Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Dag w sypialni długo pozostał sam na sam ze zmarłym... Panna Kruse oznajmiła mu, że była tu ciotka Ramer i że o zgonie dano znać do miasta Holderowi i krewnym Adelajdy, a wszystkie przygotowania do pogrzebu są w toku. Panna Kruse dostrzegła jakby łzę w kącie oka, które twardo przed siebie patrzyło. Dag obrócił się i poszedł do starego domu. Tam przebywał całe dnie aż do pogrzebu, nawet nie przychodził na posiłki. Nie ujrzano więcej łez w jego oczach, ale w całej postaci i we wzroku było coś chłopięco bezradnego. Zdawał się nic nie rozumieć. Godzinami siedział przy zwłokach ojca, ktoś nawet twierdził, że ostatnią noc spędził tam w ciemności. Gości przybyłych z miasta witał jak nieprzytomny, ściskał im ręce, mamrotał parę słów, ale widać, że myśli jego są gdzie indziej, bo patrzył wciąż przed siebie. Obowiązki gospodyni musiała przejąć ciotka Ramer, bo i Adelajda chodziła jak pomylona. Bezustannie cicho płakała, a twarz jej nabierała kamiennego wyrazu, gdy się z kimś stykała. Zaledwie w przejściu wyjąkała Dagowi zlecenie i pozdrowienie ojca. Po pogrzebie i wyjeździe gości Dag udał się z powrotem do lasu, ale wbrew przyzwyczajeniu wrócił tego samego dnia. Przeniósł się na dobre z powrotem do starej kuchni i tam spędzał prawie całe dnie. Na dworze można go było zobaczyć tylko o świcie lub o zmierzchu; na ludziach, którzy go spotykali, czynił wrażenie człowieka niespełna rozumu. Zgarbił się i pochylił jak starzec; łudząco przypominał zmarłego. Również i z Adelajdą nie było lepiej: rzadko się ukazywała i stale była zapłakana i zrozpaczona. Gospodarstwem na zewnątrz i wewnątrz zajmowali się Syver i panna Kruse; pozornie niby wszystko szło tak jak dawniej, ale rozpacz Daga i Adelajdy kładła się ciężkim kamieniem na ludziach i na ich poczynaniach, i to nie tylko w samym dworze, ale nawet w osiedlu, lesie i po dalszych dolinach, wszędzie, gdzie odczuwano dobroczynną działalność ręki ojca Daga. Z odejściem jego niechybnie stanie się coś złego, jakieś nieszczęście spadnie na nich. Jakby dla potwierdzenia tych złowieszczych przeczuć, źle się dziać poczęło: kolosalny spadek cen zboża, zmniejszenie się możliwości zbytu budulca. Z miast dochodziły raz po raz wieści o przerażających bankructwach i kryzysach największych domów handlowych. W Bjórndal wigilia Bożego Narodzenia. Panna Kruse wypełniała wzorowo swój obowiązek. Stół w sali nakryty jak co roku, przybyła cała czeladź, aż do najnędzniejszego wyrobnika. Stali w pokornej postawie w półcieniu wzdłuż ścian i spoglądali na duży stół, na którym przy każdym otwarciu drzwi świece migotały niespokojnie. Ich płomienie odbijały się w szybach okiennych i rzucały chwiejne cienie na bogatą zastawę. Wszystkim jakby lżej się zrobiło, gdy weszła Adelajda, blada i sztywna. Był to teraz jej stały wygląd. Skinęła obojętnie głową, jakby we śnie, w jedną i drugą stronę pokoju i machinalnie objęła wzrokiem nakryty stół. Wszystko było tak samo jak na każde poprzednie Boże Narodzenie, nawet Biblia leżała otwarta przed świecznikiem, na cześć Trzech Króli, na miejscu ojca Daga. Nagle ujrzała z przerażeniem, że przyniesiono tu z bawialni fotel ojca Daga i jego żony, Teresy. Nigdy tu dotychczas nie stał fotel Teresy. Dlaczego więc przyniesiono go dzisiaj? Otworzyły się drzwi. Weszła ciotka Eleonora. Teraz zrozumiała. Ciotka była tu przed samymi świętami i coś tam szeptała z panną Kruse. Ale - aż dreszcz ją przeszedł - czy Dag przyjdzie i czy w ogóle będzie chciał usiąść w fotelu ojca? I czy zdobędzie się na to, ażeby odczytać werset z Biblii? Podobny niepokój można było wyczuć u wszystkich obecnych na sali. Adelajda czuła, że ciotka bystro ją obserwuje, ale nie podniosła oczu. Wiedziała, że wszyscy patrzą na nią, lecz nie miała siły się ruszyć. Czy było to tylko w jej wyobraźni, czy też naprawdę, ale niepokój zdawał się przechodzić w napięte, uporczywe milczenie. Ona sama i wszyscy obecni słyszeli, jak drzwi główne otworzyły się, potem zamknęły, słyszeli zbliżające się kroki i w końcu oczekiwane skrzypnięcie klamki w drzwiach sali. Wszedł młody Dag - wszyscy odetchnęli, jakby ciężar im spadł z serca. Adelajda rzuciła wzrokiem na niego, gdy przechodził obok. W oczach widoczne było podniecenie, jakby przeszedł ze sobą długą walkę, ale cała twarz miała stanowczy wyraz. Równym krokiem, nie zawahawszy się, podszedł do fotela ojca. Teraz służba i oficjaliści z widoczną ulgą powyłazili z kątów i podeszli do stołu, ale bardziej onieśmieleni niż dawniej, szurali nogami, spoglądali na siebie, w końcu usiedli. Adelajda zajęła fotel matki Daga, Teresy. Wciąż się jej zdawało, że nie jest sobą. Niezliczone razy siadywała w bawialni na tym fotelu, ale nigdy tutaj, tak oficjalnie. Był to jakby zupełnie inny mebel... Spojrzała na portret Teresy wiszący na ścianie, ale z cienia wyłaniała się tylko jasna plama