ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Ponieważ lubię miesz- kać w dużych, jasnych pokojach, zdecydowałem się na pokój na drugim piętrze, a Sejjida Omara ulokowałem na pierwszym. Pokoje na górze mają tę właściwość, że nie posiadają sufitów. Dach budynku znajdujący się na sporej wysokości stanowi wystarczającą ochronę przed deszczem. Ścianki działowe nie osiągają jego wysokości, lecz urywają się na wysokości człowieka, tak, że mieszkańcy tego piętra nie mogą się wprawdzie widzieć, lecz za to wszystko, co mówią odbija się echem od wysokiego dachu i słychać ich tym bardziej głośno. W pewnym sensie mieszkało się tam bez żadnych tajemnic. Także i tutaj, jak w każdym innym hotelu jadałem zwykle w pokoju, nie troszczyłem się o ni- kogo i o nic tak, że nie miałem pojęcia jacy jeszcze goście przebywają w hotelu. Od Omara do- wiedziałem się, że z Pondichery przybyło żaglowcem paru Europejczyków, zamierzających udać się następnie pociągiem do Colombo. – To żadne towarzystwo – zawyrokował. – Pozdrowiłem ich, ale nie odwzajemnili pozdro- wienia, tylko mnie wyśmiali. Mahomet polecił pozdrawiać ludzi i ja pozdrawiam wszystkich ludzi, także tych, którzy nie są mahometanami. Skoro tym ludziom chrześcijaństwo zaleca wy- śmiewanie się ze mnie, to lepiej zrobiliby, gdyby zostali w domu. Nic nie powiedziałem, ponieważ Omar nie lubił pewnych ludzi, a mnie nie chciało się z nim kłócić. – Sahib, co znaczy po angielsku tail – podjął Omar. – Ogon, a także warkocz. – Ape i monkey? – Małpa i małpiszon. – Tak krzyknęli za jakimś Chińczykiem, który tu mieszka i także pozdrowił ich uprzejmie przechodząc koło nich do swojego stolika – z zapałem perorował ten tak zazwyczaj niewzruszo- ny Sejjid. – Musi tu mieszkać człowiek o nazwisku Kun-Nen, chiński cesarz, a także pewny Tu- an, ojciec następcy tronu i ktoś nazywający się Nug-Lu, starszy sierżant. Powinno dojść do wiel- kiego mordobicia. Mówią o tym, śmieją się, cieszą i piją wino. Nic mnie to nie obchodzi, ale nie sądzisz sahib, że powinienem odszukać tego Kun-Nen i ostrzec? – On tutaj nie mieszka. Źle zrozumiałeś. Lepiej schodź im z drogi! To najlepsze co możesz zrobić – pouczyłem go ze śmiechem. Ponieważ wcześnie rano zamierzałem wyruszyć konno do Paragody, położyłem się wcześnie spać. Lecz nie zdążyłem nawet zamknąć oczu, gdy ktoś wrzeszcząc przeraźliwie z łomotem wbiegł na górę. Najwyraźniej ludziom mieszkającym niżej przestało się tam podobać i teraz wbiegli na moje piętro. Usadowili się w pokoju sąsiadującym z moim. Świętowali jakieś wyda- rzenie, które najwidoczniej napawało ich rozkoszą. Gospodarz musiał dostarczyć szampan i ko- niak oraz sam ich obsługiwać, ponieważ rzekomo byli dżentelmenami, dla których kelnerzy syn- galezcy czy tamilscy zadawali się być zbyt niskiego stanu. 54 ------------------------------------------------------------- page 55 Przekonałem się, że tak zwani pionieers of the civilisation nie zawsze należą do najlepszego towarzystwa i że szczególnie w miastach portowych nie można oczekiwać spotkania z wyłącznie następcami tronu. W salonach i na pokładach promenadowych pierwszej klasy parowców Lloyda panoszą się nawet tacy podróżni, których grubiańskie zachowanie pasuje raczej zupełnie gdzie indziej i często się zdarza, że obserwując nadpływający statek ustawi się przed wami dama dep- cząc wam po nogach, chociaż po obu stronach jest wystarczająco dużo miejsca. Wiem także, że większość owych „towarzyskich zwyczajów” pochodzi z określonych okolic, gdzie zostały ukształtowane. Wiem, że tacy ludzie w swoim wynoszeniu się zasługują w najlepszym razie na pobłażliwość i wybaczenie. Lubię stawać się szczególnie łagodny wobec nich, ponieważ oni naj- bardziej potrzebują łagodności. Właśnie dlatego zdecydowałem, że bez reakcji pozostawię ten hałas w sąsiednim pokoju, który tymczasem przechodził w prawdziwy raban. Ale nie było to takie proste wytrwać w tym postanowieniu. Wino rozgrzewało, a koniak roz- niecał ogień. Wyrastały ponad miarę duchy fałszywie pojętego patriotyzmu. Głośna rozmowa, wracająca do innych pokoi tym głośniejsza, że odbita echem od dachu. Wrzeszczano wymyślano, ryczano i krzyczano z całych sił, potem nawet zaczęto rzucać butelkami i szklankami o ściany. Wtedy nie wytrzymałem; wstałem, ubrałem się i wyszedłem na zewnątrz z zamiarem udania się do gospodarza i poproszenie o inny pokój. Znalazłem go na pierwszym piętrze rozmawiającego z Sejjidem Omarem, który zaniepokojony dzikimi hałasami odszukał go w trosce o mnie. Niestety nie było innego pokoju. Parowiec, który niedawno przybył, przywiózł nowych gości i tylko z wielkim trudem udało się ich pomieścić. W całym domu panowało wielkie wzburzenie zachowa- niem się tych ludzi i zewsząd słychać było pogróżki, że trzeba będzie poszukać sobie innego ho- telu. W końcu gospodarz postanowił, że pójdzie poprosić o spokój. Był on jednym z licznych wschodnich właścicieli hotelu, na których słowo „dżentelmen” wywierało nieodparty urok. Wspięliśmy się na piętro, Sejjid Omar wraz z nami. Chciał się osobiście przekonać, czy jego ukochany sahib rzeczywiście będzie miał upragniony spokój. Tymczasem hałas ustał. Słychać było tylko pojedynczy głos