ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

– Proszę mi wierzyć, nic nie sprawiłoby mi większej satysfakcji niż zaprowadzenie tego plugawego drania za kratki – oświadczyła policyjnemu detektywowi podczas rozmowy w naszym salonie. – Ale ta dziewczynka ma dopiero trzynaście lat. Ona musi zapomnieć, że coś takiego w ogóle się wydarzyło. Z żalu mama zapłaciła za korepetycje w domu aż do końca roku szkolnego, jednocześnie przysięgając na Biblię, że nikt u Świętego Antoniego o niczym się nie dowie. Pan McRae, mój pierwszy korepetytor, dziwnie na mnie patrzył. Drugim była kobieta, pani Dunkel, emerytowana nauczycielka. Pudrowała sobie szyję i nosiła wypalane bransoletki, które stukały o kuchenny stół. Kiedy czytałam, zazwyczaj ucinała sobie drzemkę. Była słodka i czułam się przy niej bezpiecznie. W przeciwieństwie do doktora Hancocka – psychiatry, do którego musiałam chodzić na wizyty. Mama z żalem wyjaśniła doktorowi Hancockowi, że nie będzie już musiał podejmować prób wydobycia ze mnie czegokolwiek na temat Jacka Speighta. Tłumaczyła doktorowi, że czyni to na moją prośbę, a w zasadzie na moje żądanie, ponieważ zagroziłam, iż dalsza terapia doprowadzi do tego, że pójdę na strych babci z łyżką i puszką płynu do czyszczenia rur i popełnię samobójstwo. Miasto Easterly uznało mnie za osobę dostatecznie normalną, abym w następnym roku mogła uczęszczać do szkoły średniej. W usprawiedliwieniach pisanych przez mamę zawsze pojawiał się żal. „Z żalem informuję, że Dolores była nieobecna, ponieważ bolało ją gardło... żołądek... zaziębiła się...” pisała, kiedy byłam zbyt przygnębiona, żeby pójść do szkoły. Nigdy nie odmawiała i wypisywała usprawiedliwienia, choć nie lubiła kłamać. Było to widać po krótszych niż zazwyczaj i bardziej zamaszyście stawianych literach. Wówczas jednak żal mamy zrytualizował się pod postacią regularnych zakupów w sklepie spożywczym, które miały ukoić i pocieszyć ofiarę. Co tydzień wracała z torbami wypełnionymi produktami przeznaczonymi wyłącznie dla mnie. Były tam paczki herbatników, hektolitry pepsi (wolałam ciepłą), papierosy, magazyny, grube powieści w miękkiej oprawie. Swoje smakołyki trzymałam w opisanych torbach po zakupach, stojących na dwudziestojednocalowym telewizorze marki Motorola, który z okazji piętnastych urodzin mama wstawiła do mojej sypialni. „Jeśli ona nie zechce studiować w college’u, obydwie będziecie tego żałowały do końca życia” – powiedział Pucci. Proponując college, dawał jej szansę uniknięcia dożywotniego żalu. Mama chwyciła przynętę. I to bardzo mocno. Następne kilka tygodni zeszło mi na łkaniu, jękach i dąsaniu się. Jak mogła być wobec mnie tak okrutna po tym wszystkim, co przeszłam? Szkoły nie mogłam znieść już teraz! Dlaczego miałabym się skazywać na kolejne cztery lata tortur? Do domu zaczęły przychodzić prospekty i katalogi różnych college’ów. Na naklejkach ze zwrotnym adresem rozpoznałam pismo mamy. W prospektach były przerażające zdjęcia: studenci i profesorowie siedzieli razem na trawnikach i miło sobie gawędzili; młodzi chemicy w ochronnych okularach dzierżyli w dłoniach palniki Bunsena; sznur uśmiechniętych dziewcząt mył zęby przed rzędem umywalek. Darłam je tak szybko, jak szybko przychodziły. Przez wiele dni odmawiałam wyjścia z pokoju – czy to do szkoły, czy na kolację – zamykając się tam z prowiantem, który mama wciąż lojalnie dostarczała. Kiedy akurat nie byłam obrażona na babcię, błagałam ją, żeby się za mną wstawiła. W college’ach są przecież narkotyki! Dziewczyny zachodzą w ciążę! Mówiąc o przedawkowaniu i nerwowych załamaniach, zaczynałam szlochać. Kiedy wiedziałam, że mama mnie usłyszy, pędziłam do łazienki, wkładałam palec do gardła i dramatycznie się krztusiłam. „Nic już nie mogę jeść, wszystko zwracam” – skarżyłam się, mijając w korytarzu zaniepokojoną mamę