Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Facet jawi mi się jako Zorro, tyle że kierujący się w swoim działaniu pobudkami bez pretensji do szlachetności. Co to, do diabła, znaczy, że jego twarz jest nikomu nie znana? Dvoyatchny podszedł do okna. Oczywiście, padało. Patrzył na czternastą ulicę, dokładnie na miejsce, gdzie przed laty zamordowano Prezydenta Federacji. To jedno z nielicznych historycznych miejsc w Dolinie. - Znaczenie moich słów jest oczywiste, inspektorze - powiedział Grey. - Rysopis Jonathana Twinsona jest nam nieznany. - Dziwię się, że w ogóle znacie jego nazwisko... - Zapewne jest fałszywe. Tak przedstawiał się swoim zleceniodawcom. - Czy owi zleceniodawcy nie mogli podać rysopisu Twinsona? - Rozmawiał z nimi za pośrednictwem wideofonu z wyłączoną wizją. - Uważa pan zatem, że kolejne zlecenie Twinson zrealizuje na terenie Doliny. Dlaczego? - Moje informacje są ścisłe. - To już słyszałem. Mógłby pan podać nazwisko kolejnej ofiary Twinsona? - Nie. - W jaki sposób mamy złapać Twinsona? - Jest zbrodnia, zatem musi być i kara. - Fiodor Dostojewski. - Dvoyatchny odszukał wzrokiem półkę z dziełami rosyjskiego pisarza. Postanowił kontynuować grę w tytuły mimowolnie rozpoczętą przez Greya. - Jest pan idiotą, Grey. - A pan młodzikiem. - Odbył pan swoją... odyseję nadaremnie. Tu jest Dolina, panie Grey, a pan zachowuje się jak... prostaczek za granicą. - Niech pan nie mitologizuje tak swojej Doliny, Dvoyatchny. To żaden zaginiony świat. Owszem, przewiduję pewne problemy ze znalezieniem Twinsona. Ale kłopoty, to moja specjalność. - Poddaję się, Grey. - Dvoyatchny nie miał innego wyjścia. W zasięgu jego wzroku znajdował się bowiem już tylko "Słownik filozofii" Didiera Julii i nie bardzo wiedział, jak wkomponować ten tytuł w rozmowę. Bardziej oczytany Grey czerpał tytuły z pamięci. Dvoyatchny postanowił zmienić temat. - Skąd wzięła się nietypowa karnacja pańskiej skóry? Eksperyment genetyczny? Jest pan nieudanym prototypem supermana? - Dlaczego nieudanym? - po raz pierwszy, odkąd Dvoyatchny poznał Greya, ten ostatni uśmiechnął się oszczędnie. - Kolor szary ma oczywiście swoje znaczenie symboliczne. W tej chwili nie zdradzę panu jednak jakie. Napiłbym się gorącej herbaty. Dvoyatchny udał się do kuchni i wydał dyspozycje czajnikowi. W drodze powrotnej sięgnął po żelazny zapas wódki. - Musiał pan mieć cholernie ciężkie dzieciństwo - postawił wódkę na stole. - Nie cięższe niż pan, inspektorze. Pozwoli pan, że pozostanę przy herbacie? Dvoyatchny pozwolił. - Ciągle nie rozumiem, dlaczego właśnie ja. Ktoś mnie panu polecił? Uważam, że Nobody jest lepszy. - Niech mi pan powie, dlaczego właściwie zdecydował się pan na zawód policjanta? - Nie zastanawiałem się nad tym. Z całą pewnością nie było to zrządzenie czuwającej nade mną Opatrzności. Przekonuję się o tym, ilekroć podejmuję z kasy wypłatę. Prędzej już był to traf, który, jak wiadomo, bywa ślepy i trafia jak kulą w płot. - To nie był przypadek, Dvoyatchny. W pańskiej naturze jest nadawanie światu sensu, porządkowanie, przeciwdziałanie chaosowi. A Twinson jest ucieleśnieniem chaosu... - I dlatego wybrał pan mnie? - Między innymi. - Sądzi pan, panie Grey, że świat nie jest pozbawiony sensu? - Myślę, że będąc na moim miejscu, myślałby pan podobnie. Zapadło milczenie. Tylko do okien dobijał się deszcz jesienny. Grey pił herbatę, Dvoyatchny wódkę. Pili w tym samym tempie. Hol komisariatu Wschodniej Dzielnicy od wieków utrzymywany był w barwie krwistoczerwonej, co nie miało racjonalnych przesłanek. Tradycja nigdy nie rościła sobie prawa do racjonalności. Na ścianach wisiały starannie oprawione w ramki wycinki z gazet wieszczące o spektakularnych sukcesach funkcjonariuszy komisariatu. Dvoyatchny pomyślał, że pewnie niedługo zawiśnie tu wycięty z "Moloch News" artykuł o aresztowaniu Boby'ego Sublokatora. Sprawa Boby'ego znajdowała się właśnie na wokandzie. Wszystko wskazywało na to, że Sublokator po raz ostatni w swoim życiu zasiądzie na krześle. Dvoyatchny wspiął się na drugie piętro. Wszedł bez pukania do gabinetu inspektora Josefa Nobody'ego. Nobody, jak miał to w zwyczaju, siedział z nogami zarzuconymi na stół i wertował przedwczorajszą gazetę. Poza tym bez przyjemności palił papierosa. W ogóle sprawiał wrażenie człowieka, któremu bardzo niewiele czynności sprawia przyjemność. Obrzucił Dvoyatchnego krótkim spojrzeniem i wrócił do przerwanej lektury. - Sądziłem, że jestem na urlopie - powiedział Dvoyatchny z odczuwalnym wyrzutem w głosie. - Sądy są od sądzenia - Nobody nie oderwał się od gazety. - O co tu chodzi, Jos? - Dvoyatchny był zirytowany i nie krył się z tym. - Nie mamy co robić?! Wykrywalność... - Tak, wiem. Czternaście procent i tak dalej. Przyszedłeś tu zapewne w sprawie pana Greya? - Tak. - Wiem o nim tyle, co kot napłakał, a koty nie płaczą