłopcy. Markin odparł alkoholowy atak kontrrewolucji. Kiedy powierzono mi ministerstwo spraw zagranicznych, zdawało się, że podjęcie pracy jest niepodobieństwem. Od wiceministrów do maszynistek – wszyscy uprawiali sabotaż. Szafy były zamknięte. Kluczy nie było. Zwróciłem się do Markina, który znał tajemnicę bezpośredniego działania. Kilku dyplomatów przesiedziało dobę w zamknięciu, nazajutrz zaś Markin przyniósł klucze i zaprosił mnie do ministerstwa. Ja jednak zajęty byłem w Smolnym ogólnemi sprawami rewolucji. Wówczas Markin tymczasowo został nieoficjalnym ministrem spraw zagranicznych. Natychmiast po swojemu 202 zorjentował się w mechanizmie komisarjatu, mocną ręką przeprowadził redukcję dobrze urodzonych i złodziejaszkowatych dyplomatów, organizował według nowych zasad kancelarję, konfiskował na korzyść bezdomnych kontrabandę, nadchodzącą w dalszym ciągu z zagranicy w walizach dyplomatycznych, wybierał najbardziej pouczające tajne dokumenty i wydawał je na własną odpowiedzialność i z własnemi uwagami w oddzielnych broszurach. Markin nie miał cenzusu akademickiego, a nawet nie pisał bez błędów. W jego uwagach uderzały czasem całkiem nieoczekiwane zwroty. Naogół jednak mocno wbijał swe dyplomatyczne gwoździe i właśnie tam, gdzie należało. Baron Kühlmann i hrabia Czernin chciwie chwytali w Brześciu Litewskim żółte książki Markina. Potem zaczęła się wojna domowa, Markin zatykał dziury, których było wiele. Zkolei ustanawiał dyktaturę daleko na Wschodzie. Dowodził flotyllą na Wołdze i wypędzał wroga. Kiedy dowiadywałem się, że Markin jest w niebezpiecznem miejscu, robiło mi się spokojniej i cieplej na sercu. Wybiła jednakże godzina. Nad Kamą kula nieprzyjacielska dosięgła Mikołaja Georgiewicza Markina i zwaliła go z mocnych, marynarskich nóg. Jakby granitowa kolumna runęła w moich oczach, kiedy nadeszła depesza o jego śmierci. Na stoliku dzieci stała jego fotografia w marynarskiej czapce z wstążkami. – Chłopcy, chłopcy, Markin zabity! Dziś jeszcze pamiętam te dwie blade twarze, zmięte kurczem niespodzianego bólu. Z chłopcami ponury Mikołaj był na równej stopie. Wtajemniczał ich w swe zamierzenia i w swe życie. Dziewięcioletniemu Sierioży opowiadał ze łzami, że kobieta, którą dawno i mocno kochał, porzuciła go i że dlatego bywa mu czasem ciężko na sercu. Sierioźa wylęknionym szeptem, ze łzami w oczach, powierzał tę tajemnicę matce. I ten tkliwy przyjaciel, który jak rówieśnik, otwierał swą duszę przed nimi, był jednocześnie starym wilkiem morskim i rewolucjonistą, prawdziwym bohaterem, jak z najczarowniejszej bajki. Czyżby zginął ten Markin, który w suterenach ministerstwa uczył ich strzelać z rewolweru i karabinu? Dwa małe ciałka drżały pod kołdrą w nocnej ciszy po otrzymaniu tej ponurej wiadomości. Tylko matka słyszała ich nieutulone łzy. Życie wirowało w wichrze wieców. W Petersburgu zastałem wszystkich mówców rewolucji zachrypniętych, albo całkiem bez głosów. Rewolucja 1905 r. nauczyła mnie ostrożnego obchodzenia się z własnem gardłem. Dzięki temu prawie nie opuszczałem szeregów. Wiece odbywały się w fabrykach, zakładach naukowych, w teatrach, cyrkach, na ulicach i placach