Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Za króla! - odpowiedź zabrzmiała dziwnie głośno w ciasnej kabinie. Honor zaś z ulgą opadła na krzesło, zadowolona, że udało jej się wznieść toast bez przypominania i bez niespodzianek. Atmosfera nagle zmieniła się zupełnie, jakby toast kończył część oficjalną. Honor nie całkiem była w stanie określić, co się stało, gdyż pozornie wszyscy jedynie rozsiedli się wygodniej. Komandor porucznik Hirake nawet założyła nogę na nogę. - Mogę przyjąć, że zrobiłeś porządek z tymi mapami, Joseph? - spytał kapitan Bachfisch. - Zrobiłem, sir - poinformował go porucznik Saunders. - Miał pan rację: były właściwe, tylko źle opisane. Natomiast obaj z komandorem Dobrescu nadal zastanawiamy się, dlaczego przysłano nam uaktualnione mapy Republiki, skoro udajemy się prawie dokładnie w przeciwnym kierunku. - A to akurat jest całkiem proste - odezwała się komandor porucznik Hirake. - Najprawdopodobniej astrogator War Maiden poprosił o nie przed dziewiczym patrolem krążownika. Wiesz, to tylko trzydzieści sześć lat standardowych. Jak na naszą logistykę, to nawet nie najgorszy wynik. Kilkoro obecnych parsknęło śmiechem, a Honor z trudem ukryła zdumienie, widząc szeroki uśmiech także na twarzy Bachfischa. Ten potrząsnął głową i pogroził oficerowi taktycznemu. - Nie należy rozsiewać takich plotek, Janice - zganił ją. - Przede wszystkim dlatego, że rozbudzasz w ten sposób fałszywe nadzieje co do sprawności naszego zaopatrzenia. - Nie wiem, sir, czy tak do końca ma pan rację - sprzeciwił się komandor Layson. - W końcu udało nam się jednak dostać nową głowicę do grasera numer 4. - Udało się, ale nie dzięki zaopatrzeniu - oświeciła go komandor LaVacher. - Znaleźli ją stoczniowcy w magazynie, a wydali, gdy zagroziłam wysadzeniem abordażu na stację. Prawdopodobnie trzymali ją tam z pięć lat i przeznaczona była dla zupełnie innego okrętu, ale myśmy mieli większą siłę perswazji, że się tak wyrażę. Wywołało to nową falę uśmiechów. I wzrost zaskoczenia Honor Obecni zachowywali się teraz zupełnie inaczej niż parę minut temu. A największa zmiana nastąpiła w zachowaniu kapitana, który właśnie przyglądał się z przekrzywioną głową i prawie radosną miną komandorowi Laysonowi. - I mam nadzieję, że w czasie, gdy Joseph porządkował mapy, oboje z Janice zdołaliście wymyślić taki układ ćwiczeń, żeby cała załoga nas znienawidziła? - spytał. - Cóż sir, próbowaliśmy - westchnął Layson, przyznając się do klęski. - Zrobiliśmy, co się dało, ale obawiam się, że część załogi maszynowej jedynie zacznie nas nie lubić. - Hm... - Bachfisch zmarszczył brwi. - Rozczarowaliście mnie nieco... Mając tak zieloną załogę, dobry pierwszy nie powinien mieć żadnych problemów z ułożeniem takiego programu ćwiczeń, by gwarantował on, że każdy z członków załogi będzie wściekły. - A to nam się akurat udało, sir. Problem w tym, że Irma zdołała utrzymać na pokładzie większość poprzedniej obsady, a oni wiedzą już, na co nas stać. - Aha. No cóż, na taki cud nie mogłeś mieć wpływu - przyznał kapitan i spojrzał z naganą na komandor LaVacher. - Jak to zrobiłaś, skoro nie zanotowano serii tajemniczych zgonów w kadrach floty? - Z dużym trudem, sir. Cały czas siedzieli mi na karku i próbowali ukraść najlepszych ludzi. - Tak podejrzewałem. - Tym razem w głosie Bachfischa nie było wesołości, tylko pochwała. - Przejrzałem część twojej korespondencji z kapitanem Allertonem i do samego końca sądziłem, że stracimy bosmanmata Heismana, ale załatwiłaś Allertona pięknie. Mam nadzieję, że Heismana nie będzie to kosztowało opóźnienia awansu; jest nam potrzebny, ale byłoby to nieuczciwe. - Nie będzie, sir. - Zamiast LaVacher głos zabrał Layson - Rozmawialiśmy o tym, zanim Irma użyła ostatecznego argumentu: niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania. W dziale maszynowym brak nam dwóch pomocników bosmańskich, a patrol będzie trwał wystarczająco długo, by miał pan prawo awansować go na któreś z tych stanowisk