Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
@ To tłumaczenie bynajmniej nie trafiło Wenecjaninowi do przekonania. Wprost przeciwnie, wydało mu się. iż podniecenie i oburzenie profesora właśnie świadczy przeciwko niemu. Skojarzył sobie, że Belt swego czasu wypuścił sześciu więźniów, nikogo nie pytając o pozwolenie. Tymczasem nieufność Cosimo jeszcze wzrosła, kiedy ten wyraźnie zmieszał się usłyszawszy, że przewodniczący pragnie sam porozmawiać z Asenem. Fizyk zrazu tłumaczył, iż nie chciałby maszyny Czasu wnosić do Parlamentu w obawie uszkodzenia jej.@ Ależ o tym nie ma mowy! żywo zaoponował Cosimo. Prościej, abym ja udał się do pana, niż transportować całe to urządzenie.@ Sądziłem, że nie chciałby pan przyjść do mnie, ekscelencjo odparł Belt, nie patrząc w oczy swemu rozmówcy.@ Wtedy de Sięga zapytał wprost, czy profesor zechce przyjąć go podczas najbliższego seansu z Asenem. Wypadał o drugiej w nocy, co wcale nie zraziło przewodniczącego.@ Belt, wyczerpany nerwowo ostatnimi kontaktami z Przyszłością, wróciwszy do domu nastawił budzik na godzinę pierwszą i momentalnie usnął. @ Cosimo był zdruzgotany seansem. Gniewało gor że wiadomość o nieobecności Jacques'a Vertin w tamtym świecie musiał okupić tak wysoką ceną. Brwi mu się ściągnęły, potrząsnął czarną falującą czupryną, co czynił rzadko i tylko pod naporem silnych wzruszeń. Odwrócił od ekranu oczy, pałające jak dwa węgle, i milcząc wpatrywał się w Belta, jakby chciał odgadnąć jego myśli.@ To nie są łatwe sprawy wyznał gospodarz ponuro. Asen był i moim przyjacielem. Nie dążyłem do waszego spotkania aby panu oszczędzić tej goryczy. Teraz pan się przekonał, jakie to straszne, ekscelencjo.@ De Sięga nie spuszczał oczu z Belta. Czuł się okropnie. Żal do Asena, gniew na tamtą odległą epokę, poczucie winy wobec uczonego, który pierwszy raz wydał mu się sympatyczny szły o lepsze w pląs czarownic. Na nic nie zważając, nagle wybuchnął:@ Do diabła z ekscelencjami! Mam zwyczajne ludzkie imię, które dano mi w kołysce, a nie w Parlamencie. Tak samo jak ty, straciłem bliską duszę. Tydzień temu siedziałem z Asenem do białego rana. Wierz mi, Tad to była cudowna gawęda przyjaciół. Dziś rozmawiałem z postacią podobną do Asena; jakby z jego kostiumem. Powiedz, czy tam... zawsze tak?@ Ociągając się, Belt skinął głową.@ A gdy się wróci stamtąd? nie ustępował Cosimo.@ Uważam, że stamtąd się nie wraca.@ Więc czemu wysłałeś Asena do tego przeklętego kraju? spytał Włoch z wyrzutem.@ Asen wysłał siebie sam powiedział Belt bardzo smutno. Przyznawał, że się boi. Ale głos sumienia i odpowiedzialności był w nim silniejszy od strachu. Chciał, abym mu przyrzekł, że on będzie ostatni.@ Przyrzekłeś? spytał Cosimo.@ Nie. Zbyt mało wiem o tamtym świecie, by móc pouczać. Otworzyłem drogę. Rozpętałem chronoklazmy kierując tam moją żonę, w dobrej wierze. Po niej posłałem przestępców. Potem dwunastu nieskazitelnych", na żądanie Asena. Potem jego samego. Teraz powinna przyjść kolej na mnie.@ Nie rób tego żywo powiedział Cosimo.@ Na pewno nie zrobię odparł Belt. Boję się tamtego świata. Ciarki chodzą mi po skórze na myśl, co on czyni z ludzi. Gdybym musiał iść na śmierć wolałbym każdą inną, niż taka.@ Zapanowała złowroga cisza. Przeszli z pracowni do gabinetu Belta, który wyjął wino z kredensu i napełnił dwa kryształowe kieliszki. Trzymali je w rękach nisko, niby flagi opuszczone do połowy masztu. Belt tylko posmakował, a Wenecjanin wychylił do dna, spojrzał przez uchylone drzwi na maszynę Czasu i nieoczekiwanie spytał:@ Czy nie widzisz sposobu uratowania ich?@ Belt westchnął.@ Dziwne jest to nieszczęsne towarzystwo podjął Cosimo, jakby do swoich myśli. Od pierwszego wśród równych, do pospolitych kryminalistów. A chyba, mimo wszystko, każdego z nich łączy znacznie więcej z nami, niż z tamtymi.@ Łączyło poprawił Belt.@ Czyżby oni już należeli do tego piekła? spytał Wenecjanin ze zdziwieniem i przestrachem w dużych czarnych oczach.@ Gdyby było inaczej odparł fizyk ze smutkiem uważałbyś, że rozmawiałeś z przyjacielem, a nie z jego kostiumem.@ Cosimo myślał intensywnie.@ To straszne powiedział po chwili. Sądziłem, że tamci, rdzenni mieszkańcy Przyszłości to jeden świat. A nasi drugi. Wierzyłem, że przyrodzona ludzka natura, jak kruszec najszlachetniejszy, oprze się każdej rdzy wpływów zewnętrznych. I nadal tak uważam