They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Popatrzył znowu zmęczonym wzrokiem na ruinę. Wygl±dała jak zburzony dworzec kolejowy i jako¶ pasowała do jego sytuacji. Siedział jakby w oczekiwaniu na jaki¶ poci±g, który zawiezie go w nieznanym kierunku – Czy można się przysi±¶ć, panie profesorze? – usłyszał kobiecy głos. Podniósł wzrok. Przed nim stała młoda kobieta ubrana w krótk± skórzan± spódniczkę podkre¶laj±c± wspaniał± długo¶ć jej nóg. Blondynka, na oko trzydzie¶ci kilka lat. Odniósł wrażenie, że gdzie¶ już j± widział. Pewnie w jakim¶ hotelu, pomy¶lał, wszędzie ich pełno. – Znamy się? – wykrztusił. – Jeszcze nie, ale jeste¶my na najlepszej drodze – odpowiedziała z u¶miechem. – Ach tak? Przykro mi, ale muszę pani± rozczarować. Nie korzystam z tego rodzaju ofert... – Ależ nie, panie profesorze – spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami – nie uprawiam zawodu, o który mnie pan pos±dza. Przyjrzał się jej dokładnie. Badawcze spojrzenie szarych oczu, jasne włosy do ramion, twarz jak z żurnala mody. Gor±czkowo próbował sięgn±ć do swojej znakomitej pamięci wzrokowej... Ten miękki akcent... Tak! To ona! Wczoraj prawie wpadli na siebie... w Hanowerze... – Nazywam się Nadia Tereszenko. Jeste¶my umówieni, panie profesorze. Zapomniał pan? – Sk±d zna pani moje nazwisko? – próbował zyskać na czasie. – Czego¶ od pana chcemy – u¶miechnęła się odsłaniaj±c ¶nieżnobiałe zęby. – Gdyby było odwrotnie, pan znałby moje nazwisko, nieprawdaż? – Czegóż może pani ode mnie chcieć? Pieniędzy? Za co? Informacji? Nie mam żad- nych interesuj±cych. – Wiemy, że nie posiada pan informacji, które mogłyby nas zainteresować. – A co spowodowało, że grożono mi... aby wymusić to spotkanie? – Mogę się zatem dosi±¶ć? – zapytała. – Czy mam inny wybór? – My¶lę, że nie – wskazała głow± w kierunku stolika, przy którym siedziało trzech osiłków. Twarz Alberta von Riddagshausena spochmurniała. Był przybity. Ostatnie dni to ja- kie¶ pasmo nieszczę¶ć, pomy¶lał. Czwartkowy telefon Clarka zapocz±tkował łańcuch upoko- rzeń. Clark potraktował go jak chłopca na posyłki i dał mu zadanie do wykonania. A teraz ta kobieta z jej trzema gorylami! Pewnie wynajęci przez Clarka, żeby go postraszyć, gdyby przypadkiem zmienił zdanie i nie chciał towarzyszyć Clarkowi na jego drodze do panowania nad ¶wiatem... Nagle przypomniał sobie o stoj±cej obok kobiecie. – Proszę! Je¶li i tak nie mam wyboru, to proszę, niech pani siada – westchn±ł. – Co mogę dla pani zrobić? – Chcieliby¶my, żeby pan nam kogo¶ przedstawił! – Kogo? – Pańskiego starego znajomego, z którym spotkał się pan po bardzo długim czasie. – My¶li pani o Clarku? Nie był to zbyt długi czas. – Ależ nie! Clarka znam osobi¶cie o wiele lepiej, niż może pan sobie wyobrazić. Ten idiota nas nie interesuje. Wiemy nie mniej od Brytyjczyków. Chodzi nam o Grundmana. – Nie znam żadnego Grundmana – powiedział profesor z uczuciem ulgi i wstał. – Nie chciałbym pani obrazić, ale my¶lę, że kontynuowanie naszej konwersacji nie ma najmniejsze- go sensu. – Myli się pan, panie profesorze! Pan go zna! – Nadia Tereszenko również wstała i podeszła do niego tak blisko, że aż poczuł jej ciało. Patrzyła mu przy tym tak agresywnie w oczy, że musiał odwrócić wzrok. – Proszę pani! My¶lę, że znam lepiej kr±g swoich znajomych! I nie ma w¶ród nich ni- kogo o nazwisku Grundman. – Jak się temu chłopakowi udało panu zwiać, pozostanie dla nas na zawsze tajemnic± – nie przestawała ci±gle patrzeć mu w oczy. – Gdyby pan go wtedy złapał i odstrzelił, nasza piękna, a tak przeludniona planeta nosiłaby teraz o jednego Żydka mniej... – zrobiła przerwę nie przestaj±c ¶widrować go wzrokiem, jakby chciała sprawdzić, jak zareaguje. – David Grundman, panie profesorze, ten żydowski bękart sprzed dwudziestu sze¶ciu lat! Usta profesora zaczęły drżeć, a przed oczami pojawiły się białe płatki. Szybko usiadł i sięgn±ł po filiżankę. Była pusta. Rozpaczliwie szukał wzrokiem kelnera i podniósł rękę. – Proszę szklankę piwa – powiedział szybko, gdy ten się zjawił. – Czy pani też co¶ podać? – zapytał kelner. – Sok pomarańczowy, proszę – zwróciła się do kelnera, a po jego odej¶ciu rzekła lek- ko przymrużaj±c oczy: – David Grundman, ten mały Żydek sprzed lat... – A więc udało się temu biednemu chłopcu. Bogu dzięki... Bogu dzięki... – Tak. Temu żydowskiemu bękartowi naprawdę udało się... A cóż to pana tak poru- szyło? Że jeszcze jeden Szajgec się uratował? Odkrył pan w sobie raptem uczucie miło¶ci do żydowskiej hołoty? To niech pan tym razem nie zapomni mocno przytulić go do piersi. Ucie- szy się też pan pewnie, gdy zdradzę panu, że wyrósł z niego przystojny i m±dry facet, i że prawdopodobnie w tej chwili przebywa w towarzystwie pańskiej uroczej córki. – Grundman w towarzystwie mojej córki? – zapytał profesor. – Moja córka jest teraz w towarzystwie..