They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Gayer zmi±ł w ustach przekleństwo, Bradley nerwowo pogwizdywał, Atkins pakował pozostały towar i nie wypit± whisky. -— Czemuż biali bracia nie spożywaj± ognistej wody? — spytała Niskuk. — Ona daje ciepło w zimowe noce. Po cóż j± chować do podróżnych worków? Atkins z w¶ciekło¶ci± spojrzał na dziewczynę, a ona roze¶miała się dĽwięcznie, chwyciła za rękę Zorzę Rann± i obie pobiegły do tipi. Po chwili wyjrzała z namiotu i gło¶no rzuciła: 45 tQ, D/ikiuj zwiększona czujno¶ć ,i »ic wiióil drzew. /or/a Raima ¶pi± spokojnie — »imy »Un/c — powicil/.iał Willi Gayer. —¦ ul/n. u to przecież niedo¶wiadczona squaw. położył dłoń na lamicniu kupca mówi±c: ,i.m.. )OKt m'teulin'cmls. Należy do midewiwiifu16, i i ws/yscy ji| s/anuj±. Powiedziała ci, że sępy rozwlok± nr wnętrzno¶ci, i tak się stanie. Wargi (iuycra skrzywił ironiczny u¶miech. ¦ U/dury •¦- powiedział lekceważ±co, ale w głosie jego zabrzmiał lęk. • Manitou otacza Wodn± Ptaszynę sw± łask±, a słowa jej zawsze głosz± prawdę, dlatego często zasiada w kręgu Rady Starszych. Kupiec lekceważ±co machn±ł ręk±. — Czas spać — powiedział. — Słusznie. Możemy jako ostatni czuwać nad bezpieczeństwem obozu — zwrócił się Bradley do Utsanati'ego. — Albo pierwsi — dodał Atkins. Indianie zamienili ze sob± porozumiewawcze spojrzenia. Utsanati pokręcił głow±. — Niech biali bracia ¶pi± spokojnie, sami popilnujemy obozu. Jeszcze chwilę wędrowcy krz±tali się, dorzucili drzewa w ognisko, aż wreszcie poszli do namiotów, gdzie owinęli się w skóry i zapadli w sen. Jedynie wartownicy z. broni± w ręku czuwali ogrzewaj±c się ciepłem płomieni. M Malsumo (ind.) — zly duch wcielony w zwierzęc± postać, który sprowadza nieszczę¶cie na nocne obozowiska ludzkie. " M'tculin (ind.) — człowiek obdarzony nadprzyrodzon± moc±, szaman. "' Midewiwin (ind.) — tajne międzyplemienne stowarzyszenie szamanów. W¶ród plemion puszczy zdarzały się wypadki, że kobiety były szamanami, a nawet wodzami, np. Ramanascho pełniła godno¶ć sachema Abenaków. 46 Ledwie niebo poczęło szarzeć, byli już na nogach. Pospiesznie zjedli ¶niadanie, zwinęli namioty i ruszyli. Szlak był wygodny, przetarty, dlatego pod±żali szybko. Biali kupcy z objuczonymi osłami wlekli się na końcu pochodu. Po południu dotarli do miejsca, gdzie droga lekkim łukiem skręcała na południe. Zatrzymali się. Utsanati rzekł do białych: •— Biali bracia pewnie pójd± dalej do Detroit, a my na wschód. Rozchodz± się nasze ¶cieżki. — Yes, zd±żamy do fortu Detroit — odpowiedział Bradley. — Ałe zatrzymamy się tam krótko — dodał Gayer. — Wy po¶pieszycie pewnie do Malden. Prawda? — Być może. —: Powiedzcie waszemu wielkiemu sacheniowi, że Willi Gayer i jego towarzysze s± przyjaciółmi Tecumsefaa. Niskuk z powag± odrzekła: — Powiemy, że biali bracia sprzedaj±c nam towar, z przyjaĽni zachęcali wojowników do picia wody ognistej. Rudy kupiec zaci±ł usta, z nienawi¶ci± spojrzał na dziewczynę. — Bywajcie! — rzucił Atkins. — Bywajcie! — powtórzyli Indianie. Biali ruszyli szlakiem, a czerwonoskórzy w bór. Pod wieczór Indianie zatrzymali się nad brzegiem Detroit River i odbyli krótk± naradę. Gdyby mieli łodzie, mogliby popłyn±ć na drugi brzeg, sk±d do Malden było już blisko. Ale łodzi nie mieli, więc pozostawało zbudować czółna z kory brzóz lub dwie, trzy obszerne tratwy. Tak czy inaczej wymagało to sporo czasu. Postanowili rozbić" obóz i rankiem zaj±ć się budow± canoe17. Liczyli, że w ci±gu czterech dni uporaj± się z t± robot±. Z dala od brzegu, aby nie być widocznym, a samemu móc obserwować rzekę, rozbijali namioty w¶ród drzew. Już zapłonęło niskim płomieniem pierwsze ognisko, a wo- 17 Canoe (ind.) — długa i w±ska łódĽ, zbudowana zazwyczaj z lekkich materiałów jak kora, skóra, drewno. 47 ' jCdt tu! t rozładowywali tobogany, gdy przy-' ' ń, wolujac; •u pl\nic wielkie canoe białych upili się wokół ¦migłego spytał Mocny Rzemień. Ho milczenie. ]'o chwili odezwał się Utsanati: Jc/di to canoe Agolaszima18, zabierze nas do Malden, r«li Miczi-maisa, to... Trzeba będzie je zdobyć — rzuciła stanowczo Niskuk. Jak dostaniemy się na pokład? Nie mamy czółen — |H).viedzi:tł Wysoki D±b. •¦- Wpław. Woda lodowata, ale dla wojowników nie ma przeszkód. - - Ugh! — potwierdził Szeroka Dłoń. Szybko zaplanowali akcję i ruszyli nad rzekę. Zapadli w przybrzeżnych zaro¶lach. Wieczorny zmierzch ust±pił cieniom nocy. Na niebo wysypały się gwiazdy. Mróz tężał