ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Nie powinien był tego robić; teraz, mogą zapłacić za to obydwaj. - Atarhe, nie ruszaj się z miejsca. Jak wyjdziemy biegnij do stajni, weź mojego konia i uciekaj z miasta. Pojedź na Wierzbowe Doliny. Staruszek zmarszczył brwi. Nerwowo podrapał się po siwym zaroście na brodzie. Najsprytniej jak potrafił udawał że nie słyszy. Ludzie w karczmie stali w miejscu niespokojnie przerzucając broń z ręki do ręki. Bali się ruszyć z miejsca. Obawiali się czarów nekromanty. Po Borviku chodziły bowiem przeróżne opowieści: o człowieku który sam wędruje ścieżkami Lasu Mrocznych Łowców i nie boi się ich złych mocy. Mówiono o przedziwnej istocie, strzeżonej dzień i noc przez hordy umarłych ludzi, którzy zostali na powrót przywróceni do życia. To właśnie, napawało ich strachem. Naytrel i Nirvec cofnęli się do drzwi. Nekromanta szedł pierwszy. Rivelv za nim, tyłem, cały czas trzymając dłonie ściśnięte na rękojeściach szabel. Goście karczmienni postąpili o krok za nimi. Wszyscy równo. Jak jedno ciało. - Otwieraj i wynosimy się stąd- szepnął Naytrel. Nirvec szarpnął za drzwi, za nimi niespodziewanie jak grom pojawił się rudowłosy Savro. Zdębiał na widok Nirveca i zastygł w bezruchu. Nekromanta migiem wykorzystał sytuację: wypchnął go na zewnątrz, zgarbił się i uderzył łokciem w żołądek. Wojownik stęknął głośno i zgiął się w pół, lecz nie upadł. Gdy Nirvec zaczął uciekać, z gospody wyleciał Naytrel i szybko zatrzasnął za sobą drzwi. Odwrócił się, chwycił zgiętego Savro za włosy, szarpnął do góry i z rozmachem grzmotnął go pięścią między oczy, znosząc wojaka z nóg. Szybko ocenił sytuację: panował tłok i zamieszanie. Robotnicy pracujący przy rusztowaniach nawet nie zwracali uwagi na całe zajście. Bramy Borviku były otwarte na oścież, belkowany mostek opuszczony. Tam też panował tłok. Atarhe mógł więc wyjechać z miasta niepostrzeżenie. Nirvec zniknął gdzieś w tłumie. Doskonale, pomyślał Naytrel, czas na mnie. Już zrywał się do biegu gdy niedaleko, dokładnie w bramie, przez dużą grupę ludzi przebiły się dwa oddziały Savro. Rycerze zobaczyli go i leżącego na ziemi dowódcę: w jednej chwili sięgnęli po miecze i przyspieszyli kroku. Za jego plecami drzwi gospody otwarły się, głośno szurając o ziemię i z wnętrza wypadli goście karczmienni. Savro odzyskiwał przytomność. Naytrel nie czekał. W jednej chwili pognał w ślad za Nirvecem mijając upaćkanych w zaprawie robotników. Rycerze i wojacy z karczmy pomknęli za nim. Wszyscy razem, wszyscy z bronią podniesioną nad głowę. Savro stanął na nogach, chwiejąc się przetarł krwawiący nos. Zaklął szpetnie otrzepując spodnie i usmarowany błotem bechter. Zaraz obok niego, kupiec o niezwykle wielkiej tuszy zsiadał z wierzchowca- pięknej bułanej klaczy. Pomagali mu przy tym trzej pachołkowie. Savro rozpędził ich klnąc na wszystkie strony, a następnie bez ceregieli chwycił grubasa za fraki, zerwał go z siodła i rzucił nim w błoto. Wskoczył na kulbakę, zawrócił klacz i spiął ją do galopu. Pognał w ślad za swymi ludźmi i uciekinierami. Był wściekły. *** Robotnicy, taczki pełne kamieni, wozy gruzu, beczki po brzegi wypełnione brudną wodą i setki przechodniów bardzo utrudniały bieg. Do tego rozmoczona w błoto ziemia, przemieszana z łajnem i ostrymi jak rozbite szkło kamieniami. Nirvec biegł pierwszy. Pędził omijając targających kosze przechodniów, przedzierał się przez nieduże grupki stawiających rusztowanie robotników i przesadzał stosy pociętych belek. Usłyszał gromkie rżenie konia i rozkazujące wrzaski, tłumione z lekka wrzawą panującą w Borviku. Tuż przed nim, tłum niespodziewanie począł się rozrzedzać. Ludzie poczęli rozbiegać się na wszystkie strony. Nekromanta nie wiedział co się dzieje. W następnej chwili zajechał mu drogę jakiś rycerz. Na głowie miał łebkę a na plecach okrągłą tarczę. Okryty był karaceną. Szybko sięgnął do boku. Rozległ się syk metalu i w jego ręce pojawił się miecz: wychylił się w siodle i przycisnął go do gardła nekromanty. - Nie ruszaj się, odmieńcu- warknął.- Ani na krok, jeśli miłe ci jest twe nic nie warte życie. Robotnicy oderwali się od pracy i z ciekawością zerkali na zaistniałe wydarzenie. Wszyscy przechodnie i obecni tam tragarze oderwali się od wykonywanych czynności i prędko skierowali swój wzrok na nekromantę. Naytrel cały czas uciekał gdy niespodziewanie drogę zajechała mu czarna kareta. Z przerażeniem rozpoznał widniejący na drzwiczkach symbol: czarnej góry z usytuowanym na niej kościele, uwydatniającym się na jasnym, żółtym tle. Za powozem jechało dwóch rycerzy, z których jeden był potężny a za broń miał ogromny obosieczny miecz- Mnisi z Alandrii. Ktoś z siłą otworzył drzwiczki uderzając go prosto w nos