ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

„Nie przejmuj się zbroją, bo przecież to nie jej chcą się przyjrzeć". Floria usunęła się z drogi dwu przybyłym do namiotu mężczyznom i obserwowała Aszę, która wydała im zwięzłe rozkazy i odesłała do żołnierzy. Uśmiech chirurga nabrał sardonicznego wyrazu. Spytała: — Pojawisz się na dworze z rozpuszczonymi włosami? Jesteś mę- żatką! Usłyszała odpowiedź, którą Asza obmyśliła sobie na łożu boleści: — To małżeństwo było udawane. Przysięgam Bogu, że jestem dziś dokładnie w tym samym stanie, w jakim byłam przed ślubem. Floria zareagowała na to długim, kpiącym jękiem. — O nie, szefie! Nawet nie próbuj im tego wmawiać, bo rozśmie- szysz samego Karola. — Zawsze mogę spróbować. — Nie. Zaufaj mi. Nie możesz. — Asza stała nieruchomo, podczas gdy Bertrand przypasywał jej na biodrach miecz. W ciszy słychać było, jak pokryte aksamitem metalowe płytki brygantyny zgrzytają w rytm jej oddechów. Floria powiedziała z rzucanego przez brezent namiotu półcienia o barwie sepii: — A co zamierzasz powiedzieć naszemu szla- chetnemu hrabiemu na temat twojego spotkania z Wizygotką? Więcej niż mnie powiedziałaś? Chryste, dziewczyno, czyżbyś posądzała mnie o to, że mogłabym zdradzić jakiś twój sekret? Wszyscy jesteśmy... 395 — Wszyscy? — przerwała jej Asza. — No... ja, Godfrey, Robert... „Jak długo twoim zdaniem możemy czekać?". Floria przesunęła brudnym kciukiem po krawędzi jednego z czterech srebrnych kielichów Aszy i spojrzała w górę skrzącymi się oczami. — Co się z tobą stało? Co ona ci takiego powiedziała? Czy nie ro- zumiesz, że twoje milczenie jest wręcz ogłuszające? — Tak — powiedziała Asza bezbarwnym tonem, nie reagując na wysiloną nonszalancję kobiety-chirurga. — Obracam to sobie w gło- wie. Nie ma sensu działać bez gruntownego zastanowienia. Mogłoby to zaszkodzić przyszłości kompanii i mojej. Kiedy będę już miała to wszystko dokładnie przemyślane, to zwołam w tej sprawie oficerów. Ale nie wcześniej. Na razie musimy uporać się z wielkim księciem i z szalonym angielskim szlachcicem. Wydała dwa rozkazy i w drugiej części namiotu zapanował po- rządek, a żołnierze uwolnili z uwięzi boczne płachty. Góra w dalszym ciągu dawała cień, a otwarte boki udostępniły wnętrze kłującym musz- kom, białym motylom i pikującym niczym zielone, metaliczne strzały ważkom, ale też i lekkiemu, ciągnącemu od oblężonej rzeki wietrzyko- wi, który owionął twarz Aszy. Dokonała krótkiej inspekcji stołu, który niestety przykryty był ja- kimś żółtym płótnem. Srebrna taca tak lśniła, że Asza jeszcze przez chwilę miała jej obraz pod powiekami. Szykownie odziani żołnierze van Mandera, którzy pełnili rolę straży, zajmowali stanowiska wokół centralnego placu. Trzy obozowe niewiasty grały na fletach zasłyszaną w Italii melodię. Henri i Blanche, złączywszy czoła, prowadzili jakąś burzliwą rozmowę. Widząc, że Asza na niego patrzy, kwatermistrz otarł rękawem ko- szuli zaczerwienioną i zlaną potem twarz, i skinął jej głową. Akurat w tym momencie słońce rozbłysło za jego plecami na złotych kędzio- rach: to był Angelotti, który prowadził hrabiego i jego świtę do namio- tu dowództwa. Zobaczyła, że John de Vere był zaskoczony obecnością Blanche, która miała podawać do stołu, jak też i tym, że towarzyszka Ludmiły, Katherine, stała z kuszą i mastyfami na smyczy jako członkini straży dowódczego namiotu. Nie zadając pytania wprost, hrabia zauważył: 396 — Wiele jest w pani obozie niewiast, madam. — Oczywiście. Za gwałt karzę śmiercią. — Po wyrazie twarzy Beaumonta widać było, że te słowa nim wstrząsnęły, lecz hrabia Oks- fordu tylko z namysłem pokiwał głową. Asza z pewną obawą przedsta- wiła mu Florię del Guiz, którą Anglik powitał jako mężczyznę, a na- stępnie Godfreya Maximilliana. — Zechciejcie usiąść, mości panowie — rzekła oficjalnym tonem. Słudzy poprowadzili każdego osobno na wyznaczone mu w zależności od rangi krzesło, podczas gdy ona sama oddała przysługujące jej główne miejsce przy stole Johnowi de Vere. Muzyka ucichła. Godfrey odmówił swoim dudniącym głosem modli- twę dziękczynną. Asza usiadła. Połowa jej myśli krążyła wokół pyta- nia, jak daleko mogą dojść Wizygoci w ciągu sześciu dni, podczas gdy druga zastanawiała się, jak najlepiej będzie zachować się na dworze księcia Karola wobec tego, że Burgundii groziła inwazja. Nagle do- znała olśnienia. Wróciła jej pamięć. — Dobry Boże! — wykrztusiła, podczas gdy Blanche wraz z kilkunastoma innymi dziewczętami poda- wała na stół pierwsze danie. — Ja cię przecież już wcześniej znałam, Wasza Łaskawość! Słyszałam o tobie. Ty jesteś tym Oksfordem! Hrabia dziwnie zaskrzeczał i dopiero po chwili Asza zrozumiała, że był to śmiech. — „Tym Oksfordem"? — Zamknęli cię w Hammes! Siedząca w przeciwległym końcu stołu Floria podniosła wzrok znad pieczonej przepiórki i zapytała: — Co to jest Hammes? — Takie jedno ściśle strzeżone miejsce — wyjaśniła jej Asza. Ru- mieńce wystąpiły jej na policzki i poczęła osobiście nakładać na talerz de Vere'a kąski, wypełniające dużą srebrną tacę, którą udało im się za- chować. — Zamek w pobliżu Calais. Z fosami, zaporami i... Mówią, że w całej Europie nie ma drugiej fortecy, z której tak trudno byłoby uciec! Hrabia wyciągnął rękę i serdecznym gestem poklepał po ramieniu Beaumonta. — I pewnie tylko potwierdziłbym tę opinię, gdyby nie ten czło- wiek. A także Dickon, George i Tom