ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Przecież cukrownie i budowy na pewno są realne, lecz nie wpływa to na wartość produkcyjniaków. Kwestia autentyzmu bytowego sił nadnaturalnych, pozazmysłowych itp. nie należy, jednym słowem, do spraw zajmujących pierwszoplanowe badacza literatury. Nie w tym sęk, czy dziwy te istnieją poza książkami, lecz w tym, jaki użytek robi się z nich wewnątrz książek. Dzisiaj zjawiska nadnaturalne kolidują przede wszystkim z nauką, jako racjonalnym porządkiem wykrytym w świecie. Powtarzam: kolidują z nauką, a więc niekoniecznie z domniemaniami poszczególnych uczonych. Udajcie się do laboratorium fizyków laserowych z witką leszczynową i powiedzcie im, że sporządziliście z niej laserowy promiennik, a wyrzucą was za drzwi. Przybądźcie jednak z taką witką jako różdżką, oświadczcie im, że aktem woli zatrzymujecie auta, że myślą umiecie giąć klucze i noże, a zaproszą was skwapliwie na doświadczenia, których kontrolne warunki nie oni, lecz wy będziecie ustanawiali. Nie zmyśliłem sobie tego wcale, tak właśnie działo się ostatnim czasem w Anglii i w Ameryce, ta zaś okoliczność, że zręczny prestidigitator umie to samo, co kandydat do cudownych darów (Uri Geller), nie zlikwidowała wcale sprawy. Liczni naukowcy uwierzyli mu, ponieważ chcieli mu uwierzyć. Skwapliwość takiego ulegania oszustwu wyjaśnić może tylko niedosyt światopoglądowy naukowców, wyspecjalizowanych tyleż głęboko co wąsko, i dlatego poza obwodem swego fachu właściwie bezradnych. O tym, jak naskórkowy jest racjonalizm takich fachowców, świadczy zapał, z jakim gotowi są go się pozbyć po jednym niesamowitym pokazie. Oczywiście nie jest to reakcja całego środowiska naukowego ; część uczonych nazywa fenomeny niewyjaśnialnymi, część kwestionuje ich realność, część wreszcie próbuje je „oswajać” racjonalnie. Nie jest to jednak, jak można by sądzić, po prostu zderzenie fizyki z metafizyką. Proszę zważyć, że owe zjawiska kolidują dziś z nauką, lecz nie zawsze tak było. Dawniej kolidowały z wiarą religijną. A więc nie tylko fizyka, lecz i metafizyka (wiary systemowej) miała we „wiedzy tajemnej” przeciwnika. Gusła, uroki, czary, lewitacje sprawiały teologom kłopoty dużo wcześniej, nim jęły sprawiać je uczonym. Nawet reakcja pierwszych i drugich była dosyć podobna. Jedni usiłowali rzecz niejako przemilczeć, zatuszować, oddalić, skazać na wygnanie, inni natomiast gotowi byli podejmować próby oswojenia tych zjawisk. Oczywiście próba „domestykacji” takich urągliwych fenomenów wewnątrz fizyki wyglądać musi inaczej niż wewnątrz metafizyki. W fizyce mówi się o promieniowaniach, o mechanizmie przyczynowym, o nieznanych formach energii, a w teologicznej metafizyce o duszach pokutujących, o diabelskich konszachtach itp. A zatem istoty tych zjawisk nie stanowi dla nas ich natura metafizyczna. Istoty tej należy się dopatrywać w wywrotowej robocie, atakującej taki rodzaj ładu, który w danym momencie historycznym zinstytucjonalizował się jako naczelny. Jest więc tak chyba: pierwej człowiek wznosi z największym trudem ład, a potem wystawia go na szwank chaosu. Najpierw wymienia ignorancję na wiedzę, a potem gotów jest wyzbyć się tej wiedzy na rzecz porażającej ignoracji, ponieważ jest ona tajemnicą. Jestem przekonany, że gdyby udało się dokumentnie zracjonalizować i przyswoić praktycznej wiedzy zjawiska pozazmysłowe, więc dokonać tym samym aktu ich „naturalizacji”, to utraciłyby natychmiast swą dotychczasową urokliwość i w poszukiwaniu przyprawiającej o zamęt tajemnicy ludzie jęliby szukać Niedocieczonego gdzieś indziej. Chodzi więc, jak sądzę, o określoną potrzebę właściwą człowiekowi, o potrzebę owej hybris, czyli przekraczającego miarę naruszenia ładu społecznego i kosmicznego, którą dawne społeczności zaspokajały zliturgizowanymi praktykami, np. orgiastycznego typu. Jest więc tak, że człowiek sam niejako wprowadza w uporządkowany przez siebie obraz świata porcje tajemniczego nieładu. Kiedy zaś to uczyni, bierze się do uładzenia takich zastrzyków chaosu i ze zmagań tych powstaje osobliwa dialektyka historyczna. Kiedy mianowicie rozpoznana w danej epoce historycznej tajemnicza żywiołowość ulegnie z kolei należytemu, bo właściwemu normalnym ludzkim praktykom, uporządkowaniu — kiedy np. powstaną już tablice astrologiczne, klasyfikacje czarów, zawarte w księgach wiedzy tajemnej, gdy się skrystalizuje jakaś „teoria spirytyzmu” lub tp. — czyli kiedy w pierwotny nieład zagadki wkroczy metoda, schemat i klucz, zawłaszczone tym sposobem i jakby oswojone już zjawiska zatracają swą pierwotną atrakcyjność i ulegają stopniowemu unieważnieniu, widomemu w postaci rosnącej na nie obojętności. Potem, w następnym wieku, następne pokolenia z ich nowymi rzecznikami Niesamowitego, wszczynają od nowa trud porządkowań, tak borykając się z Niedocieczonym, jakby nie miały nigdy poprzedników. A ponieważ konkretne oblicze Tajemnicy przyprawia zawsze duch czasu, dawne upostaciowania Zagadkowego Chaosu — widome w magiach, czarach i okultyzmach — obecnie zastępują pseudoracjonalne pogłoski o Kosmicznych Przybyszach czy Talerzach Latających. Zmienia się forma i treść konkretna, ale nie zmienia się istota pojedynku, toczonego z Chaosem zarazem pożądanym i likwidowanym zabiegami porządkującymi. Zapewne wszystkie doznane przez ludzi na tej drodze zawody mogą świadczyć o tym, że taki żywioł widmowy jest bardzo trudno pochwytny. Sądzę jednak, że daremność takich wysiłków (wszak nic nie zrodziła rzeczowego magia, tak samo jak nie dały rezultatu poszukiwania Gości Kosmicznych czy Latających Talerzy) świadczy o czymś całkowicie odmiennym, mianowicie o tym, że poczucie zagrożenia jakby dzikim żywiołem nieznanym jest ludziom niezbędne. Tym samym problem okazuje się poważny, skoro kwestia „potrzeby Niesamowitego” jest bodajże niesamowitsza od wilkołaków czy zjaw, którymi ta potrzeba była żywiona. A zatem opowieść grozy jest namiastką tej hybris, którą dawniej ludzie prokurowali sobie realnie, namiastką słabiutką, dziesiątą wodą po kisielu, toteż może być dziś tylko małokalibrową rozrywką