ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

To działanie zadowoliło Santiago; ona zadowoliła Santiago. A to, że nim gardziła - kurczyła się wewnętrznie pod jego dotykiem i spojrzeniem - pozostawało dla Kubańczyka tajemnicą. Wydawało mu się - wiedziała o tym - że w jakiś sposób ją pociąga. I dzięki temu pozostała wolna, wciąż uzbrojona i ze swobodą poruszania się. Sissy Wizniewski przebywała w gabinecie Santiago, usiłując go przekonać o prawdziwości nadchodzącego trzęsienia. Rourke i Miklow zostali uwięzieni w suterenie przystosowanej dla więźniów, których Santiago osobiście pragnął przesłuchać i torturować. Przeciągnęła dłońmi po udach, po czym sięgnęła po swą czarną torebkę, leżącą na podłodze obok stóp. Zawierała jej własny czterostrzałowy pistolet typu Magnum COP 357, dwie automatyczne "czterdziestki piątki" Rourke'a, szminkę i zmianę bielizny. Wzruszywszy ramionami, odwróciła się od barierki i ruszyła w dół schodów, rzucając uśmiech stewardowi, który przemknął obok drzwi gabinetu Santiago. Zatrzymała się przy nich i zarzucając torebkę na lewe ramię, prawą ręką zapukała, - To ja, Natalia, Diego - powiedziała tonem tak słodkim, na jaki mogła się zdobyć. Po usłyszeniu odpowiedzi z wnętrza, otworzyła drzwi i weszła do środka. Santiago podniósł się z uśmiechem. Sissy Wiznewski już stała. Sprawiała wrażenie uczennicy, która właśnie oblała najważniejszy egzamin maturalny. - To wszystko bzdury - oznajmił Santiago tonem nieomylnego autorytetu. - Ten wymysł z trzęsieniem ziemi jest niczym innym jak spiskiem, mającym skłonić nas do ewakuacji z Florydy, ażeby mogły tu wkroczyć wojska Warakowa. Mądrze uczyniłaś, opuszczając swoich przyjaciół z KGB i dołączając do nas, moja droga. Uśmiechając się, przeszła przez pokój, rzucając okiem na leżący na konferencyjnym stole sejsmogram, następnie przeniosła spojrzenie na zalęknione oczy Sissy Wiznewski. - Tak - mruknęła, pochylając się i całując w policzek Santiago, gdy ten na powrót usiadł. Gdy odrywała usta od jego twarzy, podniosła w górę magnum i przystawiła lufę do lewej skroni Kubańczyka. - Jednak, generale, to wszystko prawda. A teraz zrobisz dokładnie to, co ci powiem, bo w przeciwnym wypadku twój mózg ozdobi za chwilę sufit nad tobą. Trzymam w ręku magnum 357 z jednymi z najsilniejszych naboi w środku - 125-gramowe pociski Hollow Point. Znasz się na broni? Jeśli nie, to szkoda, ale testy przeprowadzone dla amerykańskiej policji wykazały, że są to prawdopodobnie najskuteczniejsze naboje do tego pistoletu. Chciałbyś się przekonać? Santiago obrócił nieznacznie głowę, gdy patrzyła mu z uśmiechem w oczy. - Oszukałaś mnie - powiedział. - To powinno być oczywiste, nawet dla ciebie, kochanie - zaszczebiotała. - A teraz zadzwonisz, żeby przysłano tu pułkownika Miklowa, natychmiast. Straże zaczekają na niego przed drzwiami. Jednak do tego czasu wydasz swoim dowódcom rozkazy zawarcia rozejmu. Rozkażesz również, aby nadano sygnał radiowy zezwalający na lądowanie samolotom U.S.II i radzieckim, a dowódcom liniowym, żeby rozpoczęli ewakuację ludności cywilnej. Łącznie z tym obozem koncentracyjnym w pobliżu lotniska. Wszystkich. I, mój drogi Diego, jeśli będziesz bardzo grzeczny, ty również będziesz mógł na koniec wyjechać, kiedy zrobią to wszyscy inni. - Spojrzała na Sissy Wiznewski i jakby mimochodem zapytała: - Ile czasu zostało? - Generał... generał mówił, że przez ostatnie pięć dni występowały w okolicy drobne wstrząsy. Sądzę, że jest to kwestia kilku godzin, może nawet mniej. Natalia uśmiechnęła się do dziewczyny, po czym zwróciła się ponownie do generała Santiago: - Ze względu na twoje własne dobro, Diego, mam szczerą nadzieję, że zostało dosyć czasu. - Przycisnęła silniej wylot lufy magnum do jego głowy. - Wykonaj pierwszy telefon, kochanie. ROZDZIAŁ XLI - Co się tam, do cholery, dzieje? - burknął Tolliver, padłszy na ziemie za pniem palmy. Rubenstein legł za nim ze Schmeisserem w prawej dłoni. - Wygląda na to, że wychodzą z obozu. Ale czemu? Co się dzieje? - Rubenstein błądził oczyma po obozie. Ze swych posterunków biegli strażnicy, wśród nich również oficerowie. Paul spojrzał w górę. Od zachodu niebo wypełniły samoloty o najprzeróżniejszych kształtach. - To amerykańskie samoloty! - Komuchy używają tych, które znaleźli. - Nie... Lecą ze wschodu, może z Teksasu albo Luizjany. - Marzyciel z ciebie, chłopcze - mruknął Tolliver. - Nie! Patrz, coraz ich więcej! Warkot w powietrzu był bardzo głośny. Rubenstein nie słyszał nigdy czegoś tak hałaśliwego. Niebo było wypełnione samolotami, ziemia pociemniała od ich cieni. Wtem grunt zaczął drżeć, lecz tym razem gwałtowniej niż wcześniej. Rubenstein wstał, strząsając z siebie próbującą go powstrzymać rękę Tollivera. - To trzęsienie ziemi. Niektóre z samolotów lądują. - Popatrzył w dół ku obozowi, z którego uciekali kubańscy strażnicy i oficerowie, zostawiając za sobą otwartą bramę. - Ewakuują się. Będzie trzęsienie ziemi. - Jesteś wariat, chłopcze. Paul spojrzał na Tollivera i już miał coś powiedzieć, ale w tym momencie grunt zatrząsł się silnie i Rubenstein odskoczył w bok przed otwierającym się pęknięciem w ziemi, szerokim na osiemnaście cali