ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Chociaż niemal bezradna, Mavra dźwignęła się z wysiłkiem. Zobaczyła dwie przedziwne postaci, jakby kobiet, ale zielone i pokryte trawą. Wchodziły do windy, wciągając za sobą chłopca. Kiedy zaczęły się zmieniać, by upodobnić się do tła, czyli do wnętrza windy, ściana zasunęła się za nimi. Renard naraz oprzytomniał i stanął niepewnie na nogach. Mavrze udało się w końcu także podnieść. — Co to, u diabła, było?! — wysapał z trudem. — Dzicy ludzie, ludzie Beldena — wyjaśniła mu. — Powiedziałabym, że wszyscy. Porwani wprost sprzed naszych oczu. — Ale dlaczego? — zapytał, wciąż masując głowę. — I kto to był? Julin? Było ich przynajmniej dwóch. Kiwnęła głową. — Dwie kobiety. Widziałam je przelotnie. Mogą wtapiać się w tło, tak jak dwa stworzenia, które poznałam kiedyś, ale w zupełnie innych okolicznościach. Nie wiem, kim one są, ale Julin rzeczywiście twórczo wykorzystuje Obie. Wyprowadził nas w pole. — Wciąż nie mogę tego pojąć — nie ustępował Re-nard. — Dlaczego dzicy? — Dalejże! — zakrzyknęła. — Siadaj na mnie, pojedziesz wierzchem, wciąż jeszcze kiepsko trzymasz się na nogach. Był zbyt słaby, by odrzucić tę propozycję. Dosiadł jej z wysiłkiem. Po raz pierwszy istota ludzka, nieważne jakiej rasy, znalazła się na jej grzbiecie. Nie było jej wygodnie, ale Agitarianin był doświadczonym jeźdźcem i dosiadł jej z wielką wprawą. Powoli ruszyła z powrotem, uważając, by go nie zrzucić. — Zatem Julin potrzebuje albo chce mieć tych ludzi, to pewne — powiedziała. — Wiemy od Obie, że z niczego nie może stworzyć myślących istot. Dzikich najłatwiej było porwać, wystarczyła hipnoza i można ich było przenosić. Jeśli podda ich przemianie, będzie miał przynajmniej tych dziewięcioro niewolników, o których wiemy. Obdarzy ich taką siłą, jaką uzna za stosowną. — Kimkolwiek one były, jedną z nich poraziłem pełnym napięciem bez żadnego rezultatu — zauważył posępnie Renard. — Ale na co mu tylu? — To przez nas — wyjaśniła. — Pamiętaj, że dopóki nie zajmie się nami, musi siedzieć na dole jak w pułapce. Jest bardzo sprytnym i przewrotnym człowiekiem. Wie, że niczego nie może nam zaproponować, bo ani my jemu nie ufamy, ani on nam nie może zaufać. Czy stanąłbyś pod spodkiem Obie, jeśliby przy pulpicie kontrolnym stał Julin. — U licha, nigdy! — A więc, co on robi? Jestem pewna, że nie chce ryzykować sprzężenia z Wierzchołkiem. Ostatni raz, kiedy tego spróbował, Obie przeniósł Nowe Pompeje w ich aktualne miejsce. A więc musi nas pochwycić lub zabić. Dlatego potrzebni mu są inni, nie może tego zrobić osobiście, ryzykując opuszczenie komory kontrolnej. Rozumiesz? Renard gwizdnął. — A więc mamy jeszcze mniej czasu, niż myśleliśmy — mruknął nerwowo. — Teraz jest za dziewięć szósta. — Idę o zakład, że jeśli uczynił je niewrażliwymi na elektryczne cechy twojej osobowości, to odnosi się to także do reszty nas — zwróciła im uwagę. — Jedno jest pewne: albo szybko zdetonujemy ten ładunek, albo na tym koniec. — Myślę... — rozpoczął Renard, i zamarł. Cały świat zamarł. Zapadł się w ciemność. Spadał. Nic nie było widać ani słychać. Znikły wszelkie wrażenia. Nie było nic. Wydawało się, że wszystko, oprócz ich mózgów, przestało istnieć. Trwało to bardzo długo i nagle wrócili do normalności. Renard spadł z grzbietu Mavry, którą także zwaliło z nóg. Już po raz drugi tego dnia musieli podnosić się z ziemi. — A teraz, co to było? — jęknął Renard. Mavra stanęła na trzęsących się nogach i spojrzała w górę. — Wydarzenia coraz to nas zaskakują — szepnęła. — Spójrz tam. Świat Studni zniknął. Widać jedynie odległe słońce i trochę gwiazd. — On to zrobił, Renardzie! Wróciliśmy do zamieszkałego przez ludzi sektora wszechświata, wróciliśmy na początkową orbitę Nowych Pompejów! — O rany! — smętnie westchnął Renard. — A ja powiedziałem na farmie hodowlanej, że wyjeżdżam na krótkie wakacje... Strona Spodnia Ben Julin patrzył na swoich żołnierzy i był z siebie zadowolony. Wszystkich zamienił w kobiety marzeń, nawet dwóch chłopców. Każda odróżniała się karnacją skóry i kolorem włosów; jednak dziewięć imion byłoby zbyt trudno zapamiętać, więc poza pierwszą dwójką: Nikki i Mavrą, innym na jakiś czas nadał po prostu numery. Były prawdziwymi dzikuskami, niezbyt bystrymi, o inteligencji na poziomie małp. Każda zachowała koński ogon, bo Julinowi wydawało się to seksowne i odróżniało je od pierwszej dwójki. Oczywiście Obie nie obdarzył ich przeszłością, ale nadał im zdolność mówienia, nauczył zachowania i wszelkich innych potrzebnych rzeczy. W rzeczywistości było to tak, jakby padły ofiarą amnezji, zachowując wszelkie potrzebne umiejętności, co niczemu nie przeszkadzało. One także były „niewolnicami miłości” Bena Julina. Wszystkie leżały u jego stóp. — Jesteście moim stadem, moich haremem — powiedział do nich. — Jesteście częścią mnie, a ja jestem częścią was. Jesteście godnymi najwyższego szacunku kobietami i będziecie u mych stóp, kiedy zetrę stary porządek i ustanowię nowy. — O tak, Julinie, nasz panie — powiedziały chórem, a w ich głosach przebijała szczerość. Patrzył na nie z najwyższym samozadowoleniem. Doszedł do wniosku, że to był prawdziwy nowy porządek. Dawno temu w krainach zagubionych w czasie i przestrzeni, wciąż żywych w tradycji rodziny Julina, jego przodkowie żyli pośród pustynnych nieużytków, w miastach namiotów, podążając za wodą i uciekając przed ruchomymi piaskami. Władcy mieli wspaniałe haremy. Coś z tego zostanie przywrócone, obiecał sobie. Stworzy ludzkie istoty bliskie doskonałości, tak że noszenie odzienia stanie się grzechem. Potężni władcy będą rządzić nie na pustynnych nieużytkach, lecz na planetach opływających w dostatki, będą sprawować władzę nad własnymi stadami urodziwych, silnych i kochających kobiet. Jednak wszystko będzie podległe jemu, Najwyższemu Kalifowi, od którego spływać będzie najwyższe błogosławieństwo i klątwa. I trwać będzie po wieki wieków kraina artystów, naukowców i inżynierów, poszerzających najdalsze horyzonty, rasa, która spełni sen Markowian o utopijnej perfekcji, rasa bogów. Wszystko to było w zasięgu jego ręki, już teraz, dziś, tutaj! — Wstańcie i przystąpcie do swoich obowiązków — rozkazał i uczyniły tak, jak chciał. Dzięki Obie ich mieszkalne kwatery były już zupełnie wygodne, z wielkimi miękkimi łożami, nakrytymi jedwabiem i aksamitem. Obie dostarczył także egzotyczne owoce, warzywa i mięso, których nie można było odróżnić od oryginalnych. Co prawda, Julin i jego harem mogli żywić się czymkolwiek, byleby to było coś organicznego, choćby trawa, jednak teraz nie było po temu powodu. Julin wrócił do Obie i usiadł przy konsoli, przekręciwszy wyłącznik radioodbiornika