ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Zaczynał rozważać możliwości, których wcze- śniej nie brał pod uwagę. Niektóre z nich brały się z rosnące- go poczucia bezradności. Czuł, jak ucieka czas. Wcześniej czy później Rydall wyśle potwora, przed którym nikt go nie obro- ni - ani Paladyn, ani Strabo, zupełnie nikt. Wcześniej czy później jego możliwości obrony będą niewystarczające i walka o przeżycie się zakończy. Zapobiec temu mogło jedynie od- krycie tajemnicy, za którą skrywał się Rydall, a Ben nie był ani trochę bliższy jej rozwiązania. Zdecydował zatem, że po- rzuci tradycyjne sposoby myślenia na rzecz czegoś nowego, odważniejszego. Nie wolno mu było dać się prowadzić Ry- dallowi. Musiał zerwać z chodzeniem ścieżkami, które otwo- rzył dla niego król Marnhull, i zacząć otwierać własne. Wo- kół Bena Holidaya została utkana sieć i czuł, jak się zacieśnia z każdą nową nitką. Musiał znaleźć sposób na przerwanie pajęczyny. Jego rozmyślania brały się chyba jednak nie tyle z rozpa- czy, ile ze świadomości, że w starannie utkanej pajęczynie Rydalla jest kilka luźnych nitek. Pierwsza z nich miała coś wspólnego z rosnącym przekonaniem Bena, że wysyłanie przez Rydalla potworów do walki z Paladynem było częścią gry, dotyczącej bardziej Bena niż tronu Landover. Druga z kolei wiązała się z rozpoznaniem w trzech spośród czterech potworów Rydalla postaci z książki Potwory w wyobraźni mi- tycznej człowieka. Wszystkie trzy zostały stworzone z wiernym oddaniem każdego szczegółu na podstawie opisu autora, jak gdyby Rydall skopiował stworzenia prosto z rysunków w książce. Trzy, lecz nie czwarty. Nie, czwarty - rubak - po- chodził skądinąd. Ulubiona sztuczka magiczna wiedźm, jak poinformował go Strabo. Na Landover mogło chodzić wyłącznie o Nocny Cień. Wcześniej nie brał poważniej pod uwagę, że wiedźma może być w to wplątana. Po cóż miałaby to robić? Rydall był kimś obcym, uzurpującym sobie prawo do władzy, intruzem, które- go cele były w zupełnej sprzeczności z celami wiedźmy. Z drugiej strony nie było nikogo, kto by bardziej nienawidził Bena Holidaya i jego rodziny niż ona. Gdyby zapomnieć na chwilę o oczywistej obecności Rydalla, to wyglądało to zupeł- nie na jej sprawkę. Użycie czarnej magii, atak na rodzinę i przyjaciół oraz starannie obmyślone próby zniszczenia go - wszystko to zakrawało na działania Nocnego Cienia. Mimo że nie miał z nią żadnego kontaktu od przeszło dwóch lat, nie spodziewał się, że ona zapomni o swej groźbie nieprzebacze- nia mu nigdy tego, co się wydarzyło w kabałowej szkatule. Za to, co poczuła, kiedy oboje zostali odarci ze swoich tożsa- mości. Za to, że utraciła własną godność. A jeśli nie było żadnego Rydalla? No owszem, mógł ktoś być przebrany za króla Marnhull, ale jeśli sam Rydall był fik- cją? Nikt nie słyszał nigdy o Rydallu czy o krainie Marnhull - ani Władca Rzeki, ani Kallendbor, ani nawet Strabo, który był wszędzie. Nikt nie potrafił znaleźć Rydalla ani Marnhull. Nie było śladu po Mistai, Questorze Thewsie i Abernathym. Nie było znaku armii najeźdźców gotowej wtargnąć do Lando- ver. Jedynym fizycznym dowodem na istnienie Rydalla w całej tej historii było pojawienie się króla Marnhull i jego towarzy- sza w czarnej opończy u bram Sterling Silver. A zatem, dumał Ben, może to wszystko było skrzętnie za- planowanym oszustwem? Do tego dochodziło jeszcze jedno pytanie: Jakiego miejsca w całym Landover nie przeszukał, odkąd zginęła Mistaya? Jakie miejsce zaniedbał ze względu na brak bezpośredniego do niego dostępu oraz na brak wy- starczającego powodu, żeby to zrobić? Gdzie nikt jeszcze nie zaglądał? Do Wielkiej Czeluści, siedziby Nocnego Cienia. Podejrzenia Bena nabrały większej mocy. To, co na począt- ku było tylko jedną z rozważanych możliwości, teraz zaczęło świecić zupełnie innym światłem. Nocny Cień jako Rydall; było w tym tyle samo sensu, co w innych wyobrażonych moż- liwościach. Albo raczej Nocny Cień jako okryty czarnym pła- szczem towarzysz Rydalla, poprawił się. Przypomniał sobie, w jaki sposób zakapturzony jeździec przyglądał mu się, kie- dy zszedł na most podnieść rękawicę, zapamiętał intensyw- ność jego ukrytego spojrzenia. Przypomniał sobie, jak obaj jeźdźcy patrzyli na Mistayę, kiedy weszła na mury obronne. Poczuł ucisk w piersiach i żołądek podchodzący do gardła. Był już wieczór trzeciego dnia ich wędrówki, kiedy w za- sięgu wzroku pojawił się Sterling Silver. Zamek wyłonił się z mroku nieoczekiwanie niczym stworzona przez dziecięcą wyobraźnię mara, która nagle nabrała realnych kształtów